Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej Œmierci
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- 33 Anderson Kevin J Gwiezdne Wojny W Poszukiwaniu Jedi
- 805IG
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fruttidimare.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dysponując tym ogólnym opisem, Brind'Amour wykorzystał swoją kryształową kulę izlokalizował ów oddział.Był zadowolony.Eriadorczycy mieli spotkać się z armią karłówBellicka w połowie drogi do jednookich, a wówczas bestie mogły się spodziewać zaistegorącego powitania.Kiedy wreszcie skontaktowano się z armią Bellicka, w imieniu Brind'Amouraprzemówili Luthien i Siobhan.Zobaczyli swoich sojuszników: pięć tysięcy krzatów ogroznym wejrzeniu, osłoniętych połyskującymi kolczugami i błyszczącymi tarczami,wyposażonych w rozmaitą broń, głównie topory i ciężkie młoty, stojących na rozległym,odkrytym, skalistym terenie, gdzie wiał silny wiatr.Ujrzeli też Bellicka i swego przyjacielaShuglina.Ten widok zaparł Luthienowi i Siobhan dech w piersiach.Młody Bedwyr poczułprzypływ nadziei.Jak, mając takich sojuszników, Eriador mógłby przegrać?- Jednookich z pewnością czeka niemiła niespodzianka - szepnęła stojąca z bokuSiobhan.- Krzaci wojownicy - odparł Luthien, naśladując charakterystyczny gaskoński akcentOlivera.- Ale, och, jak oni cuchną!Odwrócił się, żeby puścić oko do swojej towarzyszki, ale zrezygnował, widzącżałosne spojrzenie Siobhan.Chrząknął z zakłopotaniem.Nic nie powiedział i znowu zastanawiał się, co taknaprawdę łączy Siobhan i Olivera.Rozdział 19DOLINA ZMIERCI- Ich przywódca jest mądry - zauważył Brind'Amour, lustrując górzysty, nieregularnyteren na południu.Zebrani wokół czarnoksiężnika nie skomentowali jego słów.Cyklopi spieszyli się,chociaż słońce już dawno zaszło; nie rozbili obozu, dopóki nie zostawili za sobą stromychzboczy doliny.Brind'Amour usiadł na skale, pocierając swą gęstą, siwą brodę i próbując wymyślić napoczekaniu plan ataku.- Nie jest ich tak wielu - rzekł krzat Shuglin.- Policzyliśmy obozowe ogniska i wyszłonam, że cyklopów jest o połowę mniej niż nas, chyba, że przy każdym siedzi pięćdziesiątkajednookich.- Zatem jest ich zbyt dużo - przerwał Luthien.- Phi! - prychnął żądny bitwy krzat.- Dopadniemy ich!Brind'Amour słyszał tę wymianę zdań jakby z oddali.Nie miał wątpliwości, że jegowyborowy oddział nie da szans Gwardzistom Pretoriańskim, zwłaszcza, że stosunek siłwynosił dwa do jednego.Zastanawiał się tylko nad ceną regularnej bitwy.Eriador nie mógł sobie pozwolić nautratę nawet jednej czwartej swoich ludzi, dopóki wciąż znajdowali się w górach - musieliwszak pokonać wiele ufortyfikowanych terenów, zanim zbliżą się do Carlisle.- Jeżeli zaatakujemy ich na przedzie i na obu skrzydłach, rozciągając nasz szereg takmocno, żeby uwierzyli, iż mamy większą przewagę liczebną niż w rzeczywistości posiadamy,to jaka mogłaby być ich reakcja? - zapytała Siobhan.- Złamią szeregi i uciekną - odparł Shuglin bez wahania.- Jednoocy od dawien dawnasłyną z tchórzostwa!Luthien kręcił głową podobnie jak Bellick.Brind'Amour przemówił za nich.- Ta grupa jest dobrze wyćwiczona i sprawnie dowodzona - odpowiedział staryczarnoksiężnik.