Podstrony
- Strona startowa
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- Wharton William Dom na Sekwanie (SCAN dal 976)
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. II
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Trylogia arturiańska 02 Bernard Cornwell Nieprzyjaciel Boga
- Terry Pratchett Ruchome Obrazki
- Ania02 Ania z Avonlea
- Rowni bogom Asimov Isaac
- Ania07 Dolina Teczy
- § Thomas Craig Niedzwiedzie lzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Riviera odprężył się.Podniósł głowę, lecz nadal nie otwierał oczu.- Zawsze żyłem w tym pokoju - powiedział.- Nie pamiętam, bym kiedykolwiek oglądał inny.Ściany okrywał pożółkły tynk.Wewnątrz stały dwa meble: proste, drewniane krzesło i pomalowane na biało żelazne łóżko.Farba schodziła, odsłaniając czarny metal.Na łóżku leżał materac bez pościeli.Poplamiony, w wyblakłe, brązowe pasy.Na kawałku czarnego kabla zwisała z sufitu pojedyncza żarówka.Case widział grubą warstwę kurzu na jej górnej powierzchni.Riviera otworzył oczy.- Byłem w pokoju sam; zawsze.- Usiadł na krześle, twarzą w stronę łóżka.Błękitne węgle wciąż płonęły żarem w czarnym kwiatku w klapie.- Nie wiem, kiedy zacząłem o niej marzyć.Pamiętam tylko, że z początku była tylko mgiełką, cieniem.Coś leżało na łóżku.Case mrugnął.Zniknęło.- Nie mogłem jej zatrzymać, pochwycić w myślach.Ale pragnąłem jej, chciałem ją trzymać.- Głos był doskonale słyszalny wśród ciszy.Lód stuknął o szklankę, ktoś zachichotał, ktoś spytał o coś szeptem, po japońsku.- Uznałem, że gdybym wyobraził sobie jakąś jej część, niewielki fragment, widziałbym go doskonale, w najdrobniejszych szczegółach.Na materacu leżała kobieca ręka, dłonią do góry, z wyciągniętymi palcami.Riviera pochylił się, chwycił rękę i pogładził ją delikatnie.Poruszyła się.Riviera podniósł ją do ust i zaczął lizać czubki palców.Paznokcie pokrywał lakier koloru burgunda.Ręka, Case widział ją wyraźnie, ale nie ręka odcięta; skóra była gładka, bez zadrapań ani blizn.Przypomniał sobie wytatuowany romb hodowlanego ciała na wystawie chirurgicznego butiku przy Ninsei.Riviera przyciskał dłoń do ust i lizał jej wnętrze.Palce delikatnie gładziły jego twarz.Teraz jednak na łóżku leżała druga ręka.Riviera sięgnął po nią; palce pierwszej obejmowały mu nadgarstek jak bransoleta ciała i kości.Przedstawienie rozwijało się zgodnie z wewnętrzną, surrealistyczną logiką.Następne były ramiona.Stopy.Nogi.Bardzo piękne nogi.Case'owi dudniło w głowie.Gardło wyschło.Wypił resztkę wina.Riviera był teraz w łóżku, nagi.Ubranie okazało się częścią projekcji, choć Case nie zauważył, kiedy zniknęło.Czarny kwiat leżał na podłodze, wciąż płonąc wewnętrznym ogniem.Pojawił się tors, powołany do istnienia pieszczotą Riviery: biały, bezgłowy i doskonały, lśniący cieniutką warstewką potu.Ciało Molly.Case patrzył z otwartymi ustami.Ale to nie była Molly; a raczej była taka, jak ją sobie wyobrażał Riviera.Piersi się nie zgadzały, za duże, za ciemne sutki.Riviera i tułów wili się na łóżku, pod rękami o burgundowych paznokciach.Materac pokry wały teraz zwoje pożółkłych, zetlałych koronek, rozsypujących się pod dotknięciem.Drobinki kurzu wrzały wokół Riviery, ruchliwych nóg, pełzających, szczypiących, pieszczących rąk.Case spojrzał na Molly.Patrzyła