Podstrony
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Koonz Dean R Tunel strachu
- Dean R. Koonz Tunel strachu
- Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Mangold Tom, John Penycate Wi podziemna wojna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Randolph odłożył karty na stół i odpowiedział na pytanie Doogiego z cierpkimrozbawieniem: W pokera.Doogie nie spieszył się z krępowaniem obu mężczyzn, najpierw musiał bowiemsprawdzić, czy nie są uzbrojeni.Obaj mieli na sobie kurtki, niewykluczone więc, że312ukrywali pod nimi pistolety.Nie mając nic do stracenia, mogli zrobić coś szalonego na przykład otworzyć ogień do dzieci, licząc na to, że zabiorą ze sobą do grobu choćjedno z nich.W tej sytuacji nie mogliśmy pozwolić sobie nawet na najmniejszą pomyłkę. Gdyby nie Wisteria zwrócił się do mnie Randolph Del Stuart już dawnoprzestałby finansować mój projekt. Twój projekt? Ale kiedy ona spieprzyła sprawę, potrzebowali mnie.Albo przynajmniej tak imsię wydawało.Chcieli zobaczyć, jak wygląda przyszłość.Przeczuwając, że wkrótce Randolph odsłoni przede mną paskudną prawdę, wark-nąłem: Zamknij się.Zabrzmiało to jednak bardzo słabo, ponieważ w gruncie rzeczy wiedziałem, żemuszę usłyszeć to, co ten człowiek ma mi do powiedzenia, nawet jeśli tego nie chcia-łem.Tymczasem Randolph zwrócił się do Doogiego: Spytaj mnie jaka jest stawka.Słowo stawka sunęło wzdłuż ścian, wciąż pobrzmiewało cichym szeptem, kiedyDoogie posłusznie zapytał: Jaka jest stawka? Gramy o to, kto pierwszy będzie mógł polać te bachory benzyną.Poprzedniej nocy mężczyzna zwany Conradem na pewno nie miał ze sobą broni gdyby ją miał, zastrzeliłby mnie w chwili, gdy dotknąłem jego twarzy.Poruszając pustymi rękami, jakby tasował karty, Randolph dodał: Potem o to, kto przystawi zapałkę.Doogie wyglądał tak, jakby zamierzał najpierw wystrzelić, a dopiero potem mar-twić się o rykoszety.Powstrzymał jednak gniew i spytał: Dlaczego jeszcze ich nie zabiliście? Nasza numerologia mówi nam, że ta ofiara powinna składać się z pięciu inteli-gentnych istot.Do niedawna myśleliśmy, że mamy tylko czwórkę.Ale teraz myślimy. Uśmiechnął się do mnie. Teraz myślimy, że to nie jest zwyczajny pies.Może byćpiąty.Kiedy nam przerwaliście, graliśmy o to, kto podpali kundla.Przypuszczałem, że Randolph też nie ma broni.O ile nie pominąłem czegoś w gale-rii jego upiornych osiągnięć Jedyną ofiarą, którą zabił z broni palnej, był jego ojciec.Tozdarzyło się czterdzieści cztery lata temu.Od tej pory preferował raczej bliższe kontakty do niedawna jego ulubione narzędzia stanowiły młotki i noże. Twoja matka znów odwrócił się do mnie była hazardzistką.Zagrała o przy-szłość całej ludzkości i przegrała.Ale ja nadal lubię hazard.313Udając, że znów tasuje karty, Randolph zbliżył dłoń do lampki. Nie rób tego ostrzegł go Doogie.Ale Randolph nie posłuchał.Przesunął wyłącznik i nagle wokół nas zapadła ciem-ność.Nim jeszcze zgasło światło, Randolph i Conrad już podrywali się na równe nogi.Zrobili to tak gwałtownie, że przewrócili oba krzesła, a trzask upadających mebli niósłsię jeszcze przez dłuższą chwilę po pokoju, powtarzając ten sam rytmiczny wzór.Ja także natychmiast ruszyłem do akcji.Szedłem wzdłuż ściany, w stronę dziecii Orsona, trzymając się z dala od Conrada to on siedział bliżej mnie i zapewne terazrzucił się w miejsce, gdzie stałem przed chwilą.Ani on, ani Randolph nie należeli doludzi, którzy w podobnej sytuacji biegną do wyjścia.Nie odrywając lewej dłoni od ściany, prawą nasunąłem na oczy gogle.Wyciągnąłemzza pasa latarkę na podczerwień, włączyłem ją i oświetliłem pokój w miejscu, w którymspodziewałem się ujrzeć Conrada.Był bliżej, niż przypuszczałem.Domyślił się zapewne, że przede wszystkim spróbujęchronić dzieci.Trzymał w dłoni nóż i wymachiwał nim na oślep, licząc na to, że któryśz ciosów trafi właśnie we mnie.Jak dziwnie czuje się w królestwie ślepców człowiek obdarzony wzrokiem.Obserwując Conrada, który szarpał się jak ryba w sieci, kręcił w kółko, wymachiwał rę-kami w bezsilnej złości, sfrustrowany i zdesperowany, poznałem w jednym procencieto, co musi czuć Bóg, patrząc na nasze życie.Kiedy Conrad wciąż ponawiał ambitne, lecz nieskuteczne próby wyprucia ze mniewnętrzności, zaszedłem go od tyłu, Stosując technikę, która z pewnością wywołałabysłuszne oburzenie członków Amerykańskiego Stowarzyszenie Dentystów, wziąłem la-tarkę w zęby, zacisnąłem dłonie na karabinie i kolbą uderzyłem Conrada w tył głowy.Osunął się na podłogę i tam już pozostał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]