Podstrony
- Strona startowa
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- The Career Survival Guide Dealing with Office Politics Brian OÂ’Connell
- Lumley Brian Nekroskop IV (SCAN dal 1055)
- Lumley Brian Nekroskop 9 Stracone Lata
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 1
- Lumley Brian Nekroskop I (SCAN dal 1088)
- Orson Scott Card Ksenocyd
- Tombak Michal Uleczyc nieuleczalne czesc 1 (3
- Binek Tadeusz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spróbujmy od tyłu.Na tyłach budynku trafili na ścieżkę wiodącą od tylnego wejścia w stronę pastwiska owiec.Przywarli plecami do wilgotnego muru z cegieł i ponownie zawołali.Siwobrody trzymał strzelbę w pogotowiu.Żadnej odpowiedzi.Algi przesunął się w bok i szybko zajrzał w najbliższe okno.W środku siedział mężczyzna, patrząc prosto na niego.Serce podskoczyło mu w piersi.Odsunął się gwałtownie prosto na Charleya.Poczuł dreszcz wzdłuż kręgosłupa.Kiedy zapanował nad nerwami, wyciągnął broń przed siebie i zastukał w szybę.– Jesteśmy przyjaciółmi – krzyknął.Cisza.– Nie mamy złych zamiarów! – Tym razem Siwobrody zakołatał zbyt gwałtownie i stłukł szybę.Usłyszeli dźwięk rozbijanego szkła, a potem znowu nic.Spojrzeli po sobie.Ich twarze zdradzały zmęczenie.– Pewnie jest chory albo może martwy – powiedział Charley.Wyminął Siwobrodego, pochylony przeszedł przy ścianie pod oknem i stanął przy tylnych drzwiach.Opierając się o nie ramieniem nacisnął klamkę i gwałtownie wpadł do środka.Algi ruszył za nim.Twarz siedzącego mężczyzny była równie szara, co światło, w które się wpatrywał.Wargi miał spalone i popękane, tak jakby wypił silną truciznę.Siedział prosto w starym krześle, twarzą zwrócony do zlewu.Na kolanach trzymał nie do końca opróżnioną puszkę pestycydu.Charley się przeżegnał.– Niech odpoczywa w spokoju.W takich czasach człowiek nie musi szukać powodów, żeby odebrać sobie życie.Siwobrody wziął puszkę trucizny i cisnął ją w krzaki.– Dlaczego się zabił? Przecież nie z głodu, bo na zewnątrz są owce.Musimy przeszukać dom, Charley.Może znajdziemy jeszcze kogoś.Na górze, w pokoju, którego okien jeszcze sięgało umierające słońce, znaleźli kobietę.Jej wychudłe ciało ginęło pod kocami.W pojemniku obok łóżka znajdowała się kałuża czegoś, co przypominało zakrzepniętą zupę.Kobietę zabiła choroba, tyle widzieli.Domyślali się też, że umarła wcześniej niż mężczyzna na dole, bo powietrze w pokoju zgęstniało od woni śmierci.– Pewnie rak.Jej mąż nie miał po co żyć, kiedy ona odeszła – powiedział Siwobrody.Czuł, że musi przerwać ciszę, choć w pomieszczeniu ledwo dało się oddychać.Z trudem nad sobą panował.– Wynieśmy ciała obydwojga na zewnątrz i ukryjmy je w zaroślach.Możemy tu się zatrzymać na noc.– Musimy ich pochować, Algi.– Na to potrzeba za wiele siły.Lepiej zakwaterujmy się tu i bądźmy wdzięczni, że tak łatwo znaleźliśmy bezpieczne miejsce.– Może zostaliśmy tu sprowadzeni właśnie po to, żeby pochować te biedne duszyczki jak należy.Mrużąc oczy, Siwobrody spojrzał na brązową kukłę gnijącą na poduszce.– Po co Wszechmogący miałby się o to upominać, Charley?– Równie dobrze mógłbyś spytać, po co my jesteśmy Mu tutaj potrzebni.– Na Boga, żebyś wiedział, że często się nad tym zastanawiam, przyjacielu.Nie spierajmy się teraz; lepiej ukryjmy ciała gdzieś, gdzie nie zobaczą ich kobiety, a rankiem może pomyślimy o pochówku.Charley pomógł Siwobrodemu w przykrym zadaniu z całą łaską, na jaką się mógł zdobyć.Uznali, że najlepiej ukryć ciała w szopie na polu.Zostawili je wśród owiec – sześciu, jak się okazało.Dali zwierzętom wody, oderwali deski z kilku okien, żeby przewietrzyć dom i ruszyli po resztę towarzystwa.Kiedy łódź została już bezpiecznie zacumowana, wszyscy przenieśli się do budynku.W piwnicach, w których dawniej stały beczki piwa, znaleźli kawał wędzonego mięsa wiszącego na haku dla ochrony przed szczurami.Sądząc po śladach, gryzoni tu nie brakowało.Odkryli też lampę na zwierzęcy tłuszcz, która potwornie śmierdziała, ale paliła się dobrze.Towin wydobył pięć butelek ginu ze skrzynki ukrytej w nieużywanym kominku.– Właśnie takiego leku potrzebuję na mój reumatyzm – powiedział, otwierając jedną.Podstawiając ją pod spiczasty nos, z przyjemnością wciągnął zapach trunku, po czym upił łyk.Kobiety napaliły drewnem w kuchennym piecu i zajęły się przyrządzaniem posiłku.Zbyt mocny smak baraniny stłumiły ziołami, które znalazły w słoikach w spiżarni.Wszyscy powoli się rozgrzewali.Po kolacji, w dobrych humorach położyli się spać.Marta i Siwobrody zajęli niewielki salonik na parterze.Zmarła para najwyraźniej żyła w tych stronach spokojnie, dlatego Algi nie widział powodu, by trzymać straż.Pod rządami Mola obsesyjnie zabezpieczali się na wszelkie możliwe sposoby.A przecież z każdym mijającym rokiem człowiek powinien coraz mniej się bać swoich pobratymców.Poza tym, pub leżał z dala od innych ludzkich siedzib.Mimo to, Siwobrody nie czuł się bezpiecznie.Nie wspomniał pozostałym o niczym, ale zanim opuścił łódź, sprawdził schowki pod pokładem.Chciał zabrać dwa bagnety, które wcześniej tam schował; zamierzał uzbroić w nie Towina i Charleya, ale broń znikła, podobnie jak i inne rzeczy, które zgromadził.To mogło oznaczać tylko jedno: ktoś jeszcze znał kryjówkę łajby.Kiedy Marta zasnęła, wstał.Lampa na barani tłuszcz nadal się paliła.Wcześniej Timberlane zasłonił jej płomień od strony okna.Przez jakiś czas stał bez ruchu, czekając, aż jego wyobraźnia stanie się krajobrazem, do którego zakradają się dziwne myśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]