Podstrony
- Strona startowa
- IGRZYSKA ÂŒMIERCI 01 Igrzyska ÂŒmierci
- Michael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwa
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd
- Dziennik Trojkowej Bridget Jones czyli Brygidy Janoskiej red H Gizy
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t.1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli sądzisz, że mnie zrujnujesz, jeśli myślisz, że zawiodę - powiedziała głośno KrólowejPowietrza - to pomyliłaś się po raz drugi.- Dłonie jej jednak drżały.Nie zawiodę! Jestem równiedobra co każdy mężczyzna! Poczuła ból starych, głębokich ran, które osłabiały jej wiarę w siebie.Wysunęła szufladę biurka, sięgnęła po paczkę iestów.Zobaczyła jednak skręconą w agoniitwarz LiouxSkeda i zacisnęła pustą dłoń.Zamknęła szufladę.Od jego przedawkowania ani razu nietknęła paczki iestów.Ponownie spostrzegła tajemniczą paczkę, przesunęła ją po biurku, by zająć czymś ręce imyśli.Rozplatała sznurek, rozwinęła szorstką brązową tkaninę, otulającą niezdarne pudełko.Wyglądało na dostarczone z daleka statkiem kupieckim, a nie było nikogo na terenach, któreodwiedzała, kto mógłby wysłać paczkę inspektorowi policji.Otworzyła pudełko i wyjęła ostrożnie jego zawartość - muszlę wielkości dwóch otwartychdłoni, z jednym kolczastym wyrostkiem odłamanym od kruchej skorupki.Była barwyzachodzącego słońca, powierzchnię miała cierpliwie wypolerowaną - lśniła niby niebo o świcie.Ostatnio widziała ją i podziwiała na półce ponad kominkiem w domu na plantacji Ngeneta ranAhase Miroe.kiedy to wsłuchiwała się w płomienie trzaskające w ciszy, popijając mocną czarnąherbatę, którą wmusił w nią gospodarz, nim odleciała do Krwawnika.Przypomniała sobie teraz zukojeniem bardzo wyraznie tę zdumiewająco spokojną chwilę.Co za ironia losu, że jedyneprzyjemne odwiedziny towarzyskie, jakie mogła sobie przypomnieć spośród dziesięciu lat, jakieprzeżyła na tej planecie, to piętnaście minut spędzonych z mężczyzną, który prawdopodobniezłamał prawo.Pogrzebała palcami we wnętrzu muszli, wyjęła wszystko z pudełka, lecz nie znalazła żadnejwiadomości dla siebie.Westchnęła - nie wiedziała, czego się spodziewać, lecz mimo to poczułarozczarowanie.- Winszuję ci awansu, Geio Jerusho - powiedziała znużonym głosem.Podniosłaznów muszlę i zamknęła oczy.Trzymając ją przy uchu w sposób wskazany przez Ngeneta,wsłuchiwała się w głos Morza.18HEJ, SPARKS, NIE ODCHODy ROZGRZANY.DAJ NAM SZANS NA REWAN%7ł.Holograficzne popiersie nad zniszczonym miastem na stole gry zaprotestowało, gdyzdejmował kruche nakrycie głowy.Mimo to zawiesił je na miejscu, wycofując się ostatecznie.- Przykro mi - uśmiechnął się, zadowolony z siebie, zwracając się bardziej do patrzącychwrogo innych graczy niż do komputera sterującego zjawą krupiera.- Znudziłem się.- Włożył wszczelinę kartę kredytową, zobaczył, jak wyskakuje z nową sumą - parę miesięcy temu niewyobrażał sobie nawet, że na całym świecie istnieje tyle pieniędzy.Zwiadomość, że wszystko tonależy do niego, już niemal przestała robić na nim jakiekolwiek wrażenie.Wiedział teraz, jakiebogactwa krążą po spiralnej Ulicy Krwawnika.Zaczynał nawet nabierać pojęcia, ile pieniędzywypływa Czarnymi Wrotami do innych światów Hegemonii.uczył się szybko.Ale jednak zawolno.Odsunął się od stołu, popijając różowe wino samathańskie, nie tyle jednak, by stracićgłowę.W tym także jest dobry, pomyślał, zna swoje możliwości i ograniczenia, to dlategowygrywał coraz więcej i częściej.Arienrhod dostarczała mu pieniędzy i czas wolny od pełnieniaobowiązków Starbucka spędzał w barach i kasynach na górze i dole Ulicy; wraz z towarzyszamiwyszukiwał tyle przyjemności, na ile miał ochotę.Słuchał, pytał, obserwował