Podstrony
- Strona startowa
- Maciarewicz Antoni Raport o działaniach służb specjalnych MON
- Antoni Macierewicz Raport o dzialaniach WSI
- John Grisham Raport Pelikana
- Grisham John Raport Pelikana (2)
- John Grisham Raport Pelikana (3)
- Herbert Frank Mesjasz Diuny
- Harry Harrison Zemsta Stalowego Szczura
- Mochnacki M. Powstanie Narodu Polskiego (ksiega I)
- Harman Andrew Lemingrad
- Carpenter Leonard Conan Renegat (SCAN dal 1142)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włożyliśmy w nacisk na drzwi cały wysiłek, na jaki nas było stać, gdy w tem.gwałtownie i bezdźwięcznie rozwarły się one przed nami.Powiało chłodem na rozpalone nasze głowy, błysnęły gwiazdy na niebie, jakby mrugając porozumiewawczo.Wszystko to zmieściło się jakoś w jednym mgnieniu oka.Skok w ciemną przestrzeń i bieg w kolejności: Jasiek, ja, Edek.Jednocześnie sypnęły się za nami strzały.Jak biegliśmy szybko - trudno opisać.Kule nas nie tknęły.Rwaliśmy powietrze w strzępy szybkimi ruchami rąk i nóg.Gdy byliśmy mniej więcej sto metrów od piekarni, zacząłem krzyczeć: “Jasiek, Jasiek.”, lecz Jasiek gnał naprzód jak koń wyścigowy.Gdybym mógł go dopędzić, chwycić za ramię.Odległość między nami trzema wciąż była jednakowa, pędziliśmy wszyscy równomiernie.Strzałów za nami było dziewięć.Potem ucichło.Esesman przypuszczalnie rzucił się do telefonu.Ten, co spał, na pewno przez pierwszą minutę był całkowicie zdezorientowany.Chciałem zatrzymać Jaśka, miałem bowiem w planie kierunek ucieczki pod kątem prostym w prawo od tego, w którym mknęliśmy.Udało mi się to mniej więcej po 200-300 metrach.Jasiek zwolnił, ja dopadłem go, Edek dobiegł również.- No, co? - pytał Jasio zdyszany.- Teraz już chyba nic - odrzekłem.- Mówiłeś, że masz dalszy plan marszu?Zgadzało się, plan miałem.Miałem przebrnąć Sołę i iść drugą stroną rzeki w kierunku odwrotnym - wprost na obóz i dalej na południe, na Kęty.Lecz bieg Jaśka w kierunku północnym wszystko zmienił.Teraz już zawracać było zbyt późno.Było po drugiej nad ranem.Należało się spieszyć.- Więc co teraz? - pytali koledzy.- Nic.Ubierajmy się – rzekłem.- Ja poprowadzę dalej.My dwaj byliśmy prawie w kąpielówkach, z węzełkami z ubrań pod pachą.Biegliśmy dotychczas w pewnej odległości od rzeki, lecz wzdłuż Soły, na północ.Teraz, po przebraniu się i pozostawieniu dobrze ukrytych w krzakach spodni w pasy, które przez omyłkę wzięliśmy ze sobą, poprowadziłem nas na sam brzeg rzeki (lewy), i brzegiem, krzakami dalej na północ.Edek zapytany, czy ma paczkę ze sproszkowanym tytoniem, oświadczył, że miał, ale się w biegu wszystko wysypało.Jeśliby puścili psy po śladach, nawąchają się tej tabaki.Tytoń ten suszyłem i starłem na tabakę już bardzo dawno, jeszcze pracując w łyżkarni, skąd mieliśmy niegdyś przygotować ucieczkę dla kolegów.Teraz co prawda zbyt szybko się wysypała, lecz zawsze mogła nieco chronić ślady.Nie zmieniając raz obranego kierunku na północ, mieliśmy przed sobą widły rzeczne.Soła wpadała do Wisły, lecz przed tym jeszcze przez Sołę w prawo był most kolejowy, podług zebranych wiadomości, strzeżony stale przez wartownika.- Tomek, gdzie idziesz? - pytał Jasio.- Nic nie gadaj.Nie mamy wyjścia innego i nie mamy wiele czasu.Idziemy możliwie najkrótszą drogą.Zbliżaliśmy się do mostu.Szedłem pierwszy, miałem gumą podbite podeszwy.Za mną o 10-15 kroków szedł Jasio, a na końcu Edek.Ostrożnie, obserwując budkę z lewej strony na przyczółku mostu, wszedłem na nasyp kolejowy i most.Koledzy szli za mną.Cicho stąpając, zaczęliśmy jednak dość szybko posuwać się po moście.Przeszliśmy już trzecią część, potem połowę, zbliżaliśmy się do przeciwległego brzegu, do końca mostu.Na razie szliśmy bez przeszkód.Wreszcie, gdy most się skończył, skoczyliśmy szybko w lewo, z nasypu na łąkę czy pole.Niespodziewanie dla nas most przebrnęliśmy bez przeszkód.Posterunkowi musieli się gdzieś zabawiać w przyjemnym towarzystwie na święta.Dalej, z lewej strony toru, obrałem kierunek na wschód, wzdłuż Wisły.Orientować się było łatwo, niebo było pełne iskrzących gwiazd.Już czuliśmy się w jakimś stopniu wolni.Od całkowitego uczucia wolności dzieliło nas jeszcze ciągle niebezpieczeństwo.Rozpoczęliśmy bieg na przełaj.Z prawej strony zostawało miasteczko Oświęcim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]