Podstrony
- Strona startowa
- Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony
- Rushdie Salman Szatanskie wersety
- Alistair Maclean Szatanski Wirus
- Szatan I Jego Dzialanie (2)
- Spellman Cathy Cash Malowane wiatrem 02
- Groom Winston Gump i spolka
- Chmielewska Joanna Pech (2)
- Daw
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec
- Christie Agatha ZLo ktore zyje pod sLoncem (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jakiś błysk światła w tej stronie, gdzie są stajnie wziąłem za pożar.Bardzo wszystkich przepraszam, a pana szczególnie.Malarz nie pobiegł wprawdzie na ratunek, lecz pilnie wyglądał przez okno, przy którym go zastano.— Bardzo mnie ten alarm zaniepokoił — rzekł siadając przy stole.— Dobrze, że się na niczym skończyło… Czy pan dziedzic będzie łaskaw i opowie, co się stało z tymi drzwiami? Bardzo to wszystko ciekawe.Matematyk, nie umiejący niczego ukryć, spojrzał na niego ponuro.— Wybaczy pan, ale tak się przejąłem tą awanturą z pożarem, że mnie odeszła ochota do gadania…Rzekłszy to, skierował wzrok w stronę Adasia, jakby mu chciał rzec:— Czy widziałeś, chłopcze, genialnego dyplomatę?Równocześnie spojrzał na Adasia i malarz.Zmrużył oczy i długo mu się przyglądał.— Pan ma dziwne oczy — rzekł wreszcie.— Czemu dziwne? Takie sobie… — zaśmiał się Adaś.— Bo pan patrzył na ścianę, a pożar ujrzał pan przez okno z plecami.Dlatego powiedziałem, że pan ma dziwne oczy…Mówił to powoli nie ukrywając złośliwości.Adaś poczerwieniał cokolwiek i rzekł:— Zdawało mi się, że coś jaskrawego mignęło na szkle obrazu.Niemądra halucynacja… Wszystko jedno zresztą, jak widziałem, całe szczęście, że naprawdę nie widziałem pożaru.— Okłady na głowę, chłopcze, okłady na głowę! — zaśmiał się potężny matematyk.— Od tego czasu, kiedy ci rozbito łeb, miewasz widzenia.— Pana uderzył ktoś w głowę? — zapytał malarz z dziwnym pośpiechem.— Koń mnie uderzył — odparł Adaś równie szybko.— Nie bardzo mocno zresztą.— Co ty opowiadasz, chłopczyno? — rzekła pani Gąsowska z poczciwym zdumieniem.— Nam przecie mówiłeś…Profesor, bacznie wszystkiemu się przysłuchujący, ku największemu wszystkich zdumieniu huknął pięścią w stół i zawołał:— Na własne oczy widziałem, że koń… Dajcież mu spokój.Czy nie ma zresztą bardziej interesujących tematów, aby zabawić gościa? Ha!To “ha” było ostrym cięciem miecza.Pani Gąsowską miała na obliczu wyraz niebotycznego zdumienia.Tylko gość się uśmiechał.Panna Wanda patrzyła uparcie w stół.Matematyk łypał oczami i niczego nie rozumiał, chociaż kleik zaostrzył mu rozum.Chuda wieczerza zamieniła się w mroczną stypę bez nieboszczyka, który jednak musiał krążyć gdzieś w pobliżu, bo w izbie powiało cmentarnym mrozem i wszyscy umilkli.Gdy się zaczęto rozchodzić, wydawało się, że widzowie wychodzą z teatru z takiego przedstawienia, kiedy to wszystkich na scenie zakatrupiono i — jak złośliwcy mówili o “Balladynie” — “tylko sufler został żywy”.Profesor wszedł na palcach do izdebki Adasia i szepnął jak spiskowiec:— Mój brat matematyk jako dyplomata zginąłby z głodu, przez wszystkich opuszczony.Teraz gadaj: w jakim celu wymyśliłeś pożar?