Podstrony
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Master of the Night Angela Knight
- Mastering Delphi 6 (2)
- Mastering Delphi 6
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Smith Martin Cruz Skrzydla nocy
- Kelly Cathy Czego ona chce
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napisany pospiesznie, kulfoniasto, informował, że jej wóz został zgodnie z instrukcjami zaholowany do miasta i znajduje się obecnie w warsztacie w centrum, gdzie zostanie naprawiony i będzie do odebrania za mniej więcej cztery dni.Schowała kartkę z powrotem do koperty i rozejrzała się wokoło.Obsługa auto serwisu dzwoniła widocznie, ktoś im otworzył i zapomniał potem dokładnie zamknąć drzwi.Z pierwszego piętra dobiegały odgłosy włączonego telewizora pani Oestreicher, szedł „Matt Houston”.Była niemal pewna, że to właśnie jej telewizor.Zamknęła drzwi i wspięła się na górę do siebie.Torbę rzuciła na kanapę.Zrzucając ruchami stóp buty, weszła do kuchni i wyjęła z lodówki butelkę białego wina.Na suszarce stały trzy dokładnie wymyte kieliszki - jedyne, jakie miała.Napełniła jeden najlepszym trunkiem Paula Massona i przeszła do salonu.Jej myśli krążyły wciąż wokół Ronalda DeVries i jego gwałtownie zmieniającego się nastroju.W jednej minucie, tak jak z początku niewypowiedzianie czarujący, tak po chwili wydawał się zdolny ją udusić.Tak, tak, matka zawsze ostrzegała ją przed przyjmowaniem propozycji podwiezienia.„Handel białymi niewolnicami wciąż kwitnie, Nancy, i nie pozwól, by ktokolwiek wmawiał ci, że jest inaczej”.Trzema łapczywymi haustami opróżniła kieliszek i napełniła go ponownie.Około dwudziestu minut próbowała oglądać telewizję, była jednak zmęczona, a i wino zrobiło swoje, tak że w końcu przeszła do sypialni, zaciągnęła rafiowe story i rozebrała się.Błękitny kostium powiesiła starannie w szafie, buty ustawiła równo tuż pod nim.Po głowie chodził jej urywek z piosenki Dylana: „Co to jest, że taka miła dziewczyna jak ty, robi takie głupoty?” Mruczała to sobie nieustannie pod nosem, przygotowując się do kąpieli, krążąc w tę i z powrotem między sypialnią a łazienką, zmywając bezbarwny lakier z paznokci, upinając włosy, ścierając szminkę.Spędziła w wannie dziesięć rozkosznych jak marzenie minut.Z rozleniwieniem obserwowała skapujące z nieszczelnego kranu krople wody i kłęby pary, unoszące się pod sufitem niczym parada niedorozwiniętych duchów.Jej myśli krążyły znów wokół posążka bożka Pana, wokół jego kopyt, brody i skośnych, szalonych oczu.Ten obraz zapadł jej w pamięci jak rozedrgana stop-klatka video.Nie chciał zniknąć i mimo wszelkich wysiłków nie dawał się wymazać.Wytarła się i naga usiadła przed toaletką, wklepując w twarz krem Clinique.Spójrz na siebie, pomyślała.Dwadzieścia sześć lat, zgrabna, ładna, inteligentna.Duże, zielone oczy, zmysłowe wargi, figura modelki.Co takiego siedzi we mnie, że nie umiem się oprzeć właśnie tym niewłaściwym mężczyznom? Czemu po raz sto pięćdziesiąty siódmy będę tej nocy spała sama? Zupełnie nie wiem, po co właściwie biorę pigułki.Przykryła dłonią lewą pierś.Gdy mnie dotkniesz, czy nie zareaguję? Gdy mnie pocałujesz, czy nie odpowiem? Jestem kobietą hojnie obdarzoną przez naturę, głęboko uczuciową, kobietą znającą wszystkie namiętności głęboko uczuciowej kobiety.Nawet więcej.I za to wszystko pragnę tylko, żebyś traktował mnie jak człowieka.Nie tak, jak John Bream, nie tak, jak Ronald