Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Karol Marks Walki klasowe we Francji (2)
- Chmielewska Joanna Pafnucy (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słyszałam setki opowieści, jedne bardziej fantastyczne od drugich, ale nigdy słowa prawdy.Tylko z korzyścią dla mnie.Rzeczywiście zostawiono mnie, jak również wiele s'redit.Te trzy tylko udało mi się zebrać.Nie mam pojęcia, co stało się z resztą.Byk nazywa się Mer, krowa Sanit, a cielę Nerin.Ono nie jest dzieckiem Sanit.- Tym się właśnie zajmujesz? - zapytała Elayne.Tresujesz s'redit?- Czy też byłaś może sul'dam? - dodała Nynaeve, zanim tamta zdążyła odpowiedzieć.Cerandin potrząsnęła głową.- Zostałam sprawdzona, wszystkie dziewczęta przechodzą próby, ale nie potrafiłam nic zrobić z a'dam.Byłam szczęśliwa, że wybrano mnie do pracy ze s'redit.To są wspaniałe zwierzęta.Musicie dużo wiedzieć, jeśli macie pojęcie o sul'dam i damane.Nie spotkałam dotąd nikogo, kto by cokolwiek o nich wiedział.- Nie okazywała nawet śladu lęku.Choć, być może cały strach wypalił się w niej od czasu, jak przekonała się, że jest sama w obcym kraju.A może jednak kłamała.Seanchanie byli równie wstrętni jak Amadicianie, jeśli chodziło o traktowanie kobiet, które potrafią przenosić, być może nawet gorsi.Nie wypędzali ich ani nie zabijali; więzili i wykorzystywali.Przy pomocy instrumentu zwanego a'dam - Nynaeve nie miała wątpliwości, że musi być to rodzaj ter'angreala - kobieta posiadająca zdolność przenoszenia Jedynej Mocy mogła być kontrolowana przez inną kobietę, sul'dam, która zmuszała damane do używania jej talentów zgodnie z życzeniami Seanchanów, nawet w charakterze broni.Damane traktowano niczym zwierzęta, nawet jeśli dobrze się z nimi obchodzono.A damane stawała się każda kobieta, u której odkryto zdolność do przenoszenia lub wrodzoną iskrę talentu; Seanchanie przeszukali Głowę Tomana znacznie dokładniej, niźli Wieży się kiedykolwiek śniło.Na samą myśl o a'dam, sul'dam i damane Nynaeve poczuła, że ściska ją w żołądku.- Wiemy niewiele - powiedziała do Cerandin - ale chciałybyśmy się dowiedzieć więcej.Seanchanie odpłynęli, przegnani przez Randa, ale to nie oznaczało, że któregoś dnia nie powrócą.Zagrożenie było wprawdzie dość odległe, w porównaniu z tymi, którym musiały wkrótce stawić czoło, jednak gdy masz cierń wbity w stopę, nie powinieneś uważać, iż nie zaogni się ramię zadrapane przez kolec dzikiej róży.- Lepiej będzie, jak odpowiesz zgodnie z prawdą na nasze pytania.Będzie na to czas podczas podróży na północ.- Przyrzekam, że nic ci się nie stanie - dodała Elayne.- Obronię cię, jeśli będzie trzeba.Spojrzenie bladoskórej kobiety przenosiło się od jednej do drugiej, i znienacka, ku zadziwieniu Nynaeve, padła na ziemię przed Elayne.- Ty jesteś Czcigodną tej ziemi, dokładnie tak, jak powiedziałaś panu Luca.Nie zdawałam sobie sprawy.Wybacz mi, Czcigodna.Padam do twych nóg.- I pocałowała ziemię przed stopami Elayne.Oczy tamtej wyglądały, jakby miały zaraz wyskoczyć z orbit.Nynaeve pewna była, że sama nie prezentuje się lepiej.- Wstań - syknęła, rozglądając się nerwowo dookoła, żeby zobaczyć, czy ktoś nie patrzy.Luca, a żeby go pokarało! I Latelle, wciąż z tym ponurym grymasem, jednak już nic nie można było z tym zrobić.- Wstań!Kobieta nawet nie drgnęła.- Podnieś się, Cerandin - powiedziała Elayne.- Na tej ziemi nikt nie wymaga, by ludzie się tak zachowywali.Nawet władcy.