Podstrony
- Strona startowa
- Salvatore Robert Tom 02 Bezgwiezdna Noc
- Salvatore Robert Gwiezdne Wojny Wektor Pierwszy
- Salvatore Robert Tom 3 Krol Smok
- R A Salvatore Krysztalowy
- Paul McDonald The Star System, Hollywood's Production of Popular Identities (2006)(1)
- Ellroy James Krew to wloczega
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta
- PoematBogaCzlowieka k.6z7
- Arnold Mindell Praca nad samym soba (2)
- Ewa Bialolecka Nocny spiewak
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drugiej jednak strony, naukę w Zakonie Jedi należało podejmować znacznie wcześniej.Moc była nazbyt potężnym narzędziem - a może właśnie nie była narzędziem, i na tym polegał cały problem.Tylko nierozważny Jedi mógł traktować Moc jako narzędzie, jako środek do realizacji własnych celów.Dla prawdziwego rycerza była partnerem zmierzającym podobnym kursem, ścieżką do rzeczywistej harmonii i pełnego zrozumienia.Kiedy Qui-Gon zginął z rąk Lorda Sithów, Rada Jedi zrewidowała swoją decyzję co do młodego Anakina, powierzając go opiece Obi-Wana, który dzięki temu mógł bez przeszkód spełnić obietnicę daną konającemu mistrzowi.Prawdą jednak było i to, że przywódcy Zakonu uczynili to niechętnie.Yoda sprawiał przy tym wrażenie zrezygnowanego, jakby wydarzenia potoczyły się ku rozwiązaniu nieuniknionemu, a niepożądanemu czy choćby zadowalającemu.Nie cichły też szeptane poglądy, jakoby Anakin był Wybrańcem - tym, który przywróci równowagę Mocy.Obi-Wan nie był pewien, co to może oznaczać, ale myślał o tej sprawie z odrobiną lęku.Spojrzał na Anakina, który stał przy nim cierpliwie, jak uczeń z pokorą przyjmujący słowa mistrza.Zachowanie młodzieńca podniosło Kenobiego na duchu.Tak, ten zuchwały i uparty padawan zdecydowanie dał się lubić.Obi-Wan ukrył uśmiech tylko dlatego, że nie chciał, by Anakin poczuł się zbyt łatwo rozgrzeszony za brak rozsądku i zgubienie miecza.Zakaszlał lekko, starając się ukryć chichot.Przecież nie tak dawno on sam wyskoczył przez okno dobrych sto pięter ponad ulicami Coruscant.Mistrz Jedi pierwszy wszedł do szulerni.W zadymionym wnętrzu kłębił się spory tłum ludzi i obcych popijających drinki najrozmaitszych kolorów i przez fajki o wymyślnych kształtach wdychających opary egzotycznych roślin.Pod szatami wielu gości widać było wypukłość sugerującą ukrytą broń.Rozejrzawszy się dokoła, Jedi pojęli, że w tym lokalu każdy może być ich wrogiem.- Dlaczego mam przeczucie, że ty mnie kiedyś wykończysz? - mruknął Obi-Wan, wracając do przerwanej rozmowy.- Nie mów tak, mistrzu - zaoponował Anakin z powagą, która zaskoczyła Kenobiego.- Jesteś dla mnie jak ojciec.Kocham cię i nigdy nie sprawiłbym ci bólu.- Więc dlaczego mnie nie słuchasz?- Będę słuchał - odrzekł gorliwie Anakin.- Poprawię się.Obiecuję.Obi-Wan skinął głową i raz jeszcze rozejrzał się po sali.- Widzisz go gdzieś?- To „ona”, mistrzu.- W takim razie bądź ostrożny - odparł Kenobi, parskając cichym śmiechem.- Poza tym to chyba odmieniec - dodał Anakin.Obi-Wan skinął głową w stronę tłumu miłośników hazardu.- Idź, znajdź ją - polecił, po czym ruszył w przeciwną stronę.- Dokąd to, mistrzu?- Idę się napić - padła krótka odpowiedź.Anakin zamrugał ze zdziwienia, obserwując nauczyciela, który zaczął przepychać się w stronę baru.Chciał ruszyć za nim, by zadać jeszcze kilka pytań, ale przypomniał sobie burę, którą otrzymał przed paro-la minutami oraz obietnicę poprawy i posłuszeństwa.Odwrócił się i wszedł w tłum, próbując nie zwracać uwagi na podejrzliwe lub otwarcie wrogie spojrzenia gości szulerni.Stanąwszy przy barze, Obi-Wan kątem oka obserwował przez chwilę swojego ucznia.Potem dał znak barmanowi i z uwagą przyglądał się, pak ten stawia przed nim pustą szklankę i nalewa do niej bursztynowy- Kupisz pan działkę igiełek śmierci? - odezwał się z boku czyjś gardłowy głos.Obi-Wan nie odwrócił się nawet, by spojrzeć na typa z czarną czupryną, z której sterczały dwie antenki podobne do skręconych rogów.