Podstrony
- Strona startowa
- Michael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwa
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Vinge Joan D Krolowe 01 Krolowa Zimy
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Eddings, Dav
- Power Plays Tom Clancy
- Pierumow Nik Czarna Wlocznia 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Klękam i rozpaczliwie próbuję ponownie przylepić bandażdo rany.Katniss odzywa się. Ja tego chcę. Nie zostawisz mnie tu samej mówię.Jeśli on umrze, to tak naprawdę nigdy nie wrócędo domu.Resztę życia spędzę na arenie, usiłując się stąd wydostać. Posłuchaj. Pomaga mi wstać. Oboje wiemy, że muszą mieć zwycięzcę.Może nimzostać tylko jedno z nas.Wygraj, zrób to dla mnie. Zaczyna się rozwodzić nad tym, jakszaleńczo mnie kocha, czym byłoby życie beze mnie, ale ja przestałam go słuchać, bo wgłowie zaległy mi jego wcześniejsze słowa, które nie dają mi spokoju.Oboje wiemy, że muszą mieć zwycięzcę.Zgadza się, muszą mieć zwycięzcę.Bez niego cała idea igrzysk bierze w łeb, a organizatoromziemia usuwa się spod nóg.Zawiedliby Kapitol.Groziłaby im nawet egzekucja, powolna ibolesna, a dzięki transmisji cały kraj oglądałby ją na ekranach.Gdybyśmy mieli oboje umrzeć, ja i Peeta, albo gdyby oni w to uwierzyli.Grzebię w saszetce przy pasie, zdejmuję ją.Peeta widzi, co robię, i łapie mnie dłonią zanadgarstek. Nie pozwalam.Nie zrobisz tego oponuje.244 Zaufaj mi szepczę.Przez dłuższą chwilę patrzymy sobie w oczy, aż wreszcie Peeta cofarękę.Rozchylam saszetkę i wysypuję mu na dłoń garstkę jagód.Tyle samo odmierzam sobie. Na trzy?Peeta się pochyla i mnie całuje, tylko raz, bardzo delikatnie. Na trzy zgadza się.Stajemy plecami do siebie, chwytamy się mocno za lewe dłonie. Wyciągnij je mówię. Niech wszyscy zobaczą.Rozkładam palce i pokazuję ciemne, lśniące w słońcu jagody.Po raz ostatni ściskam dłońPeety, w ten sposób daję mu sygnał, że się z nim żegnam, i zaczynamy liczyć. Jeden. Może się mylę. Dwa. Może mają gdzieś, że oboje zginiemy. Trzy! Za pózno na zmianę zdania.Unoszę dłoń, po raz ostatni spoglądam na świat.W chwili, gdywkładam jagody do ust, gwałtownie rozbrzmiewa dzwięk trąbek.Donośniejszy jest tylko przerażony głos Claudiusa Temple-smitha. Stać! Stać! Panie i panowie, mam przyjemność zaprezentować państwu zwycięzcówSiedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk, Katniss Everdeen oraz Peetę Mellarka!Oto oni, trybuci z Dwunastego Dystryktu!ROZDZIAA 26Wypluwam jagody i wycieram język o brzeg koszuli, dla pewności, aby nie pozostała na nimani jedna kropla soku.Peeta ciągnie mnie do jeziora, gdzie płuczemy usta wodą i padamysobie w ramiona. Połknąłeś choć jedną? niepokoję się.Kręci głową. A ty? Pewnie bym już nie żyła. Widzę, jak porusza ustami, lecz nie słyszę ani słowa, bo zmegafonów dobiega transmitowany na żywo ryk tłumu zgromadzonego przed ekranami wKapitolu.Nad naszymi głowami pojawia się poduszkowiec, z którego opadają dwie drabiny, ale mowynie ma, żebym puściła Peetę.Obejmuję go i pomagam mu wejść na drabinę.Stawiamy stopyna pierwszym szczeblu, a wówczas unieruchamia nas prąd.Tym razem jestem zadowolona,bo nie mam pewności, czy w tak niewygodnej pozycji Peecie udałoby się wytrzymać do245końca podróży.Wzrok mam skierowany w dół, więc zauważam, że choć nasze mięśnie sązablokowane, nic nie tamuje krwi, która sączy się z rany na nodze Peety.Jak się nietrudnodomyślić, gdy tylko drzwi się za nami zamykają, a prąd zostaje wyłączony, Peeta bez czuciaosuwa się na podłogę.Palce wciąż zaciskam na jego kurtce, zginam je tak kurczowo, że gdy go zabierają, w