Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Rodrigues dos Santos Jose Kodeks 632
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I mniej niż o kilometr przez las.musiało znajdować się Gyula.Harry dostrzegł mgiełkę błękitnego dymu unoszącą się z kominów, lśniące, baniaste kopuły, prawdopodobnie kościołów.Wyglądało to na spokojne miejsce i nadawało się dla jego planów idealnie.Zszedł ze wzgórza i skręcił w lewo między drzewa.Znowu usłyszał te na wpół znajome dzwoneczki i w cieniu leśnego gąszczu ujrzał te same cygańskie zaprzęgi, które przejeżdżały pod hotelowym oknem rano.Musiały przybyć tu niedawno, bo podróżnicy wciąż jeszcze rozbijali obóz.Jeden z mężczyzn, w ciężkich, czarnych butach, skórzanych spodniach i rdzawej koszuli stał przy pochylonym ogrodzeniu, żując źdźbło trawy.Harry podszedł do niego.Ten uśmiechnął się, skinął głową.- Hej, wędrowcze! Idziesz sam.Dlaczego nie usiąść na chwilę i nie przepłukać gardła? - Wyciągnął do Harry'ego podłużną, szczupłą butelkę śliwowicy.- Slivas były ostre tego roku, gdy to pędzili.- To bardzo roiło z twojej strony - odpowiedział Keogh.- Co to, mówisz moim językiem? - dodał zaraz.Tamten uśmiechnął się szeroko.- Wieloma językami.Troszeczkę, w prawie wszystkich.Jesteśmy wędrowcami, więc czego byś oczekiwał?Harry wszedł z nim do obozu.- A skąd wiedziałeś, że jestem Anglikiem?- Bo nie jesteś Węgrem! Niemcy niezbyt często się tu pojawiają.A gdybyś był Francuzem, to byłoby was dwóch albo trzech, w szortach, na rowerach.A zresztą, nie wiedziałem.I gdybyś mi nie odpowiedział, dalej bym nie wiedział, nie na pewno.Ale.wyglądasz na Anglika.Keogh przyglądał się wozom cygańskim.Ich zawiłym, interesująco rzeźbionym ornamentom.Różne symbole tak wystylizowano, że wydawały się stanowić jedność z ozdobnymi zawijasami.Zostały jakby celowo ukryte w projekcie całości.Przypatrując się bliżej, ale ciągle zachowując postawę przygodnego obserwatora, zobaczył, że ma słuszność, że one rzeczywiście zostały ukryte.Skupił swe zainteresowanie na wozie pogrzebowym, który stał trochę na uboczu.Dwie kobiety w żałobnych strojach siedziały na jego stopniach, z głowami opuszczonymi w smutku.- Zmarły król - powiedział Harry i kątem oka dostrzegł, że jego nowy przyjaciel drgnął.Rzeczy zaczynały mu się składać w całość, jak fragmenty dziecięcej układanki.- Skąd wiesz?Keogh wzruszył ramionami.- Pod tymi wieńcami, kwiatami i czosnkiem jest dobry, bogaty wóz, który w sam raz nadaje się dla króla Cyganów.Wiezie jego trumnę, tak?- Dwie - odparł tamten, patrząc na Harry'ego inaczej, może z pewną ostrożnością.- Och?- Druga jest dla jego żony.To ta chudsza tam, na schodkach.Jej serce krwawi.Nie myśli, że pożyje długo.Usiedli na wysadzonych korzeniach rozłożystego drzewa.Keogh wyciągnął kanapki.Był głodny, ale chciał poczęstować nimi swego cygańskiego “przyjaciela”, w rewanżu za dobrą śliwowicę.- A gdzie ich pochowacie? - zapytał w końcu.Tamten skinął głową na wschód, ruchem dosyć swobodnym, ale Harry czuł na sobie jego ciemne spojrzenie.- Och, pod górami.- Widziałem tam przejście graniczne.Przepuszczą was? - zapytał nekroskop.Cygan uśmiechnął się, a złoty ząb błysnął w przezierającym między drzewami słońcu.