Podstrony
- Strona startowa
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- The Career Survival Guide Dealing with Office Politics Brian OConnell
- Lumley Brian Nekroskop IV (SCAN dal 1055)
- Lumley Brian Nekroskop 9 Stracone Lata
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 1
- Lumley Brian Nekroskop I (SCAN dal 1088)
- Vincenzi Penny Niebywały skandal
- Eddings Dav
- Masterton Graham Dzinn (SCAN dal 1029) (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sypał śnieg.Lekka odwilż w środku dnia utrudniła pochód.Jeleni było mniej niż zwykle.Łowcy w trudnym terenie niezmordowanie maszerowali na wschód, wiodąc swoje łanie-wabiki przez trzy dni, nim wypatrzyli małe stadko.Łowców było dwudziestu.Nahkri i jego brat odzyskali względy po nocy Zachodu Obojga Słońc, dzięki szczodremu szafowaniu bełtelem.Laintal Ay z Dathką trzymali się boku Aoza Roona.Na łowach mówili niewiele, lecz wzajemne zaufanie zastępowało im słowa.Aoz Roon w swoim czarnym futrze rysował się na tle pustkowi jak posąg odwagi i młodsi łowcy nie odstępowali go na krok, wierni niczym Kurd, ogromne psisko Aoza Roona.Stadko pasło się przy grani niewielkiego wzniesienia przed nimi, po zawietrznej.Łowcy musieli obejść je z prawa od nawietrznej i od strony szczytu, skąd wiatr nie niósłby ich woni.Dwóch ludzi zostawiono z psami.Reszta grupy ruszyła pod górę w topniejącym, na palec głębokim, śniegu.Grań rysowała się poszarpaną linią pniaków i gdzieniegdzie resztek murów, które stulecia i żywioły obtoczyły w krągłe kopczyki.Przebywali w martwym polu i zobaczyli stado dopiero wówczas, gdy - już na czworakach, wlokąc po ziemi swoje oszczepy i wyrzutniki - wypełzli na szczyt wzniesienia i rozejrzeli się w terenie.Stado liczyło dwadzieścia dwie łanie i trzy byki, które podzieliły je między siebie, od czasu do czasu urągając jeden drugiemu głośnym rykiem.Zwierzęta były rachityczne, ze skołtunioną sierścią, żebra im sterczały, rudawe grzywy wisiały w strzępach.Łanie pasły się błogo, prawie nie podnosząc łbów.Pasły się pod wiatr, dmuchający w twarze przyczajonym łowcom.Pomiędzy kopytami zwierząt łaziły wielkie czarne ptaki.Nahkri dał znak.Bracia poprowadzili dwie oswojone łanie zachodząc stado z lewej flanki, ukryci przed żerującymi jeleniami, które podniosły łby, żeby zobaczyć, co się dzieje.Aoz Roon, Dathką i Laintal Ay wiedli pozostałe trzy, oskrzydlając stado z prawa.Aoz Roon wiódł swoją łanię trzymając ją krótko przy pysku.Niezbyt mu się podobała ta sytuacja.Stado pierzchając będzie uciekać od linii łowców, zamiast biec na nich; łowcy zostaną pozbawieni nie tylko dreszczu emocji, ale i możliwości działania.Gdyby on tym kierował, więcej czasu poświęciłby na wstępne kroki, jednak Nahkriemu brakowało pewności siebie, żeby zwlekać.Pastwisko miał Aoz Roon po lewej ręce; rzadki zagajnik dennisonowy oddzielał je od nierównego.skalistego terenu z prawej strony.W dali wznosiły się surowe klify i oparte na nich wzgórza, coraz dalsze i dalsze, aż po szczyty gór spiętrzonych hen na horyzoncie pod pióropuszami sinych obłoków.Drzewa dawały jaka taką osłonę odchodzącym łowcom.Srebrzyste, potrzaskane pnie odarte były z kory.Minione zamiecie skosiły korony.Większość drzew przypadła do ziemi wyciągając gałęzie, byle dalej od wiatrów.Niektóre legły splecione, jak gdyby zwarły się w odwiecznym boju, a czas i żywioły tak nadgryzły wszystkie, że przypominały miniaturowe łańcuchy górskie przeorane chtonicznym wypiętrzeniem.Skradając się pod osłoną swej łani Aoz Roon badał każdy szczegół tej scenerii.Dawniej zaglądał tu często, gdy drogi były lepsze i pokrywa śniegu solidniejsza; zaciszne miejsce zapewniało dobrą widoczność, wabiąc tym stada.Zauważył, że na pozór martwe, a nawet skamieniałe dennisony wypuściły już zielone pędy, które spływając po pniach przytulały się do ziemi od ich zawietrznej strony.W przodzie coś się poruszyło.Pojawił się byk samotnik, znienacka wychynąwszy spośród drzew.Aoza Roona zaleciała woń zwierzęcia - i jakiś skisły odór, zrazu trudny do zidentyfikowania.Przybysz dość niepewnie dobił do stada, gdzie już go oczekiwał najbliższy z trzech stadnych byków.Stadnik ruszył do przodu, grzebiąc kopytami, rycząc, potrząsając łbem, żeby jak najkorzystniej zaprezentować swoje poroże.Samotnik stawił mu czoło nie przyjmując zwyczajowej postawy obronnej.Stadnik zaszarżował i sczepił się porożem z intruzem.Tuż przed zetknięciem się ich wieńców Aoz Roon wypatrzył skórzany rzemień rozpięty na tykach przybysza.Błyskawicznie przekazał łanię Laintalowi Ayowi, a sam zniknął za najbliższym pniakiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]