- Kiedy Cerandin gramoliła się niezgrabnie, dodała: - Nauczę cię właściwych obyczajów w zamian za odpowiedzi na nasze pytania.Kobieta skłoniła się, opierając dłonie na kolanach i pochylając głowę.- Tak, Czcigodna.Będzie, jak powiesz.Możesz mną dysponować.Nynaeve westchnęła ciężko.Na pewno nie będą się nudzić podczas podróży do Ghealdan.ROZDZIAŁ 18PIES CIEMNOŚCILiandrin prowadziła swego konia przez zatłoczone ulice Amadoru, grymas jej różanych ust skrywał głęboki, wygięty czepek.Nie znosiła sytuacji, kiedy musiała rezygnować ze swoich licznych warkoczyków, a jeszcze bardziej nienawidziła niedorzecznej mody tej absurdalnej krainy; czerwienie i żółcie kapelusza oraz sukni do konnej jazdy nawet jej odpowiadały, pomijając przyczepione do nich wielkie aksamitne kokardy.Jednakże czepek skrywał jej brązowe oczy, które wraz z włosami barwy miodu, pozwoliłyby każdemu natychmiast rozpoznać w niej Taraboniankę, co nie było obecnie korzystne w Amadicii - a ponadto jeszcze coś, co okazałoby się zapewne znacznie gorsze: twarz Aes Sedai.Bezpiecznie zamaskowana mogła spokojnie uśmiechać się do Białych Płaszczy, a co piąty chyba mężczyzna na ulicy był Synem.Nie żeby żołnierze, którzy stanowili kolejną, piątą część tłumu, byli w jakikolwiek sposób lepsi.Żaden z nich jednak nawet nie pomyślał, by zajrzeć pod czepek.Aes Sedai były tutaj wyjęte spod prawa, co w ich mniemaniu oznaczało zapewne, że tych kobiet tu nie ma.Mimo to poczuła się znacznie lepiej, kiedy skręciła w zdobną żelazną bramę przed domem Jorina Arene.Kolejna bezowocna podróż w poszukiwaniu wieści z Białej Wieży; nie było nic od czasu, jak dowiedziała się, że Elaida sądzi, iż kontroluje Wieżę, oraz że usunięto tę kobietę, Sanche.Siuan uciekła, to prawda, ale teraz nie była niczym więcej jak bezużytecznym łachmanem.Ogród rozciągający się za murem z szarego kamienia, pełen kwiatów, które usychały z braku deszczu, był mimo to świetnie utrzymany, wystrzyżony w kule i sześciany.korona zaś jednego z drzew przypominała skaczącego konia.Tylko jedna, oczywiście.Kupcy tacy jak Arene naśladowali lepszych od siebie, ale nie ośmielali się posunąć za daleko, żeby ktoś nie pomyślał, iż ich mniemanie o sobie za wysoko sięga.Dekoracyjne barierki balkonów zdobiły wielki drewniany dom, kryty czerwoną dachówką, wyposażony nawet w kolumnadę, ale w przeciwieństwie do siedziby lorda, którą imitował, stał na kamiennej podmurówce nie wyższej niż na stopę.Dziecinna pretensja do posiadania szlacheckiego dworu.Żylasty, siwowłosy mężczyzna, który pośpieszył, by z uniżeniem przytrzymać jej strzemię, kiedy zsiadała z konia, a potem wziął od niej wodze, był cały odziany w czerń.Jakikolwiek kolor wybrałby kupiec na liberię dla swej służby, mógł być pewien, że akurat trafi na barwy jakiegoś prawdziwego lorda, a nawet pomniejszy lord potrafił narobić prawdziwych kłopotów najbogatszemu choćby sprzedawcy dóbr.Lud na ulicy nazywał czerń "kupiecką liberią" i parskał przy tym śmiechem.Liandrin gardziła czarnym kaftanem stajennego w takim samym stopniu, jak domem Arene i samym Arene.Kiedyś będzie miała prawdziwe dwory.Pałace.Zostało jej to obiecane, a wraz z nimi obiecano jej władzę.Ściągnęła rękawiczki, których używała do konnej jazdy, weszła po idiotycznej rampie, wiodącej pochyło wzdłuż podmurówki budynku aż do rzeźbionych w liście winorośli drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]