Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)
- Jacq Christian Sprawiedliwosc Wezyra (SCAN dal
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu (2)
- dg
- Zajdel Janusz A. Lalande 21185
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wierzę, że muszę uczynić wszystko co w mojej mocy, by łagodzić cierpienia.Nie mogę zrobić nic ponadto, lecz przecież jest to ogromnie dużo.To niezwykła moc, jak twoja moc latania.Poczułem się, jakbym stanął w obliczu wielkiej tajemnicy.Zdałem sobie sprawę, że nigdy nie myślałem, by praca pielęgniarki mogła mieć coś wspólnego z posiadaniem mocy.Ale dokładnie pojmowałem, o co jej chodzi.— Usiłowanie zrozumienia Boga — mówiła dalej — można zinterpretować jako grzech pychy lub brak wyobraźni.Lecz wszyscy potrafimy rozpoznać cierpienie.Wiemy, jak wygląda choroba, głód, ucisk.Próbuję zmniejszyć wymiar tych nieszczęść.W tym tkwi właśnie siła mojej wiary.Lecz żeby dać pełną odpowiedź na twoje pytanie — tak, wierzę w Boga i Jezusa Chrystusa.Tak jak ty.— Nie, ja nie wierzę.— Wierzyłeś, kiedy trawiła cię gorączka.Nie słyszałam nigdy przedtem, żeby ktoś rozprawiał o Bogu i Diable w podobny sposób.— Mówiłem o nudnych argumentach teologicznych.— Nie, mówiłeś o niestosowności teologicznych argumentów.— Tak myślisz?— Tak.Potrafisz rozpoznać dobro.Tak powiedziałeś.Ja też to potrafię.Poświęciłam całe swoje życie, by je czynić.— Tak, rozumiem — westchnąłem.— Czy umarłbym, gdybyś zostawiła mnie w szpitalu?— Być może — odpowiedziała.— Naprawdę nie mam pojęcia.Samo patrzenie na Gretchen sprawiało mi wielką przyjemność.Jej duża twarz o prostych rysach nie miała w sobie nic z arystokratycznej subtelności, lecz mimo to wydawała mi się niezwykle piękna.Lata oszczędziły ją, troski nie zniszczyły szlachetności oblicza.Wyczuwałem przyczajoną zmysłowość, której Gretchen nie ufała i której nie pozwoliła się rozwinąć.— Wytłumacz mi to raz jeszcze — poprosiła.— Mówiłeś, że zostałeś wokalistą rockowym, żeby czynić dobro.Chciałeś być dobry, będąc symbolem zła? Porozmawiajmy o tym.Opowiedziałem jej.Mówiłem, jak stworzyłem niewielki zespół pod nazwą „Noc Szatana" i uczyniłem z moich muzyków profesjonalistów.Wyznałem, że eksperyment nie udał mi się; wywołałem tylko wściekłość moich braci i w efekcie zostałem siłą zmuszony do wycofania się.Cała ta awantura nie miała żadnego wpływu na realną rzeczywistość, nie spowodowała wyłomu w materii śmiertelnego świata.Wciśnięto mnie z powrotem w nieadekwatną niewidzialność.— Nie ma dla nas miejsca na ziemi — powiedziałem.— Może kiedyś było, nie wiem.Sam fakt naszej egzystencji nie daje wystarczającego usprawiedliwienia.Myśliwi doprowadzili do zagłady wilków.Sądziłem, że jeśli ujawnię nasze istnienie, łowcy doprowadzą w podobny sposób do zagłady naszego gatunku.Lecz nie miało się tak stać.Moja krótka kariera była jedynie pasmem złudzeń.Nikt w nas nie wierzy.I tak właśnie musi być.Niewykluczone, iż pisana jest nam śmierć z rozpaczy, iż znikniemy z tego świata powoli i bez jęku.Tylko że ja nie potrafię się z tym pogodzić.Nie mogę siedzieć cicho, być niczym, spokojnie cieszyć się życiem i patrzeć na wszystkie dzieła i osiągnięcia człowieka, nie mając w nich swojego udziału.Nie chcę być tylko samotnym Kainem.Prawdziwe życie to właśnie działania śmiertelnych ludzi.Tymczasem świat nie jest urządzony zgodnie z naturalnym porządkiem.Gdyby tak było, może nie czułbym się równie źle jako nieśmiertelny.Chodzi mi o to, co stworzyli ludzie.Mam na myśli Rembrandta, pomniki wielkich miast okryte śniegiem, wspaniałe katedry.Nam na całą wieczność została odebrana możliwość kreacji, i nie bez słuszności, a mimo to oglądamy efekty tworzenia naszymi wampirzymi oczami.