Podstrony
- Strona startowa
- Makuszynski Kornel Szatan z siodmej klasy
- Rushdie Salman Szatanskie wersety
- Szatan I Jego Dzialanie (2)
- Alistair Maclean Pociag Smierci (3)
- Frank Herbert Dzieci diuny
- balzac honoriusz ojciec goriot (2)
- Jedza Orzeszkowa
- Anne Barbour Nareszcie w domu
- Conrad Joseph Wsrod pradow (SCAN dal 946)
- Jacq Christian ÂŚwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- betaki.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umówiłem się na telefon o pół do dziewiątej i teraz była dokładnie ta godzina.Inspektor Wylieokazał się punktualny.Rozległ się dzwonek.Hartnell powiedział coś do słuchawki, a później wręczył ją mnie- To do ciebie, Cavell, chyba policja.?Rozmawiałem trzymając słuchawkę w pewnej odległości od ucha.Wylie z natury miał donośny głos, a ja go prosiłem, aby mówił głośno.Zastosował się do tego.- Pan Cavell? Powiedział mi pan, że pan tam będzie, więc korzystam.Sprawa jest pilna.Paskudna historia w HailemJunetion.Jeśli się nie mylę, ma ścisły związek z Mordon.naprawdę bardzo nieprzyjemna.Czy mógłby pan natychmiast przyjechać?- Spróbuję.Gdzie jest Hailem Junetion?- Niecały kilometr od miejsca, gdzie się pan w tej chwili znajduje.Trzeba pojechać do końca alei, skręcić w prawo, minąć "Zielonego Ludka" i już.Odłożyłem słuchawkę i wstałem.- To inspektor Wylie - powiedziałem z wahaniem – Mają jakieś kłopoty w Hailem Junetion.Czy Mary mogłaby tuzosznstać na parę minut? Inspektor powiedział mi, że to niezbyt daleko.- Oczywiście.Zajmiemy się nią, staruszku.Od chwili gdy uznałem jego alibi, doktor Hartnell stał się prawie jowialny.Po przejechaniu kilkuset metrów zaparkowałem samochód w alei, wyjąłem ze schowka latarkę i wróciłem pod dom Hartnella.Zajrzałem w oświetlone okno, by się upewnić, czy z tej strony nic mi nie grozi.Hartnell napełniał szklanki i cała trójka zdawała się rozmawiać z ożywieniem - jak zwykle, kiedy mija napięcie.Wiedziałem, że mogę polegać na Mary, która potrafi zająć ich rozmową w nieskończoność.Zauważyłem; że pani Hartnell wciąż siedzi na tym samym krześle; kiedy przyjechaliśmy, nawet nie wstała, żeby się z nami przywitać.Pewnie bolały ją nogi.Elastyczne pończochy nie są tak niewidoczne, jak utrzymują niektórzy producenci.Na drzwiach garażu wisiała ciężka kłódka, lecz mistrz ślusarski, u którego praktykowałem z kilkunastoma kolegami w odległej przeszłości, uśmiałby się na jej widok.Ja się nie śmiałem; przecież nie jestem mistrzem ślusarskim; ale mimo to otworzyłem ją w niespełna dwie minuty, prawie się nie kalecząc.Lekkomyślne przedsięwzięcie giełdowe Hartnella w pewnej chwili zmusiło go do sprzedania samochodu i teraz jego jedynym środkiem transportu był skuter vespa, chociaż wiedziałem, że do pracy jeździ autobusem.Skuter był niedawno myty, lecz mnie interesowały wyłącznie części brudne.Dokładnie obejrzałem pojazd i w końcu zdrapałem trochę zeschłego błota spod przedniego błotnika, a potem włożyłem do plastykowej torebki, którą szczelnie zamknąłem Przez dwie minuty rozglądałem się po garażu, a potem, wyszedłem zamykając go za sobą.Później jeszcze raz szybko sprawdziłem, jak przedstawia się sytuacja w pokoju - w dalszym ciągu cała trójka siedziała przy kominku, pijąc i rozmawiając.Ruszyłem do szopy z narzędziami, która znajdowała się za garażem.Nikt z okien domu nie mógł mnie tam zobaczyć, więc korzystając z tego dokładnie obejrzałem sobie kłódkę.Otworzyłem ją i wszedłem do środka.Szopa miała nie więcej niż półtora metra na dwa i w niespełna dziesięć sekund znalazłem to, czego szukałem.Nawet nie próbowano niczego ukryć.Skorzystałem z dwóch następnych plastykowych torebek, zamknąłem drzwi, zawiesiłem kłódkę i wróciłem do samochodu.Wkrótce potem zaparkowałem go przed domem Hartnella.Nacisnąłem dzwonek i drzwi otworzył mi gospodarz.