Podstrony
- Strona startowa
- Alex Joe Smierc mowi w moim imieniu
- Harry Harrison Planeta Smierci 4 (rtf)
- Harry Harrison Planeta smierci 2 (2)
- Harry Harrison Planeta Smierci 2
- Christie Agatha Zakonczeniem jest smierc
- Christie Agatha Zakonczeniem jest smierc (2)
- G.G. Marquez Kronika Zapowiedzianej Smierci
- Harry Harrison Planeta Smierci 4
- Harry Harrison Planeta Smierci 4 v 1.1
- e95 Blawatska KluczDoTeozofii01
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A oczy ma dwóch różnych kolorów.Jedno brązowe, drugie zielone.Widziałem, gdy płacił rachunek.Mówi dobrze po niemiecku, ale nie tu się urodził.— Czy rozpoznał pan jego akcent?— Nie.— A pozostali dwaj?— Jeden jest nieduży i ma krótkie rude włosy.Drugi to Amerykanin.Blondyn jak i ja.Ma wąsiki.— Czy słyszał pan kiedykolwiek jak wymieniali swoje nazwiska?Mężczyzna potrząsnął głową.— Zawsze siadają w rogu.Chcą być sami.— Czy coś się działo wokół magazynu?— Widziałem, że samochód ciężarowy przyjeżdża tu czasami.To wszystko.— Czy był jakiś napis na nim?— Nie zauważyłem.Whitlock odliczył kilka banknotów z paczki.Mężczyzna chwycił je i wcisnął do kieszeni.— Co to jest? — zapytał, widząc, że Whitlock wkłada licznik Geigera-Mullera do torby.Whitlock zamknął torbę i podniósł się.— Niech pan mi zapłaci, to odpowiem.— Jest pan sprytny.— Tak?Whitlock poczekał, aż mężczyzna opuści magazyn a następnie wyszedł za nim i założył kłódkę na łańcuch.— Proszę, niech pan wejdzie do mojej restauracji.Zrobię panu dobrą lazanię* (*Makaron zapiekany z kawałkami mięsa, sera, itp –przyp.).— W języku angielskim jest takie powiedzenie.“Gdy jesteś w Rzymie, czyń jak Rzymianin".Ale my jesteśmy w Niemczech.— Pan nie lubi lazanii? Whitlock spojrzał na restaurację.— Jak pan powiedział, jestem sprytny.Wrócił do golfa i wziął list przewozowy z siedzenia przy kierowcy.Ostateczne przeznaczenie ładunku było zapisane starannie czarnym atramentem w dolnym lewym rogu kartki.Lozanna.* * *Whitlock zadzwonił do nich natychmiast po powrocie do hotelu, gdy jednak Sabrina skontaktowała się z dworcem w Lozannie, usłyszała, że ostatni wieczorny pociąg już odszedł.Oboje z Grahamem zgodzili się, że niewiele zdołają już zrobić tego wieczoru.Gdy Graham zatelefonował z meldunkiem do Głównej Kwatery UNACO, został powiadomiony, że cessna będzie oczekiwała na nich o szóstej rano następnego dnia by przewieźć ich do Genewy, gdzie znajduje się najbliższe Lozanny lotnisko.Oboje wcześnie poszli spać.Rozdział piątyCessna wylądowała na lotnisku Cointrain w Genewie o siódmej trzydzieści.Graham wynajął najszybszy samochód oferowany przez Hertza, BMW 735, by pojechać nim do oddalonej o siedemdziesiąt mil Lozanny.Sabrina sądziła, że posiadając wiele medali z wyścigów samochodowych, ma najlepsze kwalifikacje do prowadzenia samochodu.Graham nietaktownie przypomniał jej niemal zgubny wypadek w Le Mans.Powściągnęła gniew, nie był to bowiem ani czas, ani miejsce na rozpoczynanie sporu.Pozwoliła mu prowadzić.Po godzinie dojechali do dworca w Lozannie, gdzie zawiadowcę uprzedzono by ich oczekiwał.Przeprowadził kilka rozmów z telefonu wewnętrznego, po czym oznajmił z pewną ulgą, że udało mu się wytropić dyżurnego, który nadzorował załadunek pociągu towarowego poprzedniego dnia.Graham poprosił go, by nie wzywał dyżurnego do gabinetu.Wierzył mocno w psychologię własnego terenu.Zawsze rozluźniał on świadków i czynił bardziej prawdopodobnym przypomnienie sobie drobnych szczegółów, które mogłyby zostać zapomniane lub przeoczone w obcym otoczeniu.Sprawdził jak to działa, gdy pracował w Delcie.Dyżurny stał na peronie z rękami wetkniętymi w kieszenie kombinezonu.— Czy mówi pan po angielsku? — zapytał Graham.Dyżurny skinął głową z wahaniem.— Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań — powiedziała Sabrina.— Dlaczego mnie?— To w związku z pana pracą — odpowiedział zwięźle Graham.— No, jeśli stawiacie to w ten sposób.— dyżurny zachichotał nerwowo.— Rozpoznaje pan ten list przewozowy? — zapytała Sabrina, pokazując list otrzymany od zawiadowcy stacji.Dyżurny wskazał na nazwisko, zapisane w prawym górnym rogu.— To ja.Dieter Teufel.Teufel znaczy diabeł.Dieter Diabeł, szczególnie dla kobiet.— Co mnie obchodzi pańskie prywatne życie — warknął Graham.— Więc miał pan do czynienia z tym właśnie wczorajszym ładunkiem?— To moje nazwisko, nieprawdaż?— Nie potrzebuję pańskiego sarkazmu, chłopcze.— Byłem tu, ale.— Ale? — podpowiadała Sabrina.— Mógłbym stracić pracę — powiedział Teufel, patrząc na swoje niewyczyszczone buty.— Powinienem wiedzieć, że nic z tego nie wyjdzie.— Jest pan i tak na progu jej utracenia, jeśli nie zacznie pan dawać odpowiedzi.— Przestań, Mike — Sabrina patrzyła na pochyloną głowę Teufla.— Niech pan zrozumie, nie interesujemy się tym, czy pan złamał jakieś wewnętrzne regulaminy.Chcemy tylko wiedzieć co się stało z ładunkiem.— Właściwie nie wiem — odpowiedział Teufel, stukając w roztargnieniu czubkiem buta w beton peronu.— Przyrzekam, że to nie wyjdzie poza nas troje — powiedziała Sabrina.— Przyrzeka pani?— Przyrzekam — odparła z przekonującym uśmiechem.— Na czterdzieści minut przed odejściem pociągu podszedł do mnie ten mężczyzna i zapytał, czy chciałbym zarobić pięćset franków.Naturalnie chwyciłem się takiej szansy.— Co to za mężczyzna? Czy widział go pan przedtem? — zapytał Graham.— Nigdy go przedtem nie widziałem.Dobrze zbudowany, czarnowłosy, mówił dobrze po niemiecku.On wiedział skądś, że pracuję na tym odcinku, podał mi numer wagonu i powiedział, żebym się do niego nie zbliżał.Powiedział, że w wagonie jest jego prywatny ładunek i że chce go rozładować sam.Wiem, że to niezgodne z przepisami, ale nie zamierzałem sprzeciwiać się przy tej sumie pieniędzy.— I Co wtedy? — naciskała Sabrina.— Biała ciężarówka podjechała tyłem do wagonu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]