— Dlaczego zamieniłeś się na ciało ze śmiertelnym człowiekiem?— Żeby znowu, przez jeden dzień, móc spacerować w słonecznym blasku.Żeby myśleć, czuć i oddychać jak człowiek.Może też po to, by sprawdzić słuszność przekonania.— Jakiego przekonania?— Że powrót do śmiertelności jest tym, czego naprawdę pragniemy i żałujemy, iż z niej zrezygnowaliśmy.Że nieśmiertelność nie jest warta utraty ludzkiej duszy.Ale teraz wiem, iż się myliłem.Nagle pomyślałem o Claudii.Przypomniałem sobie sny, wywołane gorączką.Zwaliła się na mnie ołowiana cisza.Ponowne odezwanie się wymagało wielkiego wysiłku woli.— O wiele bardziej wolę być wampirem — powiedziałem.— Czuję się okropnie jako człowiek.Nie podoba mi się bycie kruchym, słabym, chorym i cierpiącym.To absolutnie straszne.Chcę z powrotem moje własne ciało.Gretchen wydawała się nieco wstrząśnięta usłyszanymi przed chwilą słowami.— Nawet mimo to, że w tamtym drugim ciele zabijasz i pijesz ludzką krew? Chociaż nienawidzisz, tego co robisz i siebie samego?— To nieprawda, że nienawidzę.Nie czuję do siebie wstrętu.Czy nie rozumiesz, iż na tym właśnie polega sprzeczność? Nigdy nie pogardzałem sobą.— Powiedziałeś mi, że jesteś zły i pomagając tobie, udzielam pomocy diabłu.Nie mówiłbyś tego, gdybyś nie był z siebie dumny.Odezwałem się dopiero po chwili:— Mój największy grzech stanowi fakt, że zawsze świetnie się czułem we własnej skórze.Poczucie winy i moralny wstręt nigdy mnie nie opuszczały, lecz mimo to bawiłem się wspaniale.Jestem silny.Posiadam niezłomną wolę i żądzę życia.Widzisz, tu właśnie leży jądro mojego dylematu — jak to możliwe, że czerpię tyle radości z bycia wampirem; jak to możliwe, jeżeli w tym tkwi zło? Ach, to stara historia.Ludzie rozwiązują ten problem, idąc na wojnę.Mówią sobie, że pozbawiają życia innych w słusznej sprawie.Lecz zabijając, czują ten sam dreszcz emocji co dzikie zwierzęta.O tak, zwierzęta dobrze wiedzą, o co chodzi.Wilki, na przykład.Pierwotna rozkosz rozszarpywania ofiary.Mnie też nie jest ona obca.Przez dłuższą chwilę Gretchen wydawała się gubić we własnych myślach.Wyciągnąłem rękę i dotknąłem jej dłoni.— Chodź, połóż się i zaśnij — powiedziałem.— Przytul się do mnie, jak przedtem.Nie wyrządzę ci żadnej krzywdy.Nie mógłbym, nie mam siły — roześmiałem się.— Jesteś taka piękna.Nie przyszłoby mi do głowy, żeby zrobić ci cokolwiek złego.Po prostu pragnę być blisko ciebie.Nadchodzi późna noc i chciałbym, żebyś się znowu położyła przy moim boku.— Zawsze mówisz dokładnie to, co masz na myśli, prawda?— Oczywiście.— Zdajesz sobie sprawę, że jesteś jak dziecko? Masz w sobie cudowną prostotę.Prostotę świętego.Wybuchnąłem śmiechem.— Najdroższa Gretchen, zrozumiałaś mnie zupełnie na opak.Chociaż z drugiej strony, może masz rację.Przypuszczam, że mógłbym stać się świętym, jeżeli wierzyłbym w Boga i zbawienie.Rozmyślała przez chwilę, a potem powiedziała cicho, że dopiero przed miesiącem zwolniła się z misji w Gujanie Francuskiej.Przyjechała do Georgetown, żeby rozpocząć studia na uniwersytecie, a w szpitalu pracuje tylko jako ochotniczka.— Czy wiesz, dlaczego naprawdę wzięłam urlop? — zapytała.— Nie.Powiedz mi.— Chciałam poznać mężczyznę.Ciepło męskiego ciała.Pragnęłam dowiedzieć się, jak to jest.Mam czterdzieści lat, a nigdy jeszcze nie byłam z mężczyzną.Mówiłeś o wstręcie moralnym.To twoje słowa.Otóż nienawidzę swojego dziewictwa — doskonałej, nieskalanej czystości.Wydaje mi się, że bez względu na to, w co się wierzy, nieskazitelna czystość bierze się z tchórzostwa.— Rozumiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]