- Okazali się dość mądrzy i zdyscyplinowani, by nie rozbijać obozu przedopuszczeniem doliny.Oni nie uciekną tak ochoczo.W błękitnych oczach mężczyzny pojawiły się chytre iskierki.- Ale na pewno się wycofają - doszedł do wniosku.- Do doliny - zgodziła się Siobhan.- Wykorzystując jej zbocza do zacieśnienia naszych szeregów - zgodził się Bellick,zrozumiawszy, co świta Brind'Amourowi w głowie.- Do doliny - zawtórował Luthien - gdzie będą czekały zastępy łuczników.Przez dłuższą chwilę wszyscy zebrani przywódcy milczeli, wymieniając pełne nadzieiuśmiechy.Zdawali sobie sprawę z tego, że cyklopi są zdyscyplinowani, ale gdyby udało sięzmusić ich do wycofania się do doliny i upozorować zasadzkę, w ogólnym chaosie moglibydokonać całkowitego odwrotu, a uciekający wrogowie byliby prawie nieszkodliwi.- Jeżeli ich szyki nie złamią się pod wpływem naszego pierwszego ataku, to możemysię znalezć w nielichych tarapatach - wtrącił się Brind'Amour, po to, by przypomnieć, iżpraktyka bywa trudniejsza od teorii.- Zniszczymy ich tak czy owak - obiecał grozny Shuglin, stukając młotem w otwartądłoń na podkreślenie swoich słów.Patrząc na zacięte oblicze krzata, mag nie wątpił w tę obietnicę.Pozostało mu tylko odpowiednio podzielić oddziały.Luthien i Siobhan mielipozbierać większość grup zwiadowczych, włącznie z elfimi Przecinaczami, dyskretnie obejśćobóz cyklopów i przedostać się na południe w dwóch szeregach, a potem przejść krawędziedoliny i zająć pozycje obronne na zboczach.Bellick i Shuglin mieli się zająć pierwszymszeregiem w liczbie dziewięciu tysięcy żołnierzy, z których ponad połowę stanowiły krzaty.Brind'Amour nie chciał ustalać szczegółowego planu, albowiem rozumiał, że trzebago będzie modyfikować w zależności od przebiegu starcia.Magia stanowiła nieodzownyelement strategii, zwłaszcza podczas pierwszego ataku, jeśli chcieli zmusić jednookich doprzemieszczenia oddziałów.Jednak czarnoksiężnik zdawał sobie sprawę, że musi zachowaćostrożność, bo gdyby zanadto się odsłonił, cyklopi, którzy wydostaliby się z gór, zaczęlibyrozpowiadać niesamowite historie, które dotarłyby aż do Carlisle.Sędziwy Brind'Amour miał na myśli odpowiednie zaklęcie, subtelne, lecz diabelnieskuteczne.Musiał tylko zastanowić się, jak najlepiej go użyć.Tej nocy na skrzydłach armii ruszyły dwa szeregi, każdy po pięćset chyżopodążających łuczników.Luthien i Siobhan trzymali się razem, prowadząc szereg, który mijałobozowisko cyklopów po wschodniej stronie.Dotarli na skraj doliny tuż przed świtem izaczęli ostrożnie schodzić po zboczach, wyszukując pozycje, chociaż z północy jużdochodziły do nich pierwsze odgłosy bitwy.* * *Prawie dwa tysiące eriadorskich żołnierzy tworzyło skrzydło z prawej strony i tylesamo znajdowało się po lewej stronie, ale to środkowa część oddziału, falujące pięć tysięcyponurych, żądnych bitwy krzatów, doprowadziła Gwardzistów Pretoriańskich do szału.Czołowa grupa cyklopów dosłownie ugięła się pod ciężarem krzacich buciorów, ale zgodnie zprzewidywaniami Brind'Amoura oddział był dobrze wyćwiczony i szybko przegrupowałszyki, żeby z determinacją bronić swego.Wtedy Brind'Amour wziął się do dzieła.Cyklopi zorientowali się, że wróg maprzewagę liczebną, lecz mimo to najwyrazniej zamierzali stawić opór i walczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]