- Rzeczywiście nie zajęło ci to wiele czasu, Cavell- powiedział wesoło, wprowadzając mnie do hallu.- Co tam się.- przerwał z zamierającym uśmiechem, spostrzegłszy moją minę.- Czy.czy coś się stało?Obawiam się, że tak - odparłem chłodno.- Jest bardzo niedobrze.Wpakowałeś się, doktorze Hartnell.I to chybanieźle.Nie masz mi nic do powiedzenia?- Wpakowałem się? - spytał na pozór obojętnie, lecz w jego oczach pojawił się cień strachu.- O czym ty u diabła mówisz_ - Dość tego - rzekłem.- Ja w przeciwieństwie do ciebie trochę sobie cenię swój czas.A ponieważ nie chcę go tracićna dobieranie eleganckich słów, więc powiem krótko i otwarcie bezczelnie kłamiesz, Hartnell.- Do cholery, Cavell, za dużo sobie pozwalasz! - Zbladł, zacisnął pięści i zauważyłem, że gorączkowo się zastanawiał,czy nie ruszyć na mnie, co jako medyk powinien uznać za byt mało.obiecujące, ważył bowiem dwadzieścia kilogramów mniej.- Nikomu nie pozwolę tak do siebie mówić!- Będziesz musiał, kiedy staniesz przed prokuratorem w Old Bailey, więc lepiej trochę sobie poćwicz, żeby się przyzwyczaić.Gdybyś, jak twierdzisz, oglądał wczoraj "Złotych Rycerzy", to musiałbyś wozić telewizor na kierownicy skutera.Policjant, który cię widział, jak nocą jechałeś przez Hailem, nic o telewizorze nie wspomniał.- Zapewniam cię, Cavell, nie mam zielonego pojęcia.- Już mi to obrzydło.Kłamstwo mogę wybaczyć, ale głupoty człowiekowi tej klasy, co ty, nie - rzekłem i spojrzałem na Mary - Co było z tą sztuką?Skrępowana niezręczną sytuacją lekko wzruszyła ramionami.-Wczoraj wieczorem jakaś awaria sieci elektrycznej poważnie zakłóciła nadawanie wszystkich programów telewizyjnych w południowej Anglii.Sztukę trzykrotnie przerywano i skończyła się dopiero za dwadzieścia dwunasta.- Musicie mieć rzeczywiście wyjątkowy telewizor - zwróciłem się do Hartnella.Podszedłem do półki z gazetami i wziąłem do ręki "Radio Times", ale zanim zdążyłem zajrzeć do programu, usłyszałem drżący głos żony Hartnella.- Proszę się nie fatygować, panie Cavell.Wczorajsza sztuka była powtórzeniem z niedzieli.Oglądaliśmy ją w niedzielę po południu - wyznała, a potem zwróciła się do męża- No, mów, Tom, bo tylko wszystko sobie pogorszysz.Hartnell spojrzał na nią żałośnie, po czym odwrócił się; zwalił na krzesło i kilkoma haustami osuszył swoją szklankę.Mnie nie poczęstował, lecz nie dołączyłem braku gościnności do listy jego wad - jeszcze na to za wcześnie.- Wieczorem byłem poza domem.Wyszedłem tuż po pół do jedenastej.Ktoś do mnie zadzwonił i prosił, żebym spotkał się z nim w Alfringham.- Kto to był?- Nieważne.Nie zobaczyłem się z nim.kiedy przyjechałem, nie było go na umówionym miejscu.- A przypadkiem to nie nasz stary znajomy "Dziesięcioprocentowy" Tuffnell z firmy "Tuffnell i Hanbury - doradcyprawni"?Spojrzał na mnie zaskoczony,- Tuffnell,.to ty znasz Tuffnella?- Ta stara firma prawnicza znana jest policji kilkunastu hrabstw.Tytułują siebie "doradcami prawnymi", lecz każdymoże siebie tak nazwać.Taki zawód nie istnieje i nawet największe orły palestry nie znajdą podstaw do wszczęcia przeciwko nim jakichkolwiek kroków prawnych.W wypadku Tuffnella cała jego znajomość prawa bierze się stąd, że dość często ciągano go po sądach, zwykle za łapówki.To jedna z największych firm lichwiarskich w kraju i wszystko wskazuje na to, że najbardziej bezwzględna.- Ale jak.jak się domyśliłeś- Wcale nie musiałem się domyślać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]