Podstrony
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Norton N22 Michael Crichton (2)
- Crichton Michael Norton
- Jordan Robert Triumf chaosu (SCAN dal 716)
- Jordan Robert Triumf chaosu
- Andre Norton SC 1.4 Czarodziej ze Swiata Czarownic
- FrontPage 2002 Praktyczne projekty
- Terry Pratchett 10 Ruchome Ob
- Ringo John Wojny Rady Tom 1 Tam Będą Smoki
- DiMercurio Michael Wektor zagrozenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem, jej myśli były w lataczu, a druga jej część skazała go na zagładę…Zupełnie nie obchodziło jej, czy ten statek z nieznanego świata zostanie unicestwiony, czy nie.Ale Thom? Thom to była zupełnie inna sprawa.— Zass.— Zorsal mógł nie zrozumieć jej słów, chociaż zawsze reagował na swoje imię.— Szukaj Thoma! — W te dwa słowa włożyła tyle mocy, że zwierzę od razu wzbiło się w powietrze.Gwałtownie wymachując skrzydłami, skierowała się w ślad za śmiercionośną bronią.Nie obrała dokładnie takiego samego toru lotu, lecz poleciała bardziej na północ.Simsa nie niepokoiła się tym, gdyż Zass była myśliwym o talencie, jakiego mógł pozazdrościć każdy człowiek.Gdy zorsal odleciał, Simsa wsunęła berło z powrotem za pasek.Nie było już w nim ciepła, na dłuższy czas odeszła jego moc, być może użyta w nadmiarze w ostatnim czasie.Tak jak Starsza uspokoiła się, ofiarując Simsie tymczasową swobodę.A dziewczyna odezwała się do obcych głośno i niecierpliwie, niemal ze złością.Przysięgła sobie, że pewnego dnia nauczy się, jak używać wiedzę Starszej, będąc zarazem sobą.Teraz pragnęła być sobą przynajmniej wtedy, gdy Starsza jej nie kontrolowała.— Co dzieje się z lataczem? — wyraźnie wypowiadała poszczególne słowa, wiedząc, że jeśli nie zrozumieją jej obcy, Zass jej teraz nie pomoże.Odpowiedzią było milczenie.Dwaj obcy, którzy wciąż trwali przy niej, nawet nie poruszyli się.Obaj stali wyprostowani, z uniesionymi głowami, wpatrując się w mgłę.Na polanę wciąż docierały odgłosy wydawane przez śmiercionośną broń, które stopniowo cichły.Nie docierał natomiast żaden dźwięk pochodzący z silników latacza.Simsa podeszła do nich.Mimo wstrętu, jaki w niej wzbudzali, złapała bliższego z nich za górną kończynę.Jego głowa powoli odwróciła się i jego oczy napotkały wzrok dziewczyny.— Co się stało? — zapytała, jednocześnie postanawiając w duchu, że nie da mu spokoju, dopóki nie usłyszy prawdy.Rozdział szóstyObcy bez trudu odtrącił dłoń Simsy.Nie zwracając już na nią najmniejszej uwagi, wraz z drugim ruszył w kierunku skalnego bloku.Bez trudu przebyli zarośla, po czym obaj wspięli się po gładkiej ścianie do najniższego otworu.Dziewczyna spróbowała iść w ich ślady, jednak jej dłonie nie były w stanie znaleźć żadnego punktu zaczepienia.Szpony obcych były tu o wiele bardziej przydatne niż jej palce.Pomyślała o Zass.Mogłaby wezwać na pomoc zorsala, tylko po co? Jakiej pomocy mógłby udzielić jej ptak?Zaczęła krążyć wokół podstawy skalnego bloku.Na dostępnym dla niej poziomie nie znalazła żadnego otworu, nawet śladu czegoś, co mogłoby być wejściem.Wreszcie, wziąwszy głęboki oddech, dziewczyna zawołała — nie głośno, lecz raczej wewnątrz swego umysłu, wysyłając dookoła fale, które były wołaniem o pomoc.Uczyniwszy to, nadal obserwowała uważnie otwory ponad swą głową.W żadnej spośród ciemnych czeluści nic się nie poruszyło.W porządku.Niech więc tak będzie! Pozostała