dłonipozostaje mi skrawek czarnego materiału.Do akcji wkraczają lekarze w nieskazitelnej bieli,w maskach i w rękawiczkach, zawczasu przygotowani do operacji.Blady jak kreda Peeta leżynieruchomo na srebrnym stole, z jego ciała sterczą najrozmaitsze rurki i druty.Na momentzapominam, że igrzyska się już zakończyły, i dostrzegam w lekarzach kolejne zagrożenie,uważam ich za następną watahę zmiechów stworzonych po to, aby zabić Peetę.Przerażona,rzucam mu się na ratunek, ale natychmiast czuję na sobie obce dłonie, które mnie chwytają iciskają do sąsiedniego pomieszczenia.Zamykają się za mną przezroczyste drzwi, łomoczę wnie, wrzeszczę, ile sił w płucach, jednak ignorują mnie wszyscy z wyjątkiem kapitolińskiejpokojówki, która staje za moimi plecami i częstuje mnie napojem.Osuwam się na podłogę, przyciskam twarz do drzwi i z osłupieniem wpatruję się wkryształową szklankę w dłoni.Jest lodowata, wypełniona sokiem pomarańczowym, sterczy zniego gustownie ozdobiona biała słomka.Elegancko podany napój w ogóle nie pasuje domojej zakrwawionej, brudnej, pokrytej bliznami dłoni o utytłanych paznokciach.Zapach sokusprawia, że ślina napływa mi do ust, ale ostrożnie stawiam szklankę na podłodze.Nie ufamniczemu, co jest czyste i ładne.Przez szyby widzę lekarzy gorączkowo uwijających się przy Peecie, ze ściągniętymi wskupieniu brwiami.Widzę, jak płyny suną przez rurki, obserwuję tablicę ze wskaznikami iświatełkami, które nic mi nie mówią.Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że jego sercedwukrotnie stanęło.Znowu czuję się jak w domu, jak wtedy, kiedy przynoszą śmiertelnie ranną ofiarę eksplozji wkopalni, kobietę w trzecim dniu porodu albo zagłodzone, chore na zapalenie płuc dziecko.Mama i Prim mają wtedy takie same miny jak lekarze za szybą.Teraz powinnam uciec dolasu, ukryć się wśród drzew i zaczekać, aż pacjent zniknie, a w innej części Złożyska zabrzmistukot młotków towarzyszący zbijaniu trumny.Tymczasem tkwię tutaj, odgrodzona od świataścianami poduszkowca i przytrzymywana przez tę samą siłę, która przy łóżku umierającegozatrzymuje jego bliskich.Nie potrafiłabym zliczyć, jak często ich widywałam, zebranychwokół naszego stołu w kuchni.Myślałam wówczas: Dlaczego sobie nie pójdą? Dlaczego stojąi patrzą? Teraz już wiem.W takiej sytuacji nie ma się wyboru.246Wzdrygam się, kiedy dostrzegam, że ktoś patrzy na mnie z odległości zaledwie kilkucentymetrów.Po chwili uświadamiam sobie, że to moje własne odbicie.Mam niespokojneoczy, zapadnięte policzki, zamiast włosów kłębowisko zmatowiałych strąków.Wściekła.Dzika.Szalona.Nic dziwnego, że ludzie trzymają się ode mnie z daleka.Po pewnym czasie orientuję się, że wylądowaliśmy na dachu Ośrodka Szkoleniowego, Peetęgdzieś zabierają, a ja zostaję za drzwiami.Rzucam się na szkło, piszczę skrzekliwie i wydajemi się, że dostrzegam mignięcie różowych włosów.To musi być Effie, to na pewno Effieprzybywa mi na ratunek, myślę, i nagle czuję, jak ktoś od tyłu wbija mi igłę w ciało.Kiedy się budzę, z początku boję się poruszyć.Cały sufit jaśnieje przytłumionym, żółtymświatłem, dzięki czemu zauważam, że jestem w pokoju, w którym nie ma nic prócz mojegołóżka.Brakuje drzwi, nigdzie nie widzę okien.W powietrzu unosi się ostry zapach środka doodkażania.Z prawej ręki sterczy mi kilka rurek, znikają w ścianie za moimi plecami.Jestemgoła, ale pościel kojąco gładzi skórę.Niepewnie unoszę lewą dłoń.Ktoś nie tylko wyszorowałmnie do czysta, lecz także opiłował moje paznokcie do kształtu idealnych owali.Blizny pooparzeniach znacznie zbladły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]