Podstrony
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Mastering Delphi 6
- Robert Cialdini Wywieranie wplywu na ludzi. Teoria i praktyka
- Cialdini Robert Wywieranie wpływu na ludzi
- wywieranie wplywu na ludzi, robert cialdini
- Joga snu
- Eddings Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- betaki.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ta bouillabaisse według nowego przepisu nie odniosła specjalnego sukcesu.Louis uważa, że należy coś zmienić w sposobie, w jaki ją się serwuje.Za dużo w niej śmieci, by można ją było podać komuś, kto wystroił się na kolację w lokalu.Za dużo muszli, za dużo ości.- W porządku - powiedział Lloyd prawie nie słuchając.- Powiedz mu, żeby nad tym popracował.- Och.jeszcze jedno.Dzwonił jakiś człowiek, żeby panu powiedzieć, że amulet nie należał do pani Williams.Powiedział, że jego nazwisko brzmi.jedną chwileczkę, proszę.Już mam.Wujek Tug.Zna pan tego wujka Tuga?- Pewnie, że znam - marszcząc brwi odparł Lloyd.- Powiedział, że amulet nie należał do pani Williams i żeby do niego zadzwonić.- Zatem świetnie, zadzwonię.Dzięki, Waldo.Coś jeszcze?- Wszystko przebiega gładko, panie Denman.Niech się pan o nic nie martwi.Lloyd poszedł do saloniku i znalazł książkę telefoniczną San Diego.Przewertował ją w poszukiwaniu McDonalda z Rosecrans Street i wystukał numer.Długo nikt nie odpowiadał i gdy wreszcie dziewczęcy głos zapytał: - McDonald, czym mogę służyć? - słychać w nim było rozpacz spowodowaną jakimś nieszczęściem.Lloyd był pewien, że w tle zawodziły syreny.- Chciałbym się skontaktować z jednym z waszych kucharzy - rzekł Lloyd.- Facetem, który każe do siebie mówić Wujcio Tug.Wydawało się, iż dziewczyna nie może wydobyć z siebie głosu.Lloyd usłyszał następne syreny i czyjeś nawoływania.- Co to, czy wszystko u was w porządku? - zapytał.- Sądząc po odgłosach, macie tam jakąś panikę.- To Wujcio Tug.- Dziewczyna zaniosła się łkaniem.- W jego samochodzie wybuchł pożar.- Co takiego? - zapytał Lloyd.- Wybuchł pożar? Nic mu się chyba nie stało?Ze sposobu, w jaki dziewczyna zaczęła szlochać, poznał natychmiast, że na pewno coś mu się stało, a nawet jeszcze gorzej - że nie żyje.Dziewczyna nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa.Lloyd nie wiedział, że to Sally, kierowniczka Boba, lecz łatwo było poznać, iż to ktoś bardzo przywiązany do Wujcia Tuga.W słuchawce odezwał się głos jakiegoś młodzieńca.- Przykro mi, proszę pana, ale mamy tu w tej chwili niezły kocioł.Wybuchł samochód i zabiło jednego z kucharzy.Przepraszam.Może mógłby pan zadzwonić później.Lloydowi nie pozostało nic innego, jak odwiesić słuchawkę i usiadłszy na sofie, zastanowić się, co, u licha, się dzieje.Jeszcze jeden pożar? Jeszcze jedna śmierć w płomieniach? To zaczynało wyglądać na coś dużo poważniejszego niż seria nieszczęśliwych zbiegów okoliczności.To zaczynało wyglądać, jak gdyby ktoś otworzył ogniste wrota piekieł i widłami nakładał ludzi do środka niczym sam Lucyfer.Traviata dobiegła dramatycznego końca i nagle nastała cisza.Lloyd poczuł się bardzo samotny, a także nielicho przestraszony.Przestraszony własną wyobraźnią, przestraszony ogniem i przestraszony myślą, że oto być może po Ziemi przechadzają się tajemniczy ludzie i dzieją się rzeczy dalece wykraczające poza jego zdolność pojmowania, i to nawet dziś wieczór, w