Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (3)
- Pagaczewski Stanislaw Misja profesora Gabki
- Simon Kernick ÂŚcigany
- Odrodzona. Wodospady cienia. Po Hunter C.C
- PoematBogaCzlowieka k.3z7
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 2 Dwie Wieze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było z tym trochę zachodu, który przy całej swojej rzeczowości miał jednak w sobie coś obrzędowego.O ile wiem, zachowania się uczonych w laboratorium nikt jeszcze nie badał pod względem antropologicznym, jakkolwiek nie ulega dla mnie wątpliwości, że nie wszystko, co oni robią, jest konieczne.Te same przygotowania i czynności doświadczalne można urzeczywistniać bardzo rozmaicie, ale gdy raz, się utrwali pewne < postępowanie, staje się w danym kręgu, w danej szkole, obyczajem o mocy normy - prawie że dogmatu.Do Pana Much zstępowałem w asyście dwu ludzi - przewodnikiem był mały Grotius, przy czym ruszyliśmy w drogę dopiero wtedy, gdy, pomanipulowawszy pokrętłami, napuszczono nam tlenu do wnętrza przezroczystej gdzież, tak że każdy z nas stał się podobny do połyskliwego balonu z właściwą pesteczką osoby w środku.Przed wyjściem sprawdzano jeszcze odzież na szczelność, bardzo prosto, zbliżając płomień świecy do poszczególnych części kombinezonu, y którym panowało niewielkie nadciśnienie: operacja ta przypominała zabieg magiczny, jakiegoś okadzania na przykład.Wszystko to razem komponowało się w całość solenną, poważną, jak gdyby spowolnioną rytualnie, zapewne dlatego, że w owym lśniącym balonie z polietylenu nie można się było szybko ruszać.Ponadto nie bardzo można było, siedząc w owej powłoce, rozmawiać, więc i komunikowanie się na migi sprawiało rosnące wrażenie, że uczestniczę w liturgicznej praktyce.Oczywiście można było powiedzieć, odpierając 4akie obiekcje, że kombinezon chronił przed promieniowaniem beta, że był wprawdzie utrudnieniem dla ruchów, lecz zarazem, dzięki przezroczystości, pozwalał dobrze widzieć itd., ale bez większego trudu potrafiłbym, jak sądzę, obmyślić proceder inny, jakkolwiek mniej malowniczy, a zwłaszcza pozbawiony nalotu dyskretnych aluzji do symbolicznego sensu nazwy Pana Much.W osobnym pokoju, z betonową podłogą, rodzaj ocembrowania otaczał pionową studnię.Jeden po drugim zeszliśmy na dół po żelaznej drabince wmurowanej w jej ścianę, nieprzyjemnie szeleszcząc kombinezonami, w niemiłym gorącu, jakie panowało wewnątrz tego odzienia przywodzącego na myśl rybie pęcherze.Na dole biegł wąski chodnik, trochę jakby w starej kopalni, w regularnych odstępach oświetlonych zakratowanymi lampkami.Tych akcesoriów już ludzie Grotiusa nie sprokurowali, o czym donoszę lojalnie; zespół wykorzystał po prostu podziemną część gmachu, która służyć miała ongiś celom bardziej militarnym, bo związanym z wybuchami termojądrowymi poligonu.Kilkadziesiąt metrów dalej mury zalśniły, pokrywała je bowiem lustrzana srebrna blacha.Był to jedyny szczegół taki sam; jak w “srebrnym podziemiu” biofizyków.Lecz tego się właściwie nie zauważało, podobnie jak nie dostrzega się erotycznego charakteru nagości w gabinecie lekarskim; doznawaniem naszym rządzi całość powstającego efektu, a nie własności poszczególnych elementów.Srebro ścian u biofizyków kojarzyło się ze sterylnością jakiegoś przybytku chirurgicznego, a w podziemiu nabierało bardzie j “tajemniczego charakteru, skoro niby w jakimś paaopticum powtarzało wyinaczone odbicia naszych pęcherzowatych postaci.Daremnie rozglądałem się po otoczeniu szukając dalszej drogi, bo korytarz kończył się szerszym ślepym uchyłkiem.Z boku, na wysokości głowy, widniały drzwiczki żelazne, które Grotius odemknął, i w grubym murze otwarła się wtedy wnęka, rodzaj strzelnicy, przy czym obaj moi towarzysze cofnęli się, abym mógł dokładnie zajrzeć do środka.Otwór zamykało z drugiej strony coś na kształt czerwonawo błyszczącej tafli, jakby to był płat mięsa szczelnie dociśniętego do grubej szyby.Poprzez kaptur, który okrywał mi twarz, przez równomierny podmuch tlenu płynącego z butli, poczułem skórą czoła i policzków ucisk, który zdawał się być efektem nie tylko gorąca.Patrząc dłużej, dostrzegłem bardzo powolny ruch, nie całkiem równomierny, jakby obdarte j ze skóry i przylepionej do szkła podeszwy.olbrzymiego ślimaka, usiłującego pełzać daremnymi skurczami mięśni.Owa masa za szkłem zdawała się napierać na nie z nieznaną siłą - pełznąć na miejscu powoli, lecz nieustannie.Grotius uprzejmie, lecz stanowczo odsunął mnie od wnęki, zamknął na powrót pancerne drzwiczki i wy-dobył z przewieszonego przez ramię chlebaka szklaną kolbę, po której ściankach łaziło kilka zwykłych pokojowych much.Gdy przybliżył ją do zamkniętej klapy - a uczynił to ruchem wymierzonym i zarazem solennym - muchy najpierw znieruchomiały, potem rozwinęły skrzydełka i w następnej sekundzie zawirowały w kolbie czarnymi oszalałymi kulkami - wydało mi się, że słyszę ich jadowite bzykanie.Jeszcze trochę przybliżył naczynie do klapy - muchy tłukły się coraz gwałtowniej - włożył kolbę do schowka, zawrócił i poszedł z powrotem do kuchni.Dowiedziałem się wreszcie, skąd poszła nazwa.Pan Much był po prostu Żabim Skrzekiem - w ilości znaczniejszej niż około 200 litrów; zresztą owa przemiana zachodziła stopniowo; co się tyczyło tego naprawdę osobliwego efektu z muchami, nikt nie miał najbledszego wyobrażenia o jego mechanizmie, zwłaszcza że wykazywały go oprócz much tylko nieliczne błonkoskrzydłe.Pająki, żuki i mnóstwo innych owadów, które cierpliwie znosili biologowie do owej czeluści, w ogóle nie reagowały na obecność rozgrzewanej toczącymi się w niej reakcjami substancji.Mówiło się o falach, promieniach, dobrze, że nie o telepatii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]