Podstrony
- Strona startowa
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- Costain Thomas Srebrny kielich
- § Thomas Craig Niedzwiedzie lzy
- Thomas Craig Niedzwiedzie lzy
- Hardy Thomas Tessa d'Urberville
- Judith McNaught Raj
- Gabriela Zapolska KaÂśka Kariatyda
- Richard Dawkins Bóg urojony
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- 30wininout (7)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z braku czegoś lepszego użyła kilku kamyków owiniętychw chusteczki higieniczne, aby nie stukały o siebie.Już z da-leka każdy mógł poznać, że to służby po cywilnemu.Przy-najmniej miała nadzieję, że każdy.526 ⁄527#Infover WM rvgu4001n46yfgodr2fcddciocglek2tmoohpk8f#Oksana przez cały dzień pamiętała o pięknym chodzeniu i odpowiedniej postawie, co na początku powodowało,że Paweł często na nią popatrywał – po zakupach mu jed-nak przeszło.Wchodząc do Wostoku, starała się szczegól-nie.Miała pewną nadzieję związaną z kelnerem, który sięnią zachwycał, i nie zawiodła się.Gdy usiedli przy stolikui zbliżył się do nich obsługujący, by odebrać zamówienie,w głębi zamajaczyła postać jej miejscowego fana.Wskazałana niego skinieniem głowy i zapytała o jego imię. – Michaił. – Czemu nie on obsługuje?Kelnera zmieszało to pytanie. – To młodszy kolega.Do obsługi takich gości jak wy pod-chodzą ci bardziej doświadczeni.Gadaj zdrów! Wie, że chodzi o napiwki, do których przy-zwyczaił ich Gospodin. – Chcę, by on przyniósł zamówienie. – Jak sobie życzycie.Michaiłowi mało się ręce nie poplątały z entuzjazmu, gdystawiał przed nią kawę i kieliszek wermutu.Popatrzyła mu prosto w oczy i uśmiechnęła się obiecująco. – Słuchaj, Michaił.Chcę z tobą zamienić parę słów.Dys-kretnie.Pomyśl, gdzie możemy spotkać się za, powiedzmy,dziesięć minut.Poprowadzisz nas tam po zapłaceniu ra-chunku.Pomyślała, że w jego otwartych ustach zmieściłaby sięsetka wódki, którą właśnie wychylał Paweł, i to razem zeszkłem. – Tak, barinia*.Coś na pewno znajdę. „Barinia”! Pochodzi z Ukrainy?* Barinia (ros., częściej ukr.w transkrypcji) – tytuł w zwrotach wobec kobiet z wyższych warstw społecznych, z dobrymi manierami; obecnie rzadko stosowany.#Infover WM rwgkmlvxndt4kqcwolvq8yrkftp0s1cj2bintld4# – Liczę na to – pożegnała go kolejnym uśmiechem, tym razem porozumiewawczo unosząc brwi.Po chwili poinstruowała Pawła: – Pójdziemy razem, ale ty sprawdzisz pomieszczenie, wyj-dziesz i staniesz przed. – Szukać czegoś szczególnego? – Nie.Odstaw teatr. – Rozumiem.Początkowa rezerwa, z jaką odnosił się do Oksany, zmie-niła się w życzliwą akceptację.Nie zdradziła mu szczegółówswojego planu – bo po prawdzie to bardziej improwizo-wała, niż miała plan – ale wzbudziła w nim ciekawość.Nicdziwnego; zdawała sobie sprawę z tego, że jest nietypowąklientką.I chyba darzył ją pewną sympatią, a ona wierzyław jego lojalność i rozsądek.Michaił spisał się.Zaprowadził ich do jednego z pokoihotelowych na drugim piętrze.Gdy za Pawłem drzwi sięzamknęły, Oksana rozsiadła się w fotelu, nieznacznym ru-chem włączyła w telefonie rejestrację, założyła nogę nanogę, wzięła głęboki wdech i pokonując tremę – w koń-cu był to jej debiut śledczy – zagaiła, starając się, by głosbrzmiał zimno, ale seksownie: – Siadaj, krajanie! Ty z zachodniej Rosji czy z Ukrainy?Zakręcił się nerwowo, ale usiadł na brzeżku drugiegofotela. – Wy dlatego, że mówię „barinia”? Ojciec z Odessy… Takmówi do matki. – Ładnie! Ja urodziłam się po sąsiedzku, w Sewastopolu.Słuchaj, wyglądasz na dobrego obserwatora – takiego, cowszystko widzi, o wszystkim