Podstrony
- Strona startowa
- tim beardsley,(w poszukiwaniu nowej drogi w kosmos)
- Tim McNeese The Yukon River (2005)
- Willocks Tim Dwanaœcioro z Paryża
- Silverberg Robert W dol do Ziemii
- Scott S. Ellis Madame Vieux CarrĂŠ, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- William Gibson Neuromancer v 1.1
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Michail Bulhakow Mistrz i Malgorzata v 1.1 (2)
- Feist Raymond E Adept magii
- Haldeman Joe Wieczna wolnosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymał się i obserwował, jak ta postać się zbliża, groteskowa i dziwaczna, straszliwieutykająca na jedną nogę.Wydawała się pozbawiona równowagi i kompasu, ale uparcie podążałajakąś trasą.Była to ta sama, którą szedł, ta odciśnięta w śniegu przez buty jego brata.Zdjął rękawiczki, wepchnął je do kieszeni, wyciągnął broń z kabury i stanął za młodą sosną,wbijając buty w śnieg.Położył latarkę na gałęzi na wysokości oczu i wycelował ją i pistoletw położone jakieś sześć metrów dalej miejsce, w którym zaraz powinna pojawić się utykającapostać.Przez gałęzie zobaczył błękitny poblask księżycowego światła na czarnej skórzanej kurtcei chociaż wydawało mu się, że ją rozpoznaje, w sztywnych ruchach ubranego w nią człowiekai w bladej twarzy pod czapką nie dostrzegł nic, co przypominałoby jego brata.Odbezpieczyłpistolet i powoli wypuścił powietrze z płuc.Dobiegł go odgłos chwiejnych kroków, zobaczył białe obłoczki wybuchające przed jasnątwarzą, a po chwili usłyszał towarzyszący im ciężki oddech i przerywany potok wymowy zdyszane kompulsywne zaklęcia, płomienne i niezrozumiałe.W końcu słaniający się człowiek wyszedł na linię ognia.Szeryf włączył latarkę.Tamtenodruchowo podniósł lewą dłoń, ale nie miał w niej broni.W prawej, opuszczonej i zaciśniętej przyudzie, też nie. Ani kroku dalej powiedział Kinney.Tamten się zatrzymał.Rozczapierzona, wyciągnięta do przodu dłoń w rękawiczce drżaław snopie światła, jej cień zakrywał mu twarz, jakby chciał go udusić.Szeryf zobaczył, że to niejego brat, tylko jakiś przebrany za niego oszust, w dodatku kiepski: skórzana kurtka wisiała nanim, dżinsy zwijały się na kostkach niczym harmonijka akordeonu.Czy raczej na jednej z kostek,bo druga nogawka była wpuszczona w kowbojkę.Przez uszka buta przeciągnięto pasek, któryprzebieraniec trzymał w prawej dłoni jak lejce. Chcę zobaczyć obie twoje ręce w górze, natychmiast.Oszust puścił pasek i upadł na kolana z wysokim, okropnym skomleniem, a potem runął doprzodu i podparł się rękoma.Czarne włosy rozsypały się po jego ramionach i zawisły nadśniegiem, drżąc w świetle latarki. Spójrz do góry.Ramiona pod kurtką wyraznie się zatrzęsły.Ze zmierzwionych włosów wypadły jakieśkropelki, zalśniły w świetle i spadły w śnieg. No już powiedział szeryf łagodniej i opuścił latarkę, tak że twarz klęczącej postaciznalazła się w cieniu. Spójrz na mnie.I wtedy tamten podniósł głowę, i Kinneyowi przez chwilę wydawało się, że widzi twarzwłasnej córki udręczoną, wyczerpaną i spustoszoną przez cierpienie. Chryste Panie jęknął.Wyszedł zza drzewa, schował broń do kabury, ukląkł przydziewczynie i spojrzał w jej oszalałe mokre oczy. Skarbie.Jak się nazywasz?62Siedzieli w świetle księżyca i palili.Długo milczeli.Potem Grant powiedział: Zastanawiałem się, czyby tu nie zostać.Rozmawiałem o tym z szeryfem.Mógłbym wziąćnieduży kredyt, ale musielibyśmy sprzedać dom.Pojechać tam i wstawić rzeczy do magazynu.Albo je sprzedać.Chłopak pomyślał o domu w Wisconsin, o swoim pokoju nad garażem, zabawkachz dzieciństwa, łóżku, książkach, myśliwcach na żyłce.O wstęgach rozpiętych na ścianie Caitlinjak ptasie skrzydło, o jej nagrodach i plakatach, i o siedzącej na jej łóżku pluszowej