Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Roderick Thorp Szklana pulapka 27LRK7YE7WULBLU
- Niziurski Edmund Opowiadania.WHITE
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W porzÄ…dku.Jaki jest paÅ„ski plan? Delagard wskazaÅ‚ mu Sorve.- Widzi pan tÄ™ wyspÄ™ na poÅ‚udniowy zachód od nas, zbliżajÄ…cÄ… siÄ™ wzdÅ‚uż sÄ…siedniego pasma? To Velmise.DryÂfuje na pomocny wschód, poruszajÄ…c siÄ™ z wiÄ™kszÄ… niż my prÄ™dkoÅ›ciÄ…, i minie nas w stosunkowo bliskiej odlegÅ‚oÅ›ci za okoÅ‚o miesiÄ…c.Wtedy podróż do niej zajmie okoÅ‚o dziesiÄ™ciu dni, może nawet mniej.Zamierzam porozumieć siÄ™ z moim synem, który tam mieszka, i zapytać, czy zechcÄ… nas przyjąć, wszystkie siedemdziesiÄ…t osiem osób.- A jeÅ›li nie? Velmise wyglÄ…da na bardzo maÅ‚Ä….- Mamy inne możliwoÅ›ci.Oto Salimil zbliżajÄ…ca siÄ™ z drugiej strony.BÄ™dzie o okoÅ‚o dwa i pół tygodnia od nas, kiedy bÄ™dziemy musieli stÄ…d odejść.Lawler zastanowiÅ‚ siÄ™ nad perspektywÄ… spÄ™dzenia dwu i pół tygodnia na statku na otwartym morzu, w palÄ…cym sÅ‚oÅ„cu, w ciÄ…gÅ‚ych wysuszajÄ…cych podmuchach sÅ‚onej morÂskiej bryzy, jedzÄ…c suszonÄ… rybÄ™, przemierzajÄ…c tam i z poÂwrotem niewielki pokÅ‚ad i widzÄ…c tylko ocean i ocean.SiÄ™gnÄ…Å‚ po butelkÄ™ brandy i napeÅ‚niÅ‚ sobie kubek.Delagard rzekÅ‚:- JeÅ›li Salimil nas nie weźmie, mamy Kaggeram tutaj w dole, albo Shaktan, lub nawet Grayvard.Mam krewnych na Grayvard.MyÅ›lÄ™, że mogÄ™ coÅ› zorganizować.To bÄ™dzie jakieÅ› osiem tygodni podróży.Osiem tygodni? Lawler próbowaÅ‚ sobie wyobrazić, jak to bÄ™dzie wyglÄ…daÅ‚o.Po chwili powiedziaÅ‚:- W ciÄ…gu trzydziestu dni nigdzie nie znajdzie siÄ™ miejÂsca dla siedemdziesiÄ™ciu oÅ›miu ludzi.Ani na Velmise, ani Salimil, ani nigdzie indziej.W takim przypadku bÄ™dziemy musieli siÄ™ rozdzielić, część pójdzie tutaj, a część tam.- Nie! - rzuciÅ‚ gwaÅ‚townie Lawler.- Nie?- Nie zgadzam siÄ™.ChcÄ™, aby spoÅ‚eczność pozostaÅ‚a razem.- A jeÅ›li to okaże siÄ™ niemożliwe?- Musimy znaleźć jakiÅ› sposób.Nie możemy rozproÂszyć grupy ludzi, która byÅ‚a razem przez caÅ‚e swoje życie, po caÅ‚ym tym przeklÄ™tym oceanie.JesteÅ›my rodzinÄ…, Nid.- Czyżby? Nie sÄ…dzÄ™, abym myÅ›laÅ‚ w ten sposób.- To radzÄ™ zacząć.- No cóż - powiedziaÅ‚ Delagard.SiedziaÅ‚ cicho, marÂszczÄ…c brwi.- MyÅ›lÄ™, że w ostatecznoÅ›ci moglibyÅ›my po prostu przybić do jednej z wysp, które nie sÄ… obecnie zamieÂszkane przez ludzi i poprosić mieszkajÄ…cych tam Skrzelowców o azyl.To siÄ™ już zdarzaÅ‚o.- Tamtejsi Skrzelowcy bÄ™dÄ… wiedzieli, że zostaliÅ›my wygnani stÄ…d i dlaczego.- Może to nie bÄ™dzie miaÅ‚o znaczenia.Zna pan Skrzelowców równie dobrze jak ja, doktorze.Wielu z nich jest bardzo tolerancyjnych wobec nas.Dla nich jesteÅ›my jeszcze jednym przykÅ‚adem niezbadanych kolei wszechÅ›wiata, czeÂgoÅ›, co po prostu wyrzuciÅ‚o na ich brzegi ogromne morze kosmosu.Oni rozumiejÄ…, że kwestionowanie tajemniczych zwyczajów wszechÅ›wiata jest zwykÅ‚Ä… stratÄ… czasu.Dlatego też, jak sÄ…dzÄ™, wzruszyli tylko ramionami i pozwolili nam wtargnąć na swoje terytorium, kiedy przybyliÅ›my tu po raz pierwszy.