- To była nasza trasa długo zanim powstały przejścia graniczne, lub choćby drogowskazy.Myślisz, że zechcieliby zatrzymać po-grzeb? Co, ryzykować ściągnięcie na siebie cygańskiej klątwy?Harry uśmiechnął się i pokiwał głową.- Ten numer ze starą cygańską klątwą dobrze działa, co? Ale tamtemu wcale nie było do śmiechu.- Działa! - powiedział po prostu.Keogh rozejrzał się wokół, przyjął znowu butelkę i pociągnął tęgi łyk.Wiedział, że inni członkowie ludu cygańskiego na niego patrzą, ale ukradkiem, jednocześnie pracując przy rozbijaniu obozu.Czuł w nich napięcie i odnalazł siebie w dwóch umysłach.Wydawało mu się, że znalazł sposób na przekroczenie granicy.W rzeczy samej, wierzył, że Cyganie chętnie go przemycą, więcej niż chętnie, czy będzie tego chciał czy nie.Nie czuł żadnej urazy do tego mężczyzny ani do tych ludzi, którzy, jak teraz miał uzasadnione przekonanie, znaleźli się tu właśnie po to, aby go złapać w pułapkę.Nie czuł żadnego strachu przed nimi.Zaiste, bał się teraz mniej niż w jakimkolwiek momencie swojego życia.Zastanawiał się, czy powinien ze spokojem, a nawet pasywnie, brnąć w tę pułapkę, czy też raczej próbować opuścić obóz? Czy powinien uczynić jakąś aluzję do sytuacji, ujawnić swe podejrzenia, czy też dalej grać niewinnego? Jedno było pewne: Janosz chciał go mieć żywego, twarzą w twarz, mężczyzna z mężczyzną.To znaczyło, że ostatnią rzeczą, jaką Cyganie zrobią, będzie wyrządzenie mu krzywdy.Pomyślał, że teraz, kiedy mieli go na widelcu, byłoby lepiej po prostu położyć się i pozwolić się potworowi podwieźć, przynajmniej kawałek.“Kiedy rozewrze na ciebie swoje wielkie szczęki, idź wprost w nie, gdyż on jest słabszy w środku.”- Czy to ja tak pomyślałem ? - Harry użył mowy zmarłych.- Czy to znowu ty, Faethorze?- Prawdopodobnie to my obydwaj - odpowiedział z głębi jego wnętrza gulgoczący głos.Harry pokiwał głową do siebie samego.- A więc to ty.Świetnie, zagramy więc to po twojemu.– Dobrze wierz mi, że ty.my panujemy nad sytuacją - odrzekł Faethor.- Czy myślisz, że mógłbym tu chwilę odpocząć? - zapytał Harry Cygana siedzącego obok.- Tu jest spokojnie, więc odpocząłbym sobie, popatrzył na mapę i zaplanował resztę wycieczki.- Dlaczego nie? - odparł tamten.- Na pewno żadna krzywda nie spotka cię.tutaj.Harry wyciągnął się, głowę oparł na torbie podróżnej i zaczął przyglądać się mapie.Halmagiu znajdowało się może o sześćdziesiąt mil stamtąd.Słońce osiągnęło zenit, niewiele ponad godzinę temu.Pomyślał, że jeżeli podróżnicy wyruszyli dalej o drugiej po południu, i jeżeli utrzymują stałe tempo sześciu mil na godzinę, mogliby dotrzeć do Halmagiu około północy.Był dziwnie spokojny, że znajdą sposób, aby przeszmuglować go przez granicę.Tak samo, jak imał pewność, że widział znak czerwonookiego nietoperza podrywającego się do lotu, wmalowany w ornamenty królewskiego wozu pogrzebowego.Keogh zamknął oczy i wpatrując się w swoje wnętrze, skierował myśli ku Faethorowi.- Sądzę, że odstraszyłem Janosza, kiedy zagroziłem, że wejdę do jego umysłu.- To było bardzo śmiałe - odpowiedział tamten od razu.- Zręczny bluff.Ale popełniłeś błąd i miałeś naprawdę szczęście.- Wypełniałem tylko twoje instrukcje! - zaprotestował Harry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]