Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grądzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadania
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Lem Stanislaw Bomba megabitowa (SCAN dal 935)
- Daw
- Ellroy James Krew to wloczega
- Kowalewski Wlodzimierz Bog zaplacz (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmienił się tak, że ludzie go polubili.Z biegiem lat począł się ubierać na wzór ludzki, a także bardzo szybko nauczył się ludzkiej mowy.— I widziałeś go naprawdę?— Tak jak ciebie widzę — uśmiechnął się Barnaba.— Codziennie wieczorem wychodzi z Jamy, podlewa kwiaty w swym ogródku, siada na ławeczce i zapala fajkę.— Tak jak ty!Barnaba skinął głową, wyjął z kieszeni fajkę, napełnił ją tytoniem i zapalił.— Czy chciałbyś jeszcze zobaczyć Smoka Wawelskiego? — zapytała Marysia.— Dawno go już nie widziałem — odparł dziadek.— Siedzę na tym pustkowiu, do miasta daleko, podróż długa i męcząca.Nagle wyjął z ust fajkę i począł nadsłuchiwać.Zdawało się mu, że wiatr przyniósł z sobą daleki warkot motoru.— Ktoś jedzie do nas.— Może wysłannik księcia?— Ten był niedawno, to ktoś inny.Słyszę coraz lepiej.Obydwa owczarki — Zagryź i Uduś — zbudziły się i nastawiły uszy.Po chwili cicho zawarczały.— Leżeć pieski, leżeć.Jadą goście.Na pewno zechcą zanocować, bo wieczór na karku, a jazda po nocy niebezpieczna.Warkot motoru był coraz głośniejszy.Samochód pokonywał ostatnie skręty drogi przed Dziką Przełęczą.Barnaba i Marysia wyszli przed budynek oberży i spoglądali w stronę, z której dochodził odgłos silnika.Wreszcie na zakręcie szosy pojawił się samochód, w którym jechały trzy osoby.W chwili gdy maszyna zatrzymała się przed gospodą, Barnaba i Marysia ujrzeli, że za kierownicą siedzi najprawdziwszy Smok, w skórzanej czapce i okularach na głowie.— Dziadku, Smok — krzyknęła dziewczynka i mocno chwyciła nogawkę dziadkowych spodni.Zagryź i Uduś z głośnym szczekaniem rzuciły się w kierunku przybyłych.— Zagryź! Uduś! Do nogi — krzyknął Barnaba.Psy przestały szczekać i wróciły do swego pana.Smok wyszedł z samochodu i zwrócił się do towarzyszy:— Jesteśmy na Dzikiej Przełęczy.Tu zjemy kolację i zanocujemy.— Witam, witam — wołał gościnnie stary Barnaba, kusztykając w kierunku gości.Smok zasalutował jak prawdziwy wojskowy.— Czy mam przyjemność z panem Barnabą? — zapytał.— Do usług waszej mości.— A ja jestem Smok Wawelski.— Poznaję, poznaję — zawołał stary wojak.— Przecie i ja mieszkałem niegdyś na zamku i widywałem cię codziennie.Moja Marysia bardzo się ucieszy z poznania tak sławnego podróżnika.Dopiero co czytaliśmy razem książkę o smokach.— A to są moi towarzysze — doktor Koyot oraz kuchmistrz Bartolini.— Pozwólcie, panowie, do środka — zapraszał Barnaba, rad z przyjazdu gości.— Nocleg przyrządzę wam znakomity, bo na pewno jesteście zmęczeni podróżą.— Samochód nie może zostać na szosie — powiedział Smok — mamy w nim cenne bagaże.— Proszę zajechać na podwórze.Bramę zamkniemy na kłódkę, a pieski będą go pilnowały przez całą noc.Dawno już nie było tu zbójów, ale ostrożność nie zawadzi.— Spotkaliśmy dziś całą bandę — odezwał się mistrz Bartolini — ale to byli jacyś dziwni ludzie.Zamiast obrabować poczęstowali nas jedzeniem, a na pożegnanie obdarowali workiem złotych pieniędzy.— To znaczy, że byliście w rękach Krwawej Kiszki! — zawołał Barnaba.— Słyszałem, że znowu wrócił w te strony.— Wcale nie wygląda na krwawego zbója — rzekł doktor.— Trzeba wam wiedzieć, że wszyscy jego ludzie noszą tak przerażające imiona.Ale w gruncie rzeczy są to poczciwcy nie czyniący nikomu nic złego.Wprowadziwszy samochód na podwórze oberży, podróżni weszli do izby jadalnej, zajmującej parter budynku.W jednym jej rogu widniał kamienny kominek.Środek izby zajmował ogromny stół, otoczony dwunastoma krzesłami o siedzeniach wyłożonych skórą.Ze stropu zwisał staroświecki świecznik.Ściany izby ozdobione były rogami jeleni i głowami dzików.Goście usiedli przy stole, a Barnaba zajął się rozpalaniem ognia na kominku.— Tak więc, moi drodzy — rzekł Smok — jeden dzień podróży mamy już za sobą.— Co mam przygotować na kolację? — zapytał Bartolini.Smok zastanawiał się przez chwilę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]