Podstrony
- Strona startowa
- Hobb Skrytobójca 3 Wyprawa Skrytobójcy
- Holt Victoria Córki Anglii 14 Tajemnica jeziora œwiętego Branoka
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy (SCAN dal 1137)
- Freedom Long Max Wiedza tajemna w praktyce
- Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.2 (3
- Eleksander Kotow Szachy Jak Zostac Arcymistrzem
- Alistair Maclean Pociag Smierci (3)
- Bialolecka Ewa Tkacz Iluzji (2)
- § Maylunas Andriej & Mironenko Siergiej Mikołaj II i Aleksandra. Nieznana korespondencja
- Martin George R.R Gra o tron (SCAN dal 908)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jego kolanach leżał łuk oraz siekierka o złamanym trzonku.Nie opodal stały nieco przysypane ziemią sanie, a obok nich walały się kości reniferów i uprząż.Wilmowski wyjaśnił, iż Tunguzi pozostawiają przy zmarłych przedmioty, które służyły im do osobistego użytku, lecz łamią noże oraz trzonki siekier, aby nieboszczyk nie mógł szkodzić żywym ludziom.Zbyszek, świadom niektórych zwyczajów krajowców, dodał, że Jakuci dawniej chowali zmarłych na drzewach, na specjalnych platformach zwanych arakas[142].Teraz grzebali w ten sposób jeszcze tylko szamanów.Jechali, rozmawiając cicho o dziwnych zwyczajach tubylców.Po jakimś czasie znaleźli się nad brzegiem leśnego jeziora.Smuga znów zatrzymał towarzyszy.Nie dalej jak o kilkaset kroków od nich stała jurta.Strużka dymu sączyła się z komina.W drzwiach ukazała się ludzka postać.Zaledwie spostrzegła karawanę, natychmiast cofnęła się w głąb domu.Podróżnicy pomknęli za Smugą ku sadybie.Skoro zostali zauważeni, musieli się upewnić, kim są jej mieszkańcy.Nędzna jurta chyliła się ku upadkowi.Gliniana polepa poodpadała w wielu miejscach ze ścian, jedyne okienko było zapchane darniną.Przed domem leżała porzucona sieć na ryby, a nad jeziorem, na wpół wyciągnięta na brzeg, widniała łódź wypalona w drzewnym pniu.Smuga zeskoczył z konia, by wejść do jurty.Wtem w progu pojawiły się dwie ludzkie postacie.Podróżnik cofnął się zaskoczony strasznym widokiem.Twarze krajowców pokrywały rany i strupy.Jeden z nich wyciągnął dłoń pozbawioną palców.Natasza krzyknęła przerażona.- Niech pan się nie zbliża do nich, to trędowaci[143] - zawołał Zbyszek.Podróżnicy w popłochu cofnęli się.Jeden z nieszczęsnych krajowców zagadał coś bezwargimi ustami.Wyszczerzone pożółkłe zęby sprawiały niesamowite wrażenie.- Zbyszku, czy rozumiesz, co on mówi? - zapytał Smuga, z trudem opanowując odrazę.- Prosi o jedzenie, głodny - wyjaśnił młodzieniec.Smuga wydobył z juków trochę sucharów i pudełko konserw, złożył te dary na ziemi.- Zapytaj go, czy wie, w którym kierunku znajduje się trakt do Ałdanu - powiedział.Zbyszek sformułował pytanie, pomagając sobie gestami rąk.Trędowaty wyciągnął kikut ku zachodowi.W tym też kierunku pospiesznie podążyli.Jakuci, jak i Tunguzi zmuszali chorych na trąd do zamieszkiwania z dala od osiedli.Gmina od czasu do czasu dawała nieszczęśnikom trochę żywności czy też jakiś łachman do ubrania, lecz za to chorzy nie mieli prawa zbliżać się do sadyb zdrowych ludzi.Podróżnicy długo nie mogli zapomnieć widoku krajowców dotkniętych tą straszną, nieuleczalną chorobą.Ponaglali konie, chcąc jak najprędzej wydostać się z lasu, w którym królowali zmarli oraz pogrzebani za życia - trędowaci.Dopiero po zapadnięciu zmierzchu Smuga zatrzymał karawanę w małej skalistej kotlinie.W myśl jego obliczeń, byli już w pobliżu głównego szlaku.Choć ciemność nocy zabezpieczała ich przed pościgiem, nie rozpalili ogniska