wie.Czy się nie mylę? – No, trochę wiem… – odpowiedział niepewnie, ale ażpokraśniał z zadowolenia. „Jacy prymitywni są mężczyźni” – pomyślała Oksana.Alezaraz się poprawiła: „Niektórzy mężczyźni”.528 ⁄529#Infover WM wq6jii6za80dysdmpoic0boodooar8xpp48llqv1# – W hotelu mieszkają Japończycy.Widujesz ich? – Owszem, barinia.Często widuję.Jadają tu śniadania,kolacje i czasem obiady, do baru zachodzą. – Ilu ich jest? Rozróżniasz ich? – Oczywiście, że rozróżniam – zaperzył się.Jest ich dzie-sięciu – od kilkunastu dni, bo wtedy wyjechali ci trzej, coprzyjechali na początku lipca. – A jeszcze przedtem? W lutym, marcu? – Dwóch, barinia.Dwóch na stałe, bo czasem na parę dni,tydzień, przyjeżdżali inni.Dopiero od końca kwietnia jesttamtych ośmiu.I czasem jeden lub dwóch z nich wyjeżdżana parę dni, a potem wracają. – A ci dwaj, co są od dawna, wiesz, jak się nazywają? Jakwyglądają? Znasz ich? – Nie wiem, jak się nazywają, barinia, ale jak chcecie,to się dowiem w recepcji.Tu ich wszyscy znają.Jeden jestmłody i szybki, mówi po rosyjsku, a my nazywamy go poprostu „młodziakiem”.Drugi starszy, stateczny, to „dyrek-tor”, bo podobno jest dyrektorem w jakimś zakładzie podmiastem – poderwał się.– Jak chcecie, to zaraz się do-wiem gdzie… – Nie trzeba, siadaj.Wiemy gdzie.Kiedy ostatnio widzia-łeś tych dwóch – „młodziaka” i „dyrektora”? – Młodziaka dzisiaj.Jakąś wycieczkę mieli albo co, bo wy-jeżdżali później i z walizkami.Mówią, że pożar u nich byłw zakładzie.Czy to prawda? Czy dlatego rozpytujecie? – Pożar był – to prawda.A „dyrektora” kiedy widziałeśostatnio? – Wczoraj.Obiad jadł z młodziakiem i potem, już sam,gdzieś wychodził. – Kiedy to było? – Po obiedzie – jakoś tak kilka minut przed drugą, bo jazaraz potem zmianę kończyłem. – A później – nie wiesz, co robił? Czy ktoś go widział?#Infover WM rzgrikpcng4axeqsf1jbeltk4nxn6dhvv4lg1c88# – Nie wiem, barinia, ale mogę się dowiedzieć.Druga zmiana już jest; ta sama, co wczoraj.Mam pójść popytać? – Idź.Poczekam.Obdarzyła go zachęcającym uśmiechem; według Gospo-dina kobiecy uśmiech czyni cuda.Teraz miała okazję tosprawdzić.Na razie szło jej jak z płatka.Michaił wrócił po paru minutach zdyszany i promie-niejący. – Barinia! Widzieli go przy kolacji, którą zjadł przy sto-liku z młodziakiem, a potem dyrektor poszedł do baru nakieliszek wina.Jak zawsze to samo – przed snem pije my-szakowskij cabernet 2005. – A potem? Wypił wino i co? – Nie wiem, barinia.Zapytam barmana. – Wiesz co? Przyjdź tu z tym barmanem.Tylko tak deli-katnie – nie żeby cały hotel wiedział.Znowu była sama parę minut.Weszli razem – barman byłz tych niemłodych i lekko przerażonych.Bo on wiedział, żemilicja to znaczy kłopoty. – Nie bójcie się – ja na razie tylko tak pytam.Siadajcie,rozluźnijcie się.Jak będzie coś nie tak, to wezwiemy – wtedybędziecie się bać.Podobno widzieliście wczoraj japońskie-go dyrektora w barze.O której to było? – Widziałem… proszę ja was.Która to mogła być? Gdzieśtak po dwudziestej pierwszej, ale przed dwudziestą drugą,bo o 22:00 zamykamy, a wtedy już go nie było.Pił z takimjednym od was.Aż podskoczyła.Kółka w mózgu zapracowały na pełnychobrotach.„Od was” – to chyba znaczy z milicji? – Nazwisko? – Kurbin, Igor Waleriewicz.Urodzony 12 października… – Nie wasze, tego, z którym pił japoński dyrektor! – Nazwiska nie znam, na imię ma Aleksandr. – Ktoś tu zna jego nazwisko i stopień?530 ⁄531#Infover WM e02gz0d8prgl8y6dyfd2jb1rcjrbku6kodvdjtlp# – Wątpię, może dyrektor Gajdar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]