Podstrony
- Strona startowa
- Makuszynski Kornel Szatan z siodmej klasy
- Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony
- Alistair Maclean Szatanski Wirus
- Szatan I Jego Dzialanie (2)
- Rushdie Salman Harun i morze opowiesci scr
- Rushdie Salman Wschod Zachod (2)
- Rushdie Salman Wschod Zachod
- Rushdie Salman Wstyd
- SÅ‚awomir Nowakowski Uroda i Zdrowie
- Card Orson Scott Szkatulka (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był zgorszony sobą samym, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że dotąd w ogólenie próbował skontaktować się z Allie; nie usiłował pomóc Czamczy w potrzebie.Ani też nie zaniepokoiło go wcześniejsze pojawienie się na głowie Saladyna pa-ry wspaniałych nowych rogów, rzecz, która z pewnością powinna była wzbudzićpewne zaniepokojenie.Trwał w pewnego rodzaju ekstazie i kiedy zapytał starądamę, co ona sądzi o tym wszystkim, uśmiechnęła się tajemniczo i powiedziałamu, że nie jest to nic nowego pod słońcem, ona widziała rzeczy, zjawy mężczyznw hełmach z rogami, w tak starożytnej krainie jak Anglia nie ma już miejsca na122nowe historie, każde zdzbło trawy w darni było deptane setki tysięcy razy.Wie-lokrotnie przez dłuższy czas mówiła ona rzeczy bez związku i mieszała fakty, aleinnymi razy upierała się i gotowała mu obfite pożywne posiłki, zapiekanki z mięsai ziemniaków, kruche ciasto z rabarbarem i gęstym słodkim kremem z mleka i jaj,ragout w tłustym i gęstym sosie, wszelkiego rodzaju zawiesiste zupy.I cały czasz jakiegoś niewytłumaczalnego powodu sprawiała wrażenie osoby zadowolonej,jak gdyby sama jego obecność dawała jej przyjemność w jakiś niezgłębiony, nie-oczekiwany sposób.Chodził z nią do wsi na zakupy; ludzie wytrzeszczali oczy;ona nie zwracała na nich uwagi, wymachując swoją władczą laską.Dni mijały.Gibril nie odchodził. Niech diabli wezmą tę angielską madam mówił sobie. Jakiś okazwymarłego gatunku.Co ja tu, u diabła, robię? Ale zostawał, skuty jakimiś nie-widzialnymi łańcuchami.Kiedy ona, przy każdej okazji, śpiewała starą pieśń, pohiszpańsku, nie mógł zrozumieć ani słowa.Czy to jakieś czary? Jakaś starożytnaMorgan Le Fay wabiąca śpiewem młodego Merlina do swojej kryształowej jaski-ni? Gibril skierował się ku drzwiom.Rosa powiedziała coś piskliwym głosem;on zatrzymał się. Dlaczego nie, ostatecznie wzruszył ramionami. Sta-ra kobieta potrzebuje towarzystwa.Przywiędła wspaniałość, słowo daję! Patrzcie,na co jej przyszło.W każdym razie ja potrzebuję odpoczynku.Zebrać siły.Tylkokilka dni.Wieczorami siedzieli w salonie zapchanym srebrnymi ozdobami, pośród któ-rych wisiał na ścianie jakiś nóż ze srebrną rękojeścią pod gipsowym popiersiemHenry ego Diamonda, który spoglądał w dół ze szczytu narożnej szafki, i kie-dy stary stojący zegar wybijał szóstą, Gibril nalewał dwa kieliszki sherry, a onazaczynała mówić, wcześniej jednak musiała wypowiedzieć sakramentalne: Dzia-dek spóznia się zawsze o cztery minuty, ma nienaganne maniery, nie lubi być zbytpunktualny, które to zdanie pojawiało się regularnie, jak w zegarku.Następniezaczynała, nie zawracając sobie głowy tym pewnegorazubyłsobie, i bez względuna to, czy opowiadanie było całe prawdziwe, lub całe fałszywe, widział niepoha-mowaną energię, która emanowała z jej opowieści, ostatnie desperackie rezerwyjej woli, które wkładała w swoje historie, jedyny pogodny okres, który pamiętam,powiedziała mu, i zrozumiał, że ten worek na skrawki materiału wypełniony mie-szaniną wspomnień w rzeczy samej jest jej najgłębszą naturą, jej autoportretem,ten sposób, w jaki patrzyła w lustro, kiedy poza nią nie było nikogo w pokoju, i żejej ulubionym miejscem zamieszkania była tamta srebrna kraina jej przeszłości,a nie ten zrujnowany dom, w którym stale wpadała na przedmioty, przewra-cając stoliki do kawy, nabijając sobie siniaki o klamki i w końcu wybuchałapłaczem i krzyczała: Wszystko się kurczy.Kiedy popłynęła statkiem do Argentyny w 1935, jako świeżo poślubiona żona123Anglo-Argentyńczyka Don Enrique a z Los Alamos, on wskazał na ocean i po-wiedział, to jest pampa.Nie poznasz jej wielkości, patrząc tylko na nią.Musiszpodróżować przez nią, tę niezmienność, dzień po dniu.W niektórych jej częściachwiatr jest mocny jak cios pięścią, ale jest przy tym absolutnie cichy, uderzy cięmocno, ale niczego nie usłyszysz.%7ładnych drzew, oto dlaczego: ani ombii, anitopoli, nic.I musisz uważać na liście drzewa ombii.Zmiertelna trucizna.Wiatr cięnie zabije, ale sok z drzewa może
[ Pobierz całość w formacie PDF ]