Podstrony
- Strona startowa
- Benzoni Juliette Marianna 05 Marianna i laury w ogniu
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwyke przygody Don Kichota z la Manchy
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan (2)
- Louis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de Bergerac
- dzielo sejmu 4 letniego
- Henryk Sienkiewicz krzyzacy (2)
- Ania02 Ania z Avonlea
- Rozbudowa i naprawa komputerów Helion PL
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wiem, że Rueda jest twoimprzyjacielem odezwała sięRemi, gdy schodzili po stopniach. Bardzo mi przykro, żewpakowaliśmy go w kłopoty.Dowody przeciwko Sarze Allersbybyły naprawdę mocne.Nie możeszsfotografować czegoś, co nie jest wtwoim posiadaniu. Nie przejmuj się odrzekłaAmy. Komendant Ruedawiedział, co robi, i nic mu niebędzie.On też masojuszników i za tydzień, kiedyproces pójdzie w zapomnienie,wezmą się do pracy w jego imieniu.Tak kraje zmieniają się zeskorumpowanych zaścianków wnowoczesne państwa.Ktoś musi jepopychać naprzód, tacy ludzie, jakRueda i jak wy. Spojrzała ostrona Sama i Remi. Nieodpuszczajcie Sarze.Odwróciła się i odeszła wstronę ambasady amerykańskiej,zostawiwszy Sama i Remistojących przed gmachem sądu. Chodzmy powiedziałaRemi. Nie chcę tu sterczeć,kiedy Sara Allersby wyjdzie,triumfując z powodu swojegowielkiego zwycięstwa.Oboje ruszyli ulicą w stronęhotelu. Więc co robimy? zagadnęła Remi.Sam wzruszył ramionami. Chyba nie możemy jejpozwolić na to, by dalej cieszyłasię.bezkarnością, prawda? Zgoda, ale co możemy z tymzrobić? Z kopią kodeksu Majówsporządzoną przez Las Casasadomyślimy się, dokąd Sara się uda,i ubiegniemy ją. Sam sięuśmiechnął. A potem będziemyją nadal nękać.ROZDZIAA 24Alfa Verapaz, GwatemalaSam i Remi siedzieli namiejscach pasażerów whelikopterze Bell 206B3 Jet Rangerze słuchawkami na uszach, żebyodgrodzić się od hałasu, kiedy TimCarmichael, prezes i główny pilotfirmy Cormorant 1 Air Charter,prowadziłmaszynę nad niekończącymi siękilometrami zielonychwierzchołków drzew. Powinniśmy być wnastępnym punkcie o podanychprzez was współrzędnych za kilkaminut oznajmił przez radio zeswoim australijskim akcentem. Super odrzekł Sam.Spędzamy jeden dzień w każdymmiejscu.Wieczorem ładujemy siędo helikoptera i wynosimy z dżunglina noc.Następnego ranka lecimy wnowe miejsce. To idealna robota dlaczarterowca odparł Carmichael. Przylot, drzemka i odlot. Te wszystkie miejsca są dośćodległe uprzedziła Remi.Ileżą w gęsto zalesionychgórzystych terenach.Carmichael się uśmiechnął. Bez obaw.Jesteśmy w tejbranży od lat sześćdziesiątych i niestraciliśmy nikogo w tym tygodniu. To mi wystarczy odparłSam. Oto zdjęcie lotnicze.Wręczył Carmichaelowipowiększoną fotografię zewspółrzędnymi w białej ramce.Carmichael popatrzył nazdjęcie, sprawdził współrzędne naswoim GPS-ie i oddał fotografię. Powinniśmy tam dolecieć zaniecałe pięć minut.Spojrzeli na wierzchołki drzew.Pasma niskich niebieskawych górciągnęły się w oddali, niegroznebiałe obłoki widniały na głębokimbłękicie nieba.Wcześniej widzielikilka dróg i małych miast, ale oddawna nie pojawiały się żadneoznaki