Podstrony
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Mangold Tom, John Penycate Wi podziemna wojna
- Graves Robert Biała Bogini
- borland c unleashed
- Pullman Philip Mroczne materie 2 Magiczny nóż
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiem jasno: chciałbym, żeby zrezygnował pan z tej sprawy.Do cholery, przecież ten absurd może mnie drogo kosztować! Rozumie pan, o czym mówię?- Namawia mnie pan, panie prezydencie, do zaniechania czynności służbowych? - Voyles postanowił być brutalny.Coal pochylił się nad monitorem.Nie, każę ci zapomnieć o raporcie “Pelikana” - chciał się wtrącić.Szkoda, że nie może wytłumaczyć tego Voylesowi osobiście.Napisałby mu to nawet wołami na kartce, a potem strzelił go w pysk! Cholerny tłusty kurdupel, który udaje cwaniaka! Siedział jednak w ukryciu i nie mógł się wtrącać.Przez jedną bolesną chwilę poczuł się gorszy i zapomniany.Prezydent zmienił pozycję, zakładając nogę na nogę.- Wolne żarty, Denton! Wiesz, o co mi chodzi.Macie rekiny w zasięgu ręki, a uganiacie się za płotkami.Dziennikarze bacznie przyglądają się dochodzeniu; umierają wprost z ciekawości, by dowiedzieć się, kim są podejrzani.Sam pan wie, jacy oni są.Nie muszę panu mówić, że nie mam wśród nich przyjaciół.Nawet mój własny rzecznik prasowy szczerze mnie nienawidzi.Cha, cha, cha! Niech pan da sobie z tym spokój.Proszę się wycofać i zająć prawdziwymi złoczyńcami.Ta sprawa to żart, ale ja mogę, cholera, przypłacić to zdrowiem.Denton spojrzał na niego twardo.Nieubłaganie.Prezydent znów zmienił pozycję.- A co z tym Khamelem? Mocno podejrzany, hę?- Niewykluczone.- No tak.Mówiliśmy o liczbach.Ilu ludzi oddelegował pan do sprawdzenia Khamela?- Piętnastu - odparł Voyles.Prezydentowi opadła szczęka.Najgroźniejszy podejrzany dostaje piętnastu agentów, a ten cholerny “Pelikan” czternastu !Coal uśmiechnął się i pokręcił głową.Voyles pogubił się we własnych kłamstwach.Szef administracji doskonale pamiętał, że u dołu czwartej strony środowego raportu Eric East i K.O.Lewis określili liczbę agentów zajmujących się Khamelem na trzydziestu.Trzydziestu, a nie piętnastu! - Spokojnie, szefie - szepnął do monitora.- Blefuje i bawi się z panem.- Wielkie nieba, Denton! Dlaczego tylko piętnastu? Wydawało mi się, że to przełom w śledztwie.- Prezydent nie krył zaniepokojenia.- Może paru więcej.Przypominam jednak, że to ja prowadzę dochodzenie, panie prezydencie.- Wiem.I robisz to doskonale.Do niczego się nie mieszam.Chciałbym tylko, żebyś wziął pod uwagę inny sposób wydatkowania energii.To wszystko.Kiedy przeczytałem ten raport, omal nie zwymiotowałem.Gdyby dowiedziała się o tym prasa i zaczęła węszyć.Byłby to gwóźdź do mojej trumny!- A więc prosi mnie pan, żebym się wycofał?Prezydent pochylił się i spojrzał wściekle na Voylesa.- Ja o nic nie proszę, Denton! Rozkazuję ci dać sobie z tym spokój! Odłóż to na parę tygodni.Zajmij się czym innym.Jeśli to gówno wypłynie, przyjrzysz mu się po raz drugi.Nie zapominaj, że na razie ja tu rządzę!- Ten pański Coal wyciął mi numer.- Voyles złagodniał i nawet uśmiechnął się lekko.- Przez niego dziennikarze darli ze mnie pasy za sposób ochrony Rosenberga i Jensena.Proponuję układ: pan odstawi swojego pit bulla od mojej dupy i będzie go trzymał na smyczy, a ja zapomnę o “Pelikanie”.- To nie do przyjęcia, poza tym ja nie zawieram układów.Voyles prychnął szyderczo i grał dalej:- W porządku.Jutro wysyłam do Nowego Orleanu pięćdziesięciu agentów.Pojutrze drugie tyle.Każę im machać odznakami, gdzie się da.Zesrają się, ale zwrócą uwagę kogo trzeba.Prezydent zerwał się na równe nogi i podszedł do okna wychodzącego na Ogród Różany.Voyles siedział nieruchomo i czekał.- Dobrze, niech będzie: umowa stoi.Potrafię okiełznać Fletchera Coala.Voyles wstał i podszedł powoli do biurka.- Nie ufam mu i jeśli jeszcze raz wtrąci mi się do śledztwa, zerwę naszą umowę, a raport “Pelikana” zajmie należne mu miejsce pośród wiadomości dnia.- Umowa stoi! - Prezydent podniósł ręce i uśmiechnął się radośnie.Teraz Voyles także się uśmiechnął.Śmiali się obaj, a w zachodnim skrzydle, w małym gabineciku obok sali posiedzeń rechotał Coal.Zbój, pit bull.Jakież to piękne! Dzięki takim słowom powstawały legendy.Wyłączył monitory i zamknął za sobą drzwi.Przez następne dziesięć minut prezydent będzie wypytywał Voylesa o lustrację kandydatów do Sądu.Posłucha tego u siebie w gabinecie, gdzie miał głośniki bez monitorów.O dziewiątej zebranie personelu.O dziesiątej pożegna jednego z niesubordynowanych pracowników.No i ta pisanina.Większość tekstów i memoriałów nagrywał na dyktafon i oddawał taśmę sekretarce do przepisania.Czasami jednak - tak jak dzisiaj - musiał sporządzić przeciek.Były to zazwyczaj sfałszowane urzędowe raporty, krążące po zachodnim skrzydle.Przecieki zawsze dotyczyły spraw kontrowersyjnych i zazwyczaj przedostawały się do prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]