Podstrony
- Strona startowa
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18)
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18) (2)
- Costain Thomas Srebrny kielich
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (1)
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (2)
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[emulek.net]
- Łysiak Waldemar Najgorszy
- Wagner Karl Pierscien Z Krwawnikiem (SCAN d
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego umysł otępiał.Nie uwolnił się od złych myśli, nie zrelaksował, lecz po prostuotępiał.Paul nie mógł dłużej wspominać żony ani myśleć o niej.Utracił ją.Ta świa-domość niczym ściana chroniła go przed innymi obrazami i refleksjami.Koła stukały o beton, a za oknem pędzącego samolotu migały pokryte śniegiemtrawa i beton.Znieżne pługi usypały księżycowy krajobraz.Samolot kołował, po czym cofnął się ku zaskakująco prowincjonalnemu, skromnemubudynkowi dworca.Schwechat było portem przypominającym lotniska we wschodniej120Europie.Odkryte, płaskie niczym dziecięcy model prawdziwego, dorosłego lotniska.On i Margaret często lądowali na Schwechat, przylatując na koncerty, do opery, dowiedeńskich galerii.Wspomnienia rozwiewały się, a on nie miał sił, aby je zatrzymać.Towarzysząca lą-dowaniu muzyczka umilkła, stewardesa życzyła przyjemnego pobytu.Pasażerowiepośpiesznie wyciągali ze schowków podręczne bagaże, jakby musieli opuścić samolotzgodnie z instrukcją na wypadek przymusowego lądowania.Ruszył powoli za nimipoprzez wilgotny, wietrzny skrawek lotniska do wnętrza terminalu.Kontrola paszportowa, bagażowo-celna; niemal opustoszały hall był nowoczesny,czysty i rozbrzmiewał echem.Paul próbował wyobrazić sobie wydarzenia, które ocze-kiwały go dzisiejszego wieczora, lecz odrzucił te myśli, bo wywoływały w nim jedyniezłe przeczucia i słabość.Czuł, że zaczyna tracić zainteresowanie i zapał. Aza , Hyde,staruszek Aubrey, KGB - wszyscy stawali się dla niego częścią jakiegoś melodrama-tycznego snu, jakim byli dla Margaret.Teraz uważał już tylko na jedną rzecz, jedenelement, którego musiał się trzymać: czy Aubrey rzeczywiście zdradził Roberta Castle-forda, czy zamordował go w Berlinie przed niemal czterdziestu laty?To pytanie stało się dla niego obsesją.Podtrzymywało jego wolę działania.Wszystko inne.Drzwi rozwarły się.Wyszedł z sali przylotów na mrozne powietrze.W tej samejchwili z parkingu wyjechała szara taksówka, która po ominięciu kolejno podjeżdżają-cych pojazdów zahamowała dokładnie przed nim.Zaniepokoił się i mocniej przycisnąłdo siebie walizkę.- Massinger - bardziej stwierdził, niż zapytał, Hyde.- W porządku, to ja, Hyde.Poznajesz akcent? - uśmiechnął się powściągliwie na widok ulgi Massingera.- Jak ci się to udało zdobyć?- Za forsę.A jak inaczej? Tylko ją pożyczyłem.Wsiadaj.- Pchnął od wewnątrztylne drzwi.Massinger usiadł i położył walizkę przed sobą.Gdy.drzwi się zatrzasnęły,Hyde ruszył ostro w stronę rozjazdu prowadzącego na główną arterię.- Pomyślałem, żetaksówka może być przydatna.Zachowuj się przykładnie i przestaw zegarek.Dużedajesz napiwki, Massinger?- Co takiego? Och.- O co chodzi? - zapytał natychmiast Hyde.- O wszystko - zaczął Massinger, ale spostrzegł napięcie Hyde'a i dodał: - Nic,nic.Nie ma powodu do niepokoju.Nie namierzyli mnie ani nie śledzili.- Wiem.Czekałem już od dwóch godzin.Nie ukazała się żadna znajoma twarz,ba, nawet żadna, którą uważam za godną zapamiętania.- Hyde wyszczerzył nagle zęby121w uśmiechu i odwrócił twarz profilem.- Niezle sobie radzisz jak na staruszka.- No, a ty, jak leci?- Do przodu, jako tako.Martwić się musi tylko prawdziwy profesjonalista.Przy-wiozłeś moje papiery?- Tak.Jechali szeroką, pustą szosą biegnącą ponad białymi, płaskimi polami.Mijali terazszary, ciasno zabudowany kompleks fabryczny.Z biało-czerwonego komina buchałczarny dym.- To świetnie.A zatem jaki mamy plan? - Hyde wyraznie cieszył się z kontaktu zczłowiekiem, którego nie musiał się bać lub podejrzewać.Był wręcz pogodny.- Hm.porwanie wiedeńskiego rezydenta KGB.Prosta sprawa.- Co takiego?Massinger mógł sobie pozwolić na beztroski ton, ponieważ przestał już na cokol-wiek zważać.Było to jedynie zadanie wstępne.Musi zostać wykonane, zanim będziemógł powrócić do Londynu i odkryć prawdę o Aubreyu i Castlefordzie.Kiedy już sięjej dokopie, będzie mógł skonfrontować wszystko z Aubreyem.Oczywiście, że będziemógł.Jego nonszalancja oszołomiła Hyde'a.- Czy dobrze słyszę, Massinger? Powiedziałeś: porywamy rezydenta? Wpadamydo ambasady radzieckiej, wszyscy rączki do góry, dobra jest; chodz z nami, słonecz-ko.Popieprzyło ci się w głowie!- Nie ma innego wyjścia.Jestem pewien, że rezydent musi wiedzieć i wie, co siętutaj dzieje.Wie o Azie i o tym, co się za nią kryje.- To jasne, że skurwiel wie.Tylko co z tego?- Wiem, gdzie będzie dziś wieczór, i to sam, bez obstawy.- Massinger z satysfak-cją okazał własną kompetencję.- Mogę kontynuować?- Ależ tak, proszę - odrzekł Hyde ironicznie.- Bardzo dobrze.Minęli małe, oblazłe z farby domki i gospodarstwa, młyn, potem nowsze, świeżopobielone lub pokryte szarym tynkiem bungalowy.Część była pomalowana na różowoalbo jasnozielono.W miarę jak wjeżdżali w głąb miasta, budynki stawały się wyższe,osiągając dwie, trzy kondygnacje.Po lewej stronie czerniła się leniwa rzeka.Kołamercedesa wpadły w koleiny torów tramwajowych.Nie odnawiane sklepy prezentowa-ły zniszczone przez kaprysy pogody szyldy i reklamy.Nowe samochody, nowe wie-żowce.A potem już ciężkie, monumentalne gmachy wzdłuż Ringu.122Zanim Massinger przedstawił swój plan, znalezli się na Johannesgasse, blisko Inter-Continentalu.Hyde minął gmach hotelu i wjechał na wolne stanowisko na parkingupięćdziesiąt jardów za budynkiem.Australijczyk wyłączył silnik i odwrócił się, poło-żywszy ramię na oparciu fotela.Sponad rękawa ubrudzonego płaszcza przyglądał sięMassingerowi z uwagą, gdy ten mówił.- I co na to powiesz? - zapytał w końcu Massinger
[ Pobierz całość w formacie PDF ]