małpie, którądał jej kiedyś na święta.Wszystko zapomniane, w zimnej ciemności i zupełnej ciszy.Chuchnąłw złożone dłonie i nie podnosząc głowy, mruknął: Co z mamą? Jak to? Zamierza zostać u ciotki Grace? Nie wiem. Rozwiedziecie się? Nie wiem. Nie wiesz? Nie.Od dawna nie rozmawialiśmy o niczym oprócz jednej rzeczy.Chłopak pomyślał o tej kelnerce Marii i o Carmen.Grant wziął popielniczkę z balustrady ganku i zgasił papierosa. Myślisz spytał Sean że wciąż wierzy w Boga?Grant kiwnął głową. Tak. A ty? Ja?Chłopak zerknął na niego i odwrócił wzrok. Nie wiem powiedział Grant. Sądzisz, że to by coś zmieniło? Co by coś zmieniło? Wiara.Przedtem.Grant spojrzał na jego profil w świetle księżyca. Tak myślisz? Czasami.Milczeli.Z cienia nowego domu wyśliznęła się kocica, wijący się, czarny kształt na tle śniegu.Coś goniła.Kawałek przed świerkiem znieruchomiała w pół kroku z uniesioną przednią łapką,a jej oczy rozjarzyły się niczym małe złotozielone reflektory.Zwiat na chwilę zamarł.PotemSean szurnął butem po schodku i światełka zgasły kocica odwróciła się i weszła z powrotemw cień.Czekali, aż pokaże się znowu, ale się nie pokazała. Tamten dom to jedyne, co zostało powiedział chłopak.Grant włożył do ust kolejnego papierosa i poczęstował syna, ale ten pokręcił głową.Grantzapalił i wydmuchał widmową błękitną chmurę. Nie wiem, co innego możemy zrobić.Ty wiesz?Spojrzał na syna.Jego jasny zarost srebrzył się w świetle księżyca.Grant wciąż widział w nimchłopca, którym Sean był jeszcze nie tak dawno, ale wiedział, że tylko on go widzi, że to obrazwypalony w oczach ojca przez jego serce.Sean pokręcił głową i powiedział, że życzył sobie czegoś potwornego.Potwornego. Kiedy? Teraz? spytał Grant i pomyślał o spadającej gwiezdzie. Nie.Wtedy, kiedy pojechaliśmy zobaczyć tamtą dziewczynę.Ojciec spojrzał na niego. Czego sobie życzyłeś? Chciałem, żeby to była ona.%7łeby to była Caitlin.Grant odwrócił wzrok. Chciałem, żeby to była ona, żebyśmy mogli zabrać ją do domu.Ojciec pokręcił głową. Nie powinienem był cię puszczać tam na dół. Nie powstrzymałbyś mnie.Grant kręcił głową. Przeprowadzałem tę rozmowę już tysiąc razy powiedział, patrząc w niebo. Niepowinienem był puszczać cię w te góry, mówię.Chłopak milczał.Księżyc lśnił jak oczko pierścionka. Nie powstrzymałbyś mnie, mówi ona.Może nie, odpowiadam. Jego oczy zalśniływ błękitnym świetle. Ale powinienem był spróbować.63Kinney wyjaśnił dziewczynie, kim jest, i powiedział, że przyszedł po śladach swojego brata,Billy ego.Wciąż stała na czworaka.Spojrzał na śnieg w poszukiwaniu krwi. Jak ciężko jesteś ranna, Caitlin?Zaszlochała i zachwiała się.Złapał ją za ramię i poczuł obciągniętą skórą kość pod czarnąkurtką.Musiała być bardzo lekka. Okej, skarbie.Wszystko będzie dobrze.Zabierzemy cię z tej góry.Znalazł krótkofalówkę, dwa razy nacisnął guzik i czekał.Znów nacisnął.Czekał.Po chwiliusłyszał, że ktoś idzie przez las, sprawnie, ale ostrożnie.Dziewczyna ucichła i zesztywniała.Kinney zgasił latarkę, wyciągnął pistolet i wycelował w ciemność nad jej plecami. Kto tu jest, Caitlin? spytał szeptem. Czy jest tu ten mężczyzna, który cię porwał? Nie wiem.Chyba tak. A Billy? Gdzie jest Billy, Caitlin?Zanim odpowiedziała, zobaczył sylwetkę człowieka w znajomym kapeluszu.Opuścił brońi dwukrotnie mrugnął latarką, żeby go naprowadzić.Uspokoił ją, że wszystko w porządku, totylko jego zastępca, a ona znów zaczęła oddychać.Donny przebiegł między drzewami, oparł strzelbę o kolana i pochylił się, dysząc niczym potrudnym wyścigu.Szeryf spojrzał na niego.Był tak samo blady jak dziewczyna i najwyrazniejgłęboko czymś wstrząśnięty.Zastępca patrzył na stojącą na czworaka postać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]