ani nie rozbili namiotu.Jedynie dla Nataszy zbudowali z gałęzi tak zwany przez krajowców elbelen lub hałtam.Był to szałas o jednej tylko pochylonej ściance, która trochę osłaniała przed deszczem i wiatrem.Posilili się suchym prowiantem oraz wodą ze strumienia, po czym w śpiworach ułożyli się na spoczynek.Z wyjątkiem Zbyszka reszta mężczyzn na zmianę pełniła straż.Gwiaździsta, chłodna noc minęła spokojnie.O wschodzie słońca dosiedli koni.Późnym rankiem dotarli na skraj rozległej łąki.Kilka stogów siana wskazywało na bliskość jakuckich zimowych domostw.Smuga zatrzymał się.Przez lunetę penetrował pagórkowatą okolicę.W dali rysowały się ciemne kontury jurt.Z kominów ich nie unosił się dym.Zapewne krajowcy jeszcze przebywali w swych letnich urasach.Zdrożone konie podróżników wyciągały łby w kierunku stogów.Po krótkiej naradzie Smuga postanowił zatrzymać się na popas.Według miejscowych zwyczajów każdemu było wolno nakarmić wierzchowca sianem ze stogu.Podczas gdy konie z rozluźnionymi popręgami u siodeł skubały siano, jeźdźcy zaspokoili głód z własnych zapasów.Po jakimś czasie zaczęli się przygotowywać do drogi.Smuga znów jechał na przedzie.Teraz wspinał się na łagodny pagórek, skąd zamierzał rozejrzeć się po okolicy.Wkrótce był na szczycie.Zeskoczył z konia.Spojrzał na wąski pas równiny.Nie dalej jak o kilkaset metrów znajdował się szlak.Gromada jeźdźców ciągnęła nim z południa na północ.Smuga wydobył lunetę.Zobaczył spory oddział żołnierzy, składający się z Jakutów i kilku Kozaków.Nie tracąc czasu, szybko poprowadził wierzchowca z powrotem w dół zbocza.W tej właśnie chwili karawana dążyła na przełaj przez łąkę i mogła być widoczna na szlaku.Zaledwie zbocze zasłoniło Smugę, wskoczył na konia.Rękoma dawał swoim ostrzegawcze znaki.Naraz za wzgórzem rozbrzmiało kilka strzałów.A więc zostali zauważeni przez żołnierzy! Na odgłos palby tylna straż wyprawy szybko dołączyła do głównej grupy.Podążyli ku wschodowi, gdzie czerniło się pasmo lasu.Smuga przepuścił do przodu Wilmowskiego z dwojgiem zesłańców i jucznym koniem.Oddział żołnierzy wyłonił się zza pagórka.Był to zapewne pościg, który po dwudniowych bezskutecznych poszukiwaniach powracał do Ałdanu.Świadczyły o tym okrzyki i strzały, jakimi żołnierze usiłowali zatrzymać przed nimi gromadkę jeźdźców.- Niech ich tajfun porwie! Mogą nas dogonić - zauważył bosman oglądając się.Smuga spojrzał za siebie.Uważnie mierzył wzrokiem odległość.- Dościgną nas - potwierdził.- Musimy ich powstrzymać! Ściągnął konia cuglami.Bosman i Tomek uczynili to samo.Odwrócili się przodem do pościgu.- Mierzyć w konie! - rozkazał Smuga.Wypalili.Strzały były niecelne, ponieważ wierzchowce przestraszone hukiem omal nie pozrzucały jeźdźców z siodeł.Żołnierze natychmiast rozsypali się w tyralierę.Trójka uciekinierów znów pociągnęła za cyngle.Tym razem strzały były celniejsze.Dwóch jeźdźców z wierzchowcami zwaliło się na ziemię.Następna salwa zmusiła pościg do większej ostrożności.Żołnierze zwolnili tempo pogoni, jeszcze bardziej rozciągnęli tyralierę.Smuga spojrzał na czołówkę karawany.Wilmowski już dojeżdżał do lasu.- Umykajmy - rozkazał.Ruszyli z kopyta pochyliwszy się w siodłach.Za nimi rozbrzmiały przeciągłe okrzyki.Tomek zerknął za siebie.- Skrzydła pościgu wysuwają się do przodu! - krzyknął ostrzegawczo.- Chcą nas okrążyć - odkrzyknął bosman.Ponaglili wierzchowce, które w morderczym galopie brzuchami prawie dotykały ziemi.Karłowaty las był już bardzo blisko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]