DeVries.Czemu mężczyźni winią mnie za wszystko? John za nie spłacony w łóżku rachunek na siedemdziesiąt osiem dolarów i dwadzieścia pięć centów, włączając napiwek.Ronald za jakieś nie wyjaśnione kłopoty, które miał w San Hipolito w Meksyku.Przewiązała włosy wstążką i wyjęła z szafy czystą koszulę.Sypiała zawsze w męskich koszulach po części dlatego, że był to całkiem wygodny nocny strój, a po części, że lubiła chodzić do magazynów Searsa z męską odzieżą i tam je kupować, niby dla męża lub chłopaka.Ułożyła się w pościeli, biorąc ze sobą książkę, którą czytała już od paru miesięcy, każdego kolejnego wieczoru posuwając się nie więcej niż o dwie lub trzy strony.Była to ,,Analiza współczesnej reklamy”.Nakręciła swój budzik Minnie Mouse i pociągnęła za wyłącznik górnego światła.„Reklamy Ogilvy'ego z 1958 roku dotyczące importowanych rolls-royce'ów zawierały jedynie fakty, bez żadnych przymiotników, bez żadnych przymiotników.” czytała, lecz myślą była wciąż przy posążku bożka Pana i tym, co powiedział Ronald: „Nikt - nigdy - nie oskarżył mnie o to, że próbuję go przestraszyć.Że próbuję go przestraszyć.”Usiłowała skupić się na książce.„Agencja musiała stawić czoła dawnym, utrwalonym przekonaniom, że rolls-royce to nie samochód, a cudeńko za ponad dwadzieścia tysięcy dolarów, które wymaga szofera.”„Nikt - nigdy -.”Przeczytała jeszcze z półtorej strony, ziewnęła i odłożyła książkę na nocny stolik.Wyłączyła lampkę i zagrzebała się w prześcieradła.Przez chwilę leżała na boku, spoglądając na tańczące na ścianie smugi światła.Co noc tak się układały - odblaski lamp ulicznych, prześwitujące przez krzewy jukki na tylnym podwórku.W sztormowe noce szamotały się gwałtownie, teraz jednak, gdy było spokojnie i łagodnie, kołysał nimi tylko lekki podmuch od morza.Jej oczy się zamknęły.Jeszcze jakieś odruchowe drgnięcie, zmarszczenie brwi.Zasnęła.Z początku spała bez snów, potem jednak znalazła się gdzieś, na jakimś wietrznym wzgórzu, całe mile od jakiegokolwiek znanego jej miejsca.W oddali widziała białe i czerwone światła przejeżdżających autostradą samochodów, ale coś jej podpowiadało, że to nie ta autostrada, że idzie w złym kierunku.Próbowała opanować panikę, wiedziała jednak, że się zgubiła i że wiele godzin minie, nim znajdzie drogę do domu.Dotarła do samotnie stojącego, cichego i opuszczonego budynku w dawnym stylu.Wpłynęła na schody.Otwarte drzwi.Na zaniedbanej werandzie leży na boku fotel na biegunach, szare szczury szarpią zębami jego wiklinowe siedzenie.Ktoś umarł, pomyślała i zaraz poczuła się osaczona przez mrok, przytłoczona ciemnością.Poczuła lęk.Wiedziała, że musi wejść do tego domu i poszukać telefonu.Rozwarła szeroko drzwi.Wnętrze budynku było ciemne i duszne.Tuż przy schodach stała wysoka gablota wystawowa.Szyby oblepione brudem i kurzem, patyną setek lat zaniedbania.Podpłynęła ku niej, spróbowała zajrzeć do środka, jakieś mroczne, skręcone kształty.Przetarła szkło ręką, lecz nie udało się jej dojrzeć niczego więcej.Z jakiegoś powodu bała się tych niewyraźnych kształtów.- Nikt - nigdy.- wyszeptał jakiś głos.Głos tak zimny, jak woda kapiąca z kranu w nie używanej od dawna łazience.- Nikt - nigdy - nie oskarżył mnie o to, że próbuję.Nie poruszając wcale nogami, uniosła się po schodach, mijając na półpiętrze podświetlone okno, w którym tańczyła brązowa statuetka bożka Pana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]