Podstrony
- Strona startowa
- IGRZYSKA ÂŒMIERCI 01 Igrzyska ÂŒmierci
- Michael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Vinge Joan D Krolowe 01 Krolowa Zimy
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Robert Ludlum Krucjata Bourne'a
- Hogan James P Giganci T 2 Powrot gigantow
- Quinn Julia Wszystkie nasze pocalunki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Camelia musiała zasnąć już dawno.Usiadła na łóżku i włączyła lampkę nocną.Wiedząc, że w tej chwili napewno nie zaśnie, wyjęła z torby powieść Davida Lodge'a, którą wcześniej doniej wrzuciła.Nie wiedziała, skąd to zainteresowanie twórczością pisarzyangielskich, ale to ich książki najczęściej czytała.David Lodge.Nick Hornby,Ken Follet.Powieści inteligentne i bezpretensjonalne, które mówiły ożyciu, ale w sposób lekki i błyskotliwy, podobnyw formie do najznakomitszych aforyzmów, a były przy tym skromne,niepozorne.Zagłębiła się w historii angielskiego profesora zagubionego wświecie rewolucji seksualnej końca lat sześćdziesiątych w StanachZjednoczonych, ale dobry humor jakoś nie wracał.Kilka stron pózniej zdała sobie sprawę, że śledzi słowa niczym kolorowyszlaczek - wyłącznie wzrokiem.Myślami była gdzie indziej.Dręczyło ją to, co przydarzyło się poprzedniej nocy kobiecie, której zwłokiznaleziono w lesie.Przewracała się z boku na bok.Czuła się zle.Chciała siędowiedzieć, czy było prawdą to, co ogłosiły media, że kobieta zostałaokaleczona tak jak ofiary Kata z Portland".To męczyło ją najbardziej, nieumiała skupić się na czymkolwiek.Musi się dowiedzieć.Czy naprawdę chodzi o psychopatycznego naśladowcę Lelanda Beaumonta,czy były to tylko spekulacje dziennikarzy?Ale jedyną osobą, która mogła jej odpowiedzieć na to pytanie alboprzynajmniej jej to wyjaśnić, był Joshua Brolin.Nie mogła mu się narzucać,w końcu miał prawo do prywatnego życia.Musiała to uszanować.Z drugiejstrony wystarczyło, że raz zatelefonowała, a od razu przyjechał.Przegadalicałą noc, nawet zasnęli razem w tym samym pokoju.To wydawało sięwystarczającym argumentem, żeby zwrócić się do niego w imię zwykłejprzyjazni, nawet jeśli przyjazń ta wisiała na cienkiej nitce.Gdy tylko zaczęłao tym myśleć, wiedziała już, że na pewno następnego dnia zadzwoni doBrolina.Nie zajmie mu dużo czasu.Po prostu musi się dowiedzieć.Leland Beaumont nie żył.Ale może żył jego duch?16Pracownicy Komendy Głównej Policji w Portland nie zna-lisobotnio-niedzielnego wypoczynku.Zbrodnie zdarzały się cały czas, nie byłoweekendowego zawieszenia broni.Ranek dobiegał właśnie końca; włączonepo raz pierwszy od minio-nej zimy grzejniki pracowały pełną parą.Dzień byłchłodniej szy od poprzednich: mieszkańców Portland po przebudzeniuzaskoczył widok szarego nieba i porywy lodowatego wiatru uderzające wfasady domów.Była sobota, 2 pazdziernika.Wreszcie nadeszła jesień, definitywnieprzeganiając ociągające się do tej pory babie lato.Dzieci cieszyły się nadziejąkilku pięknych burz, nad chodzących zwykle tuż przed Halloween, aproducenci wina z Oregonu uważali za wielkie szczęście, ze los podarowałimz Oregonu uważali za wielkie szczęście, że los podarował im tak pięknykoniec lata na winobranie.Salhindro mamrotał coś niezadowolony; wyglądając przez okno.Był w złymhumorze i nadchodząca zima niespecjalni-nie go cieszyła.Uważał, że wgabinecie jest za zimno, a kawa jest za gorąca.Dzień zapowiadał siębeznadziejnie, był tego pewien.Prawdę mówiąc, taki był cały minionytydzień, nor-malne więc, że weekend nie jest lepszy Do tego dochodzi- łajeszcze poranna odprawa poświecona morderstwu w le-sie; odprawa, naktórą go wezwano.Wiedział, że było to po myśli Brolina, ale zdawał sobierównież sprawę, że kapi-tan Chamberlin patrzy krzywym okiem na jegobezpośred-ni udział w śledztwie.Chamberlin powtarzał mu cały czas:"Salhindro, twoim zadaniem jest ogólna koordynacja dzia-łań, a nie zabawaw śłedczego!".Salhindro wiedział, że wylądował za biurkiem ze względu na swoją tuszę izły stan zdrowia.Dowództwo wolało, żeby pilnował patroli zza biurka niż ztrudnością przemieszczał swoją rosnącą wciąż masę, uganiając sięzadyszany po ulicach.Czy było to dla jego dobra, czy raczej dla dobra opinii,jaką obywatele powinni mieć o portlandzkiej policji? Fakt, że tego niewiedział, bardzo go irytował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]