Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)
- Wharton William Dom na Sekwanie (SCAN dal 976)
- Jedwabne Geszefty
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Follet Ken Na skrzydlach orlow scr
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tohuwabohu.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej oczy wpatrywały się we mnie badawczo, jak tyle razy przedtem.Powiedziała wreszcie:- Zabijam każdej nocy ludzi.Zwodzę ich, przyciągam blisko siebie, z nienasyconym głodem, ciągłym, nigdy nie kończącym się poszukiwaniem czego.czegoś, co nawet nie wiem dokładnie, czym jest.-Przyłożyła palce do ust i przyciskała wargi.Jej usta lekko rozchyliły się, zobaczyłem błysk zębów.-Nic mnie nie obchodzi, skąd przyszli, dokąd chcieli pójść.Gdyby nie stanęli na mej drodze, byliby mi obojętni.Ale do niego czuję odrazę.Chcę, aby był martwy i zabiję go.Będę się rozkoszowała jego śmiercią.- Ale Klaudio, Lestat nie jest zwykłym śmiertelnym człowiekiem.Jest nieśmiertelny.Żadna choroba się go nie ima.Starość nie ma do niego dostępu.Chcesz zagrozić życiu, które ma trwać aż do końca świata!- Tak, właśnie! - odrzekła z pełną szacunku nabożną czcią.-Życie, które mogłoby przetrwać wieki.Taka krew, taka siła.Jak myślisz, czy wejdę w posiadanie dodatkowo tej siły po nim, kiedy odbiorę mu życie?Tym razem wpadłem w złość.Wstałem nagle i odwróciłem się od niej.Ciągle słyszałem jakieś szepty ludzkie dookoła.Zdałem sobie sprawę, że szeptano o nas.O ojcu i córce, o miłości ojca do córki.- To nie jest konieczne - powiedziałem tylko.-To mija się z potrzebą, ze zdrowym rozsądkiem, wszystko.- Co! Znowu ta ludzka natura? Nie zapominaj, że jest mordercą! - syknęła.-Samotny drapieżca -szyderczo powtórzyła jego własne określenie.-Nie próbuj mi przeszkadzać ani dowiedzieć się, kiedy planuję to zrobić, nie próbuj też wchodzić między nas.- Podniosła w tym momencie rękę, by mnie uciszyć i uchwyciła moją dłoń w żelazny uścisk, jej malutkie palce dosłownie wrzynały się w moje ciało.-Jeśli spróbujesz, sprowadzisz na mnie tylko zagładę.Nie możesz mnie odwieść od tego zamiaru.Odeszła w nerwowym pośpiechu furkotających na wietrze wstążek i stukających bucików.Odwróciłem się obojętny na to, gdzie się znajduję.Chciałem po prostu, by miasto wchłonęło mnie.Budziła się na nowo świadomość wzrastającego głodu.Wiedziałem, czym musi się to skończyć i prawie odczuwałem wstręt na myśl o zaspokojeniu go.Z drugiej strony musiałem znaleźć upust dla tego podniecenia i ekscytacji, która całkowicie brała mnie teraz w swoje władanie.Bez końca rozmyślałem nad zabijaniem, spacerując w tę i z powrotem po ulicy, zbliżając się nieubłaganie do tego momentu.Mówiłem sobie, że życie jest jak sznurek marionetki, że wszystko robię tak, jak pociągane są sznureczki.To one prowadzą mnie przez ten labirynt.Nie ja pociągam za nie.Poruszam się tak, jak one nakazują.Przystanąłem na Rue Conti, przysłuchując się znajomym odgłosom.To byli szermierze, na piętrze w salonie, atakujący się wzajemnie na dziurawej drewnianej podłodze, raz naprzód, raz do tyłu, szybkie kroki i srebrzysty świst rapierów.Zrobiłem kilka kroków do tyłu, skąd