ludzkiej obecności.Carmichael spojrzał na GPS. Tam. Remi wskazałaszary kamień wystający spomiędzydrzew w dżungli. To dokładnietam.Carmichael przechylił jetrangera w skręcie, żeby mogliprzyjrzeć się miejscu, kiedy będzieje okrążał. Zdecydowanie widzę coś wkolorze wapienia.Sterczy w góręprzez drzewa. To jest to orzekł Sam.Poszukajmy miejsca, żebywylądować.Carmichael zataczał corazszersze kręgi wokół ruin. Nie ma gdzie oświadczyłpo kilku minutach. Ja też niczego niewypatrzyłam przyznała Remi.Wszędzie gęsty las.Carmichael krążył coraz dalej,dopóki nie znalazł wolnejprzestrzeni po wypalonej połacidżungli. Nareszcie.Będziemy sięmusieli tym zadowolić. Wygląda na to, że wybuchł tupożar powiedział Sam.Wszystko jest zwęglone.Carmichael przytaknął. Prawdopodobnie gdzieśwalnął piorun, kiedy ostatni razpadało.Obawiam się, że czeka wasdługi marsz do ruin. Mam pomysł oznajmiłaRemi. Czy ten sprzęt działa?Wskazała boczne drzwiładowni, gdzie była elektrycznawciągarka i lina z uprzężą. Jasne potwierdziłCarmichael. Możesz obsługiwaćwciągarkę podczas pilotowania? Mam tutaj drugi zestawprzyrządów.Mogę tu usiąść,przygotować was i opuścić namiejscu, jeśli chcecie.Aleuprzedzam, że to przerażająceprzeżycie. Wiem, damy sobie radę odparła Remi.Carmichael spojrzał pytająco naSama. Możemy się samiprzygotować zapewnił Sam.Będziesz mógł nas opuścić na górnączęść tamtego szarego kamienia? Tochyba szczyt budowli. Nie ma dziś dużego wiatru.Spróbuję. Remi, chcesz, żebym zjechałpierwszy? spytał Sam. Nie.Pomóż mi sięprzygotować.Sam i Remi odpięli pasybezpieczeństwa, przeszli przezsiedzenia do tyłu i założyli Remiuprząż. Okej, Tim.Zobaczmy, gdziemożemy ją opuścić.Zniżyli lot izawiśli nad miejscem, gdziewidzieli szarą budowlę z wapieniawystającą spomiędzywierzchołków drzew. Gotowi? zapytałCarmichael.Sam otworzył boczne drzwi.Remi usiadła na krawędzi z nogamina zewnątrz, pomachała do Sama napożegnanie i wysunęła się z drzwi.Podmuch od rotora zatargałgwałtownie jej końskim ogonem. Teraz polecił Sam.Wciągarka opuszczała Remi,Sam obserwował jej drogę w dół. Niżej, niżej, niżej.Stop, Tim.Zostań w zawisie.Remi dotarła do szarejkamiennej powierzchni i uwolniłasię z uprzęży. Okej, odpięła się.Wciągnijlinę.Kiedy pusta uprząż wróciła nagórę, Sam włożył ją i chwycił ichplecaki za paski.Usiadł napodłodze w otwartych drzwiach. Okej, Tim.Przyleć po nas opiątej. Dobra.Sam wysunął się na zewnątrz iobserwował, jak szczyt piramidyzbliża się do niego, gdy wciągarkaopuszczała go na najwyższy poziombudowli.Na szczycie wzniesionomałą świątynię i musiał odepchnąćsię stopami, żeby nie wpaść dośrodka, ale potem wylądował naplatformie i lina się poluzowała.Oswobodził się i pomachał doTima, żeby wciągnął uprząż.Helikopter się wzniósł i Timwłączył wciągarkę, żeby nawinąćlinę na bęben, kiedy odlatywał nazachód ku wypalonej polanie.Sam iRemi zaczęli przeszukiwać plecaki. Ale cisza, prawda? zagadnęła Remi.Sam ją objął i pocałował. Miło być samemu. Owszem potwierdziła.Ale jeśli nie sfotografujemy tegomiejsca, będziemy musieli wrócićtu jutro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]