- Nikt nie ma lepszych igiełek śmierci niż Elan Sleazebaggano - dodał handlarz, uśmiechając się złowieszczo.- Nie chcesz mi sprzedać igiełek śmierci - odparł chłodno Jedi, wykonując dyskretny ruch palcami i wzmacniając słowa potęgą Mocy.- Nie chcę ci sprzedać igiełek śmierci - powtórzył posłusznie Elan Sleazebaggano.- Chcesz pójść do domu i zastanowić się nad swoim życiem.- Chcę pójść do domu i zastanowić się nad swoim życiem - zgodził się potulnie Elan, po czym odwrócił się i odszedł.Obi-Wan wychylił drinka i gestem poprosił barmana o dolewkę.Tymczasem Anakin kontynuował poszukiwania.Wydawało mu się, że coś jest nie w porządku, ale czy mógł oczekiwać czegoś innego, przekraczając próg takiego lokalu? A jednak uczucie niepokoju nie ustępowało; czające się gdzieś zło przybierało na sile i unosiło niczym mgła nad głowami gości.Padawan nie widział pistoletu wysuwanego z kabury i kierowanego w stronę pleców niczego niespodziewającego się Obi-Wana.Nie widział, ale czuł.Odwrócił się w samą porę, by zobaczyć, jak mistrz obraca się płynnie i zapala miecz świetlny.W oczach Anakina akcja rozgrywała się jak w zwolnionym tempie, choć w rzeczywistości Obi-Wan poruszał się ze śmiercionośną prędkością i precyzją.Świetliste błękitne ostrze - identyczne jak to, którym posługiwał się padawan - zakreśliło w powietrzu pionową pętlę, a zaraz potem drugą, nieco bliżej ciała przeciwnika.Niedoszła zabójczym - teraz dopiero, kiedy zdjęła hełm, Jedi mogli upewnić się, że była kobietą- krzyknęła z bólu, a jej ręka, wciąż jeszcze zaciśnięta na kolbie pistoletu, wylądowała na posadzce, gładko ucięta powyżej łokcia.W sali zapanował chaos.Anakin ruszył w stronę mistrza, przeciskając się między emanującymi niespokojną energią bywalcami lokalu.- Spokój! - zawołał donośnym, wspartym przez Moc głosem, unosząc ręce.- To sprawa oficjalna.Wracajcie do swoich trunków.Powoli, bardzo powoli, goście się uspokajali.Tu i ówdzie podejmowano przerwane rozmowy.Obi-Wan skinął na ucznia, by z jego pomocą wynieść ranną na ulicę.Ułożyli ją ostrożnie na chodniku.Zam Weseli ocknęła się, gdy tylko Obi-Wan zaczął opatrywać kikut jej ramienia.Warknęła wściekle i skrzywiła się z bólu, spoglądając nienawistnie na dwóch Jedi- Czy wiesz, kogo próbowałaś zabić? - spytał Obi-Wan.- Panią senator z Naboo - odrzekła obojętnie łowczyni nagród.- Kto cię wynajął?Clawdite spojrzała na nich chłodno.- To było zwyczajne zlecenie.- Mów! - ponaglił ją Anakin, lecz Zam nawet nie mrugnęła.- Ona i tak wkrótce zginie - dorzuciła.- Nie jestem ostatnia.Za taką cenę, jaką oferują za jej głowę, łowcy nagród będą się ustawiać w kolejce.Bądźcie pewni, że następny nie powtórzy moich błędów - dokończyła, pojękując z bólu, choć z pewnością należała do najtwardszych.- Ranę musi obejrzeć medyk - odezwał się z troską Obi-Wan, spoglądając na Anakina.Jeśli padawan w ogóle przejmował się stanem łowczyni, to nie dał tego po sobie poznać.Zbliżył się do niej z wściekłym grymasem na twarzy.- Kto cię wynajął? - powtórzył jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem wspierając swoje pytanie dawką Mocy tak potężną, że zaskakującą nawet dla samego mistrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]