mogłem ich dobrze widzieć przez wysokie, nie zasłonięte okna, młodych ludzi pojedynkujących się późno w nocy, lewe ramię ułożone w geście tancerza, wdzięk nacierający prosto na śmierć, wdzięk zadający śmiertelny cios w serce.Obraz młodego Freniere, to atakującego napierającym srebrnym ostrzem, to cofającego się przed nim.Ktoś zszedł wąskimi, drewnianymi schodami na ulicę.Młody chłopak, chłopiec niemal, tak młody, że miał jeszcze gładkie, pulchne policzki dziecka.Jego twarz była różowa i zaczerwieniona od fechtunku.Spomiędzy jego eleganckiego szarego ubrania i krezowanej koszuli wydzielał się słodki zapach wody kolońskiej i soli.Czułem niemal promieniujące od niego ciepło, gdy pojawił się z mrocznego światła na klatce schodowej.Śmiał się, mówiąc coś do siebie prawie niedosłyszalnie.Kasztanowe włosy opadały mu na oczy, gdy potrząsając głową, szeptał coś raz głośniej, raz ciszej.Stanął nagle jak wryty.Wbił we mnie oczy.Wpatrywał się we mnie z migoczącymi oczyma i zaśmiał się krótko, nerwowo.- Przepraszam - powiedział po francusku.-Przestraszył mnie pan!I właśnie gdy chciał wykonać ruch, by uczynić ceremonialny ukłon i prawdopodobnie wyminąć mnie, stanął raz jeszcze bez ruchu.Na jego pełnej od krwi, zaczerwienionej twarzy pojawił się nerwowy grymas.Widziałem jakby uderzenia serca na różowej skórze jego policzków, poczułem nagle zapach potu jego młodego, naprężonego ciała.- Zobaczyłeś mnie w świetle latarni - odezwałem się do niego.-I twarz moja wyglądała jak maska śmierci.Jego usta rozchyliły się, zęby zwarły i mimo woli przytaknął głową, z oczyma wlepionymi we mnie.- Przechodź! - powiedziałem.-Szybko.Wampir przerwał.Poruszył się, jakby chciał kontynuować, ale wyciągnął tylko swoje długie nogi i przechylając się do tyłu, ściskał skronie dłońmi.Chłopak, który zamarł niemal, obejmując ramiona rękoma, powoli rozprostował się.Zerknął na taśmy, a potem z powrotem na wampira.- Ale zabił pan kogoś tej nocy? - powiedział wreszcie.- Jak co noc - padła odpowiedź.- Dlaczego zatem oszczędził pan go wtedy? - zapytał chłopak.- Nie wiem - odrzekł wampir, ale łatwo było dostrzec, że nie był zupełnie szczery.-Wyglądasz na zmęczonego.- Zmienił temat.-Wyglądasz na zmarzniętego.- To nie ma znaczenia - odpowiedział szybko chłopak.-Pokój jest trochę chłodny.Ale to nieważne.Panu nie jest zimno, prawda?- Nie.- Wampir uśmiechnął się, a jego ramiona poruszyły się od cichego śmiechu.Minęła chwila.Wampir zatopił się w swoich myślach, a chłopak pilnie obserwował jego twarz.Wzrok wampira przesunął się powoli na zegarek reportera.- Nie udało jej się, co? - zapytał cicho chłopak.- Jak myślisz, ale tak szczerze? - zapytał wampir.Usadowił się wygodnie w swoim krześle.Spoglądał na niego z uwagą.- Myślę, że została.jak pan to nazwał zniszczona - odpowiedział chłopak.Po słowie zniszczona przełknął ślinę.-Czyż nie tak?- Nie uważasz, że jednak mogła zrealizować swój plan? - zapytał wampir.- Ale Lestat posiadał przecież taką moc.Sam pan powiedział, że nawet pan nie wiedział, w jakie nadzwyczajne siły wyposażony był Lestat i jakie znał tajemnice, sekrety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]