spokojnie; barwy projekcji Riviery falowały i migotały w jej szkłach.Armitage pochylił się, zaciskając palce na nóżce kieliszka.Blade oczy nie odrywały się od zdarzeń na scenie.Kończyny i tułów złączyły się w całość, a Riviera zadrżał.Pojawiła się głowa i obraz był kompletny.Twarz Molly, z gładkimi kałużami rtęci zalewającymi oczy.Z nowym zapałem Riviera i fantom-Molly podjęli kopulację.Potem fantom wolno wyciągnął rozczapierzoną dłoń i wysunął pięć ostrzy.Z ociężałą, senną powolnością rozorały nagie plecy Riviery.Case dostrzegł błysk nagich kości, ale wtedy potykając się biegł już do wyjścia.Zwymiotował przez palisandrową poręcz w spokojne wody jeziora.Coś, co ściskało mu głowę jak imadło, teraz zwolniło uchwyt.Klęcząc, opierał policzek o chłodne drewno i spoglądał na blask świateł Rue Jules Verne.Widywał już takie rzeczy.Kiedy był nastolatkiem, w Ciągu, nazywali to „śnić rzeczywistość”.Pamiętał chudych Portorykańczyków pod latarniami East Side, śniących rzeczywistość w cichym rytmie salsy.Fantodziewczyny kołysały się i wirowały, a publiczność klaskała do taktu.Ale oni potrzebowali ciężarówki sprzętu i niewygodnego hełmu z trodami.To, co śnił Riviera, widzieli wszyscy.Case potrząsnął obolałą głową i splunął w wodę.Domyślał się finału.Odwrócona symetria: Riviera składa fantodziewczynę, fantodziewczyna rozcina go na części.Tamtymi rękami.Fantokrew wsiąka w zetlałe koronki.Okrzyki z wnętrza lokalu; brawa.Case wstał i przesunął dłońmi po ubraniu.Potem zawrócił i wszedł do Vingtieme Siecle.Krzesło Molly było puste.Armitage siedział sam, wciąż patrząc na pustą scenę, z palcami zaciśniętymi na nóżce kieliszka.- Gdzie ona jest? - spytał Case.- Wyszła.- Za nim?- Nie.- Coś brzęknęło cicho.Armitage spojrzał na kieliszek.Podniósł lewą dłoń, trzymającą szklaną barikę z porcją czerwonego wina.Złamana nóżka sterczała spomiędzy palców jak sopel lodu.Case odebrał mu kieliszek i włożył do szklanki.- Powiedz, gdzie poszła, Armitage.Zabłysły światła.Case spojrzał w bladoniebieskie oczy.Nie dostrzegł niczego.- Poszła się przygotować.Już jej nie zobaczysz.Będziecie razem podczas akcji.- Dlaczego Riviera jej to zrobił? - Armitage wstał i poprawił klapy marynarki.- Prześpij się, Case.- Przebijamy się jutro?Armitage uśmiechnął się obojętnie i ruszył do wyjścia.Case potarł czoło i rozejrzał się.Goście wstawali z miejsc, kobiety uśmiechały się do żartujących mężczyzn.Po raz pierwszy zauważył lożę, gdzie w mroku wciąż migotały świece.Usłyszał brzęk sztućców, stłumioną rozmowę.Na suficie tańczyły cienie.Dziewczęca twarz pojawiła się tak nagle, jak projekcje Riviery; małe dłonie na polerowanym drewnie balustrady; pochylona, w zachwycie spoglądała ciemnymi oczami gdzieś poza niego.Na scenę.Twarz zwracała uwagę, choć nie była piękna.Trójkątna, o wysokich kościach policzkowych, a mimo to dziwnie delikatna; szerokie usta równoważył wąski nos o rozszerzonych nozdrzach.Zniknęła zaraz, wracając do dyskretnego śmiechu i tańca świec.Wychodząc, zauważył dwóch młodych Francuzów z dziewczyną.Czekali na łódź do brzegu i najbliższego kasyna.W pokoju panowała cisza; gąbka była gładka jak plaża za odpływającą falą.Zniknęła jej torba.Sprawdził, czy nie zostawiła wiadomości.Nie znalazł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]