jej tylko jedna szansa — powrócić do tej samej podziemnej trasy, która ją do tego miejsca przywiodła.Simsa nie zastanawiała się, co skłaniało ją do takiego wyboru.Tutaj była w końcu w miarę bezpieczna, po co więc miała ponownie wybierać się tam, gdzie istniała tylko skalista ziemia, niemal całkowicie pozbawiona wody? Dlaczego?Jej dłonie pogładziły berło.Poszukiwała wolności, tego jej właśnie było potrzeba.Obcy nie stanowili zagrożenia.Rzeczywiście, wezwali moc właściwą Starszej dla swoich własnych celów.Uczynili to tak udanie, że nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, iż spoglądają na Simsę tak, jak ona spoglądała na Zass, czyli na formę życia o wiele niższą, ale bardzo użyteczną.Jeżeli moc, którą przywołali, skutecznie zajęła się lataczem, jak zapewne było w rzeczywistości, jakie to miało dla niej znaczenie? Zapewniła Simsy jedynie to, czego bardzo pragnęła — wolność i niezależność wobec natrętnej ciekawości osobników z innego świata, ich dążenia, by uczynić z niej bezwolne narzędzie, takie, jakim w żadnym wypadku nie zamierzała być.Od dzieciństwa dawała sobie radę sama i nie potrzebowała nad sobą żadnej władzy.Pozostawał Thom.Toczyli wspólną walkę, to prawda.Jednak wszelkie zobowiązania pomiędzy nimi uległy przedawnieniu już bardzo dawno temu.W końcu to Thom zwrócił uwagę tych z dalekich przestrzeni na jej istnienie.Niczego mu więc nie zawdzięczała.W chwili, gdy po głowie dziewczyny błądziły te gwałtowne myśli, niespodziewanie zauważyła prostą drogę wiodącą pod łukowatym sklepieniem utworzonym przez gałęzie drzew.Prowadziła ona prosto do otworu, stanowiącego wejście do tunelu, którym tutaj przybyła.W Simsę wstąpiła nowa nadzieja.Nie mogła poddawać się przecież zwątpieniu, gdy oto otwierały się przed nią nowe możliwości wyjścia z opresji.Napełniła naczynie wodą z fontanny, po czym przemyła swą podrapaną twarz.Dopiero teraz zauważyła, że drzewa obrośnięte są jakimiś owocami o ciemnoniebieskim kolorze.Gdy zrywała jeden z owoców ślina wypełniła jej usta na samą myśl o jedzeniu.A jednak zawahała się.Jego zjedzenie mogło z równym powodzeniem, jak zaspokojenie głodu, oznaczać śmierć.Z drugiej strony, woda nie otruła jej, lecz raczej odświeżyła, poza tym, musiała przecież coś jeść.Simsa rozerwała jeden z owoców, tak delikatnie, jak czyniła to uprzednio z waflami z żelaznej racji.Sok, który wypłynął ze złocistego miąższu natychmiast zwilżył jej palce.Polizała je, najpierw bardzo ostrożnie, a potem z zachłannością zaczęła jeść smaczny owoc.Gdy najadła się nim, zaczęła zbierać ich więcej, aż wypełniła wszystkie kieszenie płaszcza.Dopiero wtedy skierowała swoje kroki do tunelu.Jeszcze nie weszła do środka, a już zaczęła rozmyślać, jak znajdzie w ciemności powrotną drogę.Tym razem nie będzie z nią przecież świecącego przewodnika, będzie musiała posuwać się w kompletnym mroku.Bez światła z łatwością wpadnie przecież w pierwszą lepszą zasadzkę.Może już samo wejście do środka oznaczało znalezienie się w sytuacji bez wyjścia? Simsa głośno przełykała ślinę, zastanawiając się.Smak niedawno zjedzonego owocu nagle wydał się jej mdły.Przystanęła przed wejściem.Odwróciła głowę, jednak nie dostrzegła za sobą żadnego ruchu, znikąd nie mogła oczekiwać pomocy.Była zdana wyłącznie na własne siły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]