— Bo pan Gąsowski byłby się wygadał o drzwiach.— Tak i ja to zrozumiałem.A dlaczego w głowę kopnął cię koń?— Wie pan profesor dlaczego? Bo trzech groszy nie dałbym za to, że to ten malarz rozbił mi głowę.Ten człowiek ma zbójeckie ręce… Zresztą: czego on tu chce? Po co tu przyszedł? Czemu przemawiał do mnie złośliwie i czemu mi się tak pilnie przyglądał? Pan Gąsowski źle zrobił, że się wygadał o mojej głowie, bardzo, bardzo źle.— Powinno się dzisiaj w nocy udusić tego człowieka — rzekł głucho staruszek.— Kogo? — z niepomiernym zdumieniem zawołał Adaś.— Pańskiego brata?— Ech, nie! Mojemu bratu niech broda lekką będzie.Ale tamtego.Jeżeli to jest opryszek, będziemy mieli ciężkie życie.Jak myślisz?— Myślę, żeby się przede wszystkim przekonać, czy się nie mylimy.— A sposób?— W bardzo łatwy sposób.Niech pan profesor poprosi go jutro aby domalował oko pańskiemu pradziadkowi.Jeżeli to naprawdę malarz, uczyni to chętnie.— Znakomicie!— Poza tym — mówił Adaś ściszonym głosem — będziemy go pilnowali.Ale i on się będzie pilnował, jeżeli to figura podejrzana Czy pan profesor może słyszeć, co się dzieje za drzwiami, w jego pokoju?— Słyszeć tobym mógł, gdybym czuwał.Ale ja, podobno, gadam przez sen i sam sobie przeszkadzam.Czy mamy czuwać tej nocy?.— Szkoda snu.Pan profesor jest po wczorajszym naszym gadaniu niewyspany, a ten jegomość zabawi tu podobno kilka dni.Mamy.— Mamy czas! — powtórzył staruszek czarnym głosem z brzucha, jakiego używają sprzysiężeni obradujący w podziemiach aktorzy udający.krwawych nędzników, brzuchomówcy, upiory straszące w starych zamkach i kolędnik z szopki, co odgrywa Heroda, mordercę niewinnych dziatek.— Lecz czuj duch! — dodał i podniósł ostrzegawczo palce.— W domu jest wróg!Z zachowaniem całkowitego ceremoniału spiskowca, jakoby jeden ze stowarzyszenia “braci z Ajaccio”, których podobno lękał się sam Cesarz, wymknął się z izdebki Adasia i jak bezszelestny cień przemknął przez ciemne pokoje.Znalazłszy się w swoim cubiculum przyłożył ucho do drzwi, za którymi wróg otrzymał mieszkanie Wprawdzie panowała tam głęboka cisza, lecz pan profesor szepnął sam do siebie:— Zdaje mi się, że zgrzyta zębami.Położył się na łóżku, lecz postanowił czuwać.Wkrótce jednak śniło mu się, że wydoiwszy krowę ze złoconymi rogami podaje na klęczkach cesarzowi dzbanek burzącego się mleka, a wzruszony Cesarz zdejmuje z własnej piersi Krzyż Legii Honorowej, przypina go na piersi profesora i woła: “Per Baccho! Voila un brave Polonais!” Potem zażył tabaki i kichnął tak potężnie, że pan profesor zbudził się w trwodze.Noc była głęboka i owita ciepłą, letnią ciszą.“Coś musiało upaść” — pomyślał pan profesor.Zaczął nasłuchiwać czujnie, lecz głos się nie powtórzył, dało się jednak słyszeć cichutkie, uporczywe chrobotanie i jakby skrobanie.“Myszy odprawiają wesele — pomyślał staruszek.— Oby zagryzły tego draba…”Z tym serdecznym życzeniem usnął i spał do promienistego rana.W pół godziny potem zjawił się u niego Adaś.— Nic się nie działo w nocy, panie profesorze? — zapytał cicho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]