najzwyklejszej w świecie i dobrze mu znajomej północnej dzielnicy San Diego, podczas gdy grają cykady, znad oceanu dochodzą łagodne podmuchy bryzy, a księżyc wstaje zza gór niczym okrzyk bladego strachu.Joe North spotkał się z nim w muzeum techniki w parku Balboa.Było jedno z owych rozpalonych do białości popołudni, gdy wszystkie drzewa i budynki wydają się gubić swój kolor i nawet niebo staje się białe.Lloyd zapłacił wstęp za nich obu i wkroczyli do głównego holu.Przez chwilę stali przyglądając się małemu grubaskowi, który z taką zawziętością pedałował na rowerze podłączonym do dynama, że aż poczerwieniał na twarzy, próbując wytworzyć dostateczną ilość elektryczności, by zaświeciły się światła przedstawionego w przekroju forda fairlane'a.- Nieźle ci idzie, malutki - powiedział Joe, poklepawszy chłopca po plecach.- Co byś powiedział na pracę przy oświetleniu Teatru Miejskiego?Chłopiec popatrzył na niego jak na wariata.Jego czarnoskóry przyjaciel zawołał przez cały hol:- Uważaj, człowieku.Pedały!Joe przyjrzał się Lloydowi, a potem poddał oględzinom własne ubranie.Był pomocnikiem scenografa Opery San Diego i na takiego wyglądał: szczupły neohippis, ubrany w białe spodnie i pstrą czerwoną koszulę.Miał wydatny nos, pod którym widniał wyskubany wąsik.- Słuchaj, czy my wyglądamy na pedałów? - spytał Lloyda.Lloyd wzruszył ramionami.- Nawet gdybyśmy nimi byli, i tak bym nie poleciał na tego wstrętnego bachora.Weszli po schodach na podest i usiedli twarzą w twarz po obu stronach ekranu z pleksiglasu.Gdyby Lloyd miał ochotę pokręcić gałkami po swojej stronie ekranu, mógłby stopniowo nakładać na rysy twarzy Joego własne odbicie, aż Joe zamieniłby się w niego.North mógł zrobić to samo.- Opowiedz mi o Ottonie - poprosił Lloyd.- Hm, Otto.- odparł Joe.- Co ja takiego mogę o nim powiedzieć? Bardzo dziwny facet.Wielka charyzma, co do tego nie ma dwóch zdań.Jeden z tych ludzi, na których nie można nie zwrócić uwagi.- Jak on wygląda? - spytał Lloyd.- Koło sześćdziesiątki.nie, prawdopodobnie jeszcze starszy.Wygląda na bardzo zasuszonego, rozumiesz? Jakby ktoś ziarnko pieprzu zostawił na słońcu.- Ale skąd się tu wziął? W jaki sposób zdołał się przyczepić do opery?Joe odchrząknął, kaszlnąwszy przy tym donośnie.- Sądziłem, że zdążyłeś go już poznać.Skoro Celia tak dobrze go znała.To właśnie ona przedstawiła go wszystkim członkom zespołu.Przyprowadziła go na próbę przedstawienia galowego - kiedy to było, w kwietniu zeszłego roku? Powiedziała, że prowadzi coś w rodzaju grupy odrodzenia duchowego.dwa razy w tygodniu.Lloyd pokręcił gałkami znajdującymi się pod ekranem i stopniowo jego twarz wtopiła się w oblicze Joe Northa.Efekt był niepokojący, jak gdyby zniknęła cała jego osobowość.Jak gdyby popatrzył do lustra i ujrzał w nim kogoś zupełnie innego.- Otto zebrał nas wszystkich wokół siebie na scenie - mówił Joe.- Była z nim ta kobieta.O rany, nie widziałeś w życiu takiej baby.Walkiria z krwi i kości.Nie mówiła zbyt wiele, ale miało się w jej obecności uczucie, że jeśli w przeciągu trzech sekund nie uda ci się położyć jej na łopatki, do końca życia będzie patrzyła na ciebie jak na pokarm dla psów.Lloyd wyprostował się na siedzeniu.- Jakie miała nazwisko? Wiesz, jak się nazywała?Joe potrząsnął głową.- Słyszałem je, owszem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]