Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Bartoszewski Władyslaw Warto być przyzwoitym
- Green Roger Lancelyn Mity Skandynawskie
- Agustin Sanchez Vidal Krwawy wezel
- Eddings Dav
- Gilstrap John Za kazda cene
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fruttidimare.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— I mamy pewien pomysł.Niech ktoś dokładnie powie, jak tam jest, a potem pójdziemy i sprawdzimy osobiście.Pafnucy nie odchodził nigdzie daleko i znajdował się w pobliżu, więc na pierwsze wołanie Marianny przybiegł z pośpiechem.Opisał bobrom bardzo porządnie rzeczkę, jeziorko przy łące i dalej znów rzeczkę, która niknęła w lesie.— Dalej nie byłem, więc nie wiem — powiedział z żalem.— Bardzo was przepraszam, nie zdążyłem.— Nic nie szkodzi — odparły bobry.— Wygląda na to, że nasz pomysł da się zrealizować.Otóż proponujemy, żeby zawrócić wodę i zabrać ją ludziom.Niech płynie tylko przez las.Marianna zrozumiała to natychmiast, ale Pafnucy, który nie był wodnym zwierzęciem, gapił się na bobry ze zdumieniem.— Jak zawrócić i zabrać? — spytał niepewnie.— Zwyczajnie — odpowiedziały bobry uprzejmie.— Liczymy, oczywiście, na to, że inni nam pomogą, bo w końcu to nie będzie przecież nasze osiedle.Trzeba wykopać nowe koryto.Nie musi być wielkie, tylko trochę zagłębione, a resztę woda zrobi sama.Potem zagrodzić rzeczkę za korytem i już.Pafnucy jeszcze niedokładnie rozumiał.— Pafnucy, po prostu wykopie się kawałek miejsca na rzeczkę z tej strony, w lesie — wyjaśniła niecierpliwie Marianna.— Ominie się całkiem tamtą część, gdzie ona wychodzi z lasu.Woda popłynie i połączy się z dalszym ciągiem rzeczki bliżej nas i nikt już do niej nie dojedzie żadnym samochodem ani piknikiem.Bobry wymyśliły doskonale!— Ale robota będzie potężna — ostrzegł borsuk, który już w ogóle się nie oddalał, żeby przypadkiem nie stracić jakiejś informacji.— Zanim zaczniemy robić te wysiłki, sprawdźmy, czy nie wystarczy metoda straszenia i krzywdzenia.Bo może się obejdzie.— Słuszna uwaga — powiedziały bobry.— W każdym razie pójdziemy tam i obejrzymy teren, tak na wszelki wypadek.Żeby w razie potrzeby wszystko było wiadome.— Uważajcie bardzo na wodę, bo rano znów może płynąć trucizna — powiedziała Marianna.— I tak wydaje nam się, że woda tu u ciebie jest odrobinę gorsza niż u nas — odparły bobry.— W żadnym wypadku nie zamierzamy czekać, aż to okropieństwo zniszczy nam życie.Wyruszamy od razu.Do zobaczenia!— Spotkamy się jutro na miejscu! — zawołała za nimi Marianna.*Zaledwie minęło południe, wszyscy spotkali się na skraju lasu, na brzegu tego drugiego jeziorka.Nikt oczywiście nie wychodził na łąkę, bo daleko widać było ludzi, którzy pojawili się koło swoich domów.Szosą od czasu do czasu przejeżdżały samochody.Marianna była wściekła.Kichała, pluła i prychała na wszystkie strony, bo do wyprawy zachęciła ją możliwość przybycia tu wodą.Usiłowała przepłynąć jak najdalej i natknęła się na grube smugi wstrętnej ohydy, tak że musiała wytarzać się w gęstej, mokrej trawie, żeby pozbyć się z siebie obrzydliwego zapachu.Teraz zaś po każdym przejeździe samochodu zaczynała kichać na nowo, bo w powietrzu pojawiała się dławiąca, wstrętna woń.— Co to za szczęście, że nasz las jest duży — powiedziała.— Gdyby do tej szosy było bliżej, w ogóle bym tego nie zniosła.Czy ktoś widział bobry?— Tu ich nie ma — powiedziała sarenka Klementyna.— Przespacerowałam się trochę i nie widziałam ich nigdzie blisko.— Są w lesie, nad tamtą drugą częścią rzeczki — oznajmił jelonek Kikuś.— Byłem tam przed chwilą i widziałem, że oglądają brzegi.— Ciekawe, jak długo będziemy czekać! — westchnął Euzebiusz, największy i najstarszy dzik.— Spieszy ci się do nich? — zdziwiła się Marianna.— Ja bym wolała, żebyśmy się wcale nie doczekali.— W gruncie rzeczy ja bym też wolał — odparł Euzebiusz.— Ale ciekaw jestem trochę tego piknika.— Nie ma jeszcze wilków — zawiadomił z drzewa dzięcioł.— Sroka po nie poleciała.Mówiły, że przyjdą trochę później, bo się muszą wyspać.One przeważnie śpią w dzień.— Uwaga! — zawołał ostrzegawczo Remigiusz.— Są! Jeden jadący szosą samochód bardzo zwolnił, zjechał na łąkę i podjechał do samego jeziorka.Zatrzymał się blisko brzegu i zaczęli wychodzić z niego ludzie, dwie osoby większe i dwie mniejsze.Wszystkie zwierzęta, nie wiadomo jakim sposobem, od razu wiedziały, że te mniejsze są ludzkimi dziećmi.Klementyna niespokojnie wezwała do siebie swoją córeczkę, Perełkę, i kazała jej odsunąć się w głąb lasu.Euzebiusz uczynił krok ku łące.— Zaczynamy? — spytał z ożywieniem.— Jeżeli chcesz, żeby coś po sobie zostawili, radziłbym ci poczekać — odparł Remigiusz.— Popatrzmy, co będą robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]