przesuwanie siępodziemnych prądów; usiłował wyczuć, skąd płyną informacje i dokąd zmierzają.Bardzo się starał wydostać z otchłani głębokiej niewiedzy i gdy wino i narkotyczne perfumyzbyt licznych pokojów zaczynały tępić mu zmysły, rosło w nim zdenerwowanie, aż do bólu.Nic wmieście nie mogło już sprawić mu przyjemności.Rzeczy zachwycające chłopca Letniaka nadalchyba istniały w drżących zwojach Labiryntu, lecz teraz ich nie zauważał.Im dłużej przebywał wKrwawniku, tym mocniej pogardzał ludzmi tworzącymi jego życie.Zaczynał nienawidzić widoku wszystkiego i wszystkich, nie wiedząc dlaczego; mrok plamiłjego przeszłość i przyszłość, a nawet jego własną twarz.Wszystkich - z wyjątkiem Arienrhod.Onarozumiała ciemność leżącą jak trujące sadzawki w najgłębszych zakątkach jego umysłu; wiedziała,jak wykrwawiać jego wrogość; zapewniała go, że czarne jest sedno każdej duszy.Arienrhodpocieszała go, przynosiła mu spokój, spełniała każde życzenie.Arienrhod go kochała.A strach, żemoże stracić jej miłość, że pożałuje, iż pozwoliła mu zostać Starbuckiem, że rzuci go, jak rzuciłajego przeciwnika, był chmurą wiszącą zawsze nad powierzchnią tego spokojnego morza.Wykorzystywała rozległy system elektronicznych szpiegów i łatwowierną szlachtę, byrozbudowywać skrawki wiadomości dostarczane przez niego, lecz pozaziemcy, którzyrzeczywiście mieli coś do ukrycia, strzegli tego skutecznie.Wiedział też, że brak jej wiedzyprawdziwego Starbucka, człowieka, który między nimi wzrastał.Nadejdzie dzień, kiedy to zaczniegardzić jego Letnią niewiedzą.Może, będąc pijanym wtedy, już zgubił świadomość swychmożliwości.Sparks wsunął kartę kredytową za podszewkę pasa, poczuł gorzką dumę, odchodząc odstołu.Zastanowił się przelotnie, czy te gry przynoszą coś dobrego albo czy Arienrhod nawet tuobserwuje go potajemnie i załatwia tak, by wygrywał.Odsunął tę myśl, zakładając dłonie za pas.Rozejrzał się po mrowiu głów gołych, wturbanach, czapkach, hełmach, wysadzanych klejnotami fryzur, pochylonych w nieświętej czci dlamigoczących krajobrazów wybranych przez nich gier losowych.To była jedna ze speluneknajwyższej klasy; bardziej wyszukana, mniej posępna do tańszych dziur w dolnym Labiryncie, wktórych tłoczyli się przeważnie robotnicy Zimacy.Lecz nawet tu nie było szczerej radości.Gracześmiali się i klęli z jednaką mściwością, obojętni na żywą muzykę, która utrudniała rozmowy itłumiła dzwięki z sąsiedniej sali.Znajdowały się tam maszyny marzeń, dzięki którym można byłozanurzyć się w straszliwych doznaniach innych planet, popełnić każdą zbrodnię, doświadczyćwszystkiego, niemal aż do chwili śmierci, na przeżywanie czego wystarczało odwagi.Korzystał znich coraz częściej, choć dawały mu coraz mniej.Zaczął się przeciskać między stołami w stronę wyjścia, poruszając się z celowością iostrożnością innego człowieka, noszącego maskę na twarzy i pozaziemski medal na piersi.SparksDawntreader miał na sobie sprowadzoną tunikę w jaskrawe pasy i wysokie buty.Włosy przyciąłkrótko na modłę Zimaków, lecz nie był świadom buty Starbucka, która powodowała, że inniusuwali mu się z drogi.- Wyglądasz na człowieka, który wie, czego chce.- Jedyna, która się nie odsunęła, śmiałozastąpiła mu drogę.Rozcięcia jej długiej sukni nie skrywały niczego.Spojrzał na nią i odwrócił wzrok, ciągle nie przywykł do otwartości seksualnych zaczepektego miasta.- Nie, dzięki.Chcę tylko stąd wyjść.- Srebro jej sukni przypomniało mu na mgnienie okasrebrnobiałe włosy.Ruszył dalej, starając się jej nie dotknąć.Nie pożądał teraz żadnej kobietypoza Arienrhod, która nauczyła go pragnąć rzeczy, o których nigdy nawet nie śnił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]