- NajmÄ…drzejsi z nich być może myÅ›lÄ… w ten sposób.Reszta pogardza nami i nie chce mieć z nami nic wspólnego.Dlaczego, do diabÅ‚a, majÄ… nas wziąć Skrzelowcy z innej wyspy, jeÅ›li Skrzelowcy z Sorve wyrzucili nas jako morÂderców?- Damy sobie radÄ™ - powiedziaÅ‚ spokojnie DelaÂgard, nie reagujÄ…c na mocne sÅ‚owo.W obydwu dÅ‚oniach Å›ciskaÅ‚ kubek brandy, w który wbiÅ‚ wzrok.- Pojedziemy na Velmise lub Salimil, lub Grayvard, jeżeli bÄ™dziemy muÂsieli, albo do jakiegoÅ› nowego miejsca.I zostaniemy razem, budujÄ…c dla siebie nowe życie.DopilnujÄ™ tego.Może pan na mnie liczyć, doktorze.- Czy ma pan wystarczajÄ…co dużo statków?- Mam sześć.Po trzynaÅ›cioro na statek i nawet nie odczujemy tÅ‚oku.Niech siÄ™ pan nie martwi, doktorze.Niech siÄ™ pan napije.- Już wypiÅ‚em.- W takim razie, czy pozwoli pan, że ja siÄ™ napijÄ™?- Ależ proszÄ™ bardzo.Delagard zaÅ›miaÅ‚ siÄ™.ByÅ‚ coraz bardziej pijany.Przez chwilÄ™ pieÅ›ciÅ‚ mapÄ™, jakby to byÅ‚a kobieca pierÅ›, nastÄ™pnie podniósÅ‚ jÄ… ostrożnie i umieÅ›ciÅ‚ z powrotem w szafce.BuÂtelka brandy byÅ‚a już prawie pusta.Nie wiadomo skÄ…d DeÂlagard wyjÄ…Å‚ nastÄ™pnÄ… i nalaÅ‚ sobie dużego drinka.NalewajÄ…c zachwiaÅ‚ siÄ™, zÅ‚apaÅ‚ równowagÄ™, zachichotaÅ‚.- Może pan być pewien jednego, doktorze - wybeÅ‚ÂkotaÅ‚.- ZaryzykujÄ™ gÅ‚owÄ™, aby znaleźć dla nas nowÄ… wyspÄ™ i dowieźć nas tam bezpiecznie.Czy wierzy mi pan, doktorze?- Pewnie, że tak.- l może pan wybaczyć mi to, co zrobiÅ‚em tamtym nurkom? - spytaÅ‚ Delagard.- Tak.Tak.- Jest pan kÅ‚amcÄ….Nienawidzi mnie pan.- SkoÅ„cz z tym, Nid.Co siÄ™ staÅ‚o, to siÄ™ nie odstanie.Teraz musimy z tym żyć.- SÅ‚owa prawdziwego filozofa.ProszÄ™, jeszcze jeden.- W porzÄ…dku.- I jeszcze jeden dla starego Nida Delagarda.Dlaczego nie? Jeszcze jeden dla starego, dobrego Delagarda.ProszÄ™ bardzo, Nid.Ależ dziÄ™kujÄ™, Nid.DziÄ™kujÄ™ bardzo.Do diabÅ‚a, to jest Å›wietne.Åšwietny.po prostu Å›wietny.- Delagard ziewnÄ…Å‚.Oczy zamknęły mu siÄ™, a gÅ‚owa pochyliÅ‚a nad stoÅ‚em.- Åšwietny.trunek.- wymamrotaÅ‚.ZiewnÄ…Å‚ znoÂwu, cicho beknÄ…Å‚ i po chwili już spaÅ‚.Lawler dopiÅ‚ swojÄ… brandy i wyszedÅ‚.Na zewnÄ…trz byÅ‚o cicho, sÅ‚ychać byÅ‚o jedynie plusk fal o brzeg zatoki, do którego Lawler byÅ‚ tak przyzwyczajony, że prawie go nie sÅ‚yszaÅ‚.Do Å›witu brakowaÅ‚o jednej lub dwóch godzin.Krzyż pÅ‚onÄ…Å‚ nad gÅ‚owÄ…, bezlitoÅ›nie przeciÂnajÄ…c czarne niebo od horyzontu do horyzontu, jakby byÅ‚ lÅ›niÄ…cÄ…, czteroramiennÄ… konstrukcjÄ… zamocowanÄ… dla utrzyÂmania Å›wiata w jednym miejscu.UmysÅ‚ Lawlera osiÄ…gnÄ…Å‚ stan krysztaÅ‚owej klarownoÅ›ci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]