Podstrony
- Strona startowa
- 3 HMS Surprise
- Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony
- Alistair Maclean Pociag Smierci (3)
- Alistair Maclean Lalka na lancuchu 1 z 2 (2)
- Alistair Maclean Lalka na lancuchu 2 z 2 (2)
- Alistair Maclean Szatanski Wirus
- Alistair MacLean Athabaska
- Alistair Maclean Tabor (3)
- Alistair MacLean Goodbye
- Steiner Rudolf Sedno kwestii spolecznej (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Depesza brzmiała: „Lekcja nr l - Nauczka bez słów.Natychmiast dołączyć do eskadry.Nie możesz się jeszcze bawić z dorosłymi chłopcami".- Orr przełknął pigułkę i odpowiedział: „Rozkaz, ale poczekajcie, jak podrosnę!".Zawrócił „Sirrusa", z wściekłością zataczając półkole, i z uczuciem ulgi wrócił na osłoniętą redę.Okręt flagowy natychmiast stracił go z oczu.O dwudziestej pierwszej „Ulisses" sterował do Cieśniny Duńskiej.ROZDZIAŁ VIWtorek w nocyBył to najgorszy sztorm od początku wojny.Bez wątpienia, gdyby Admiralicja przechowywała wszystkie kroniki, można by dowieść, że takiego sztormu, tak silnej konwulsji przyrody nie było od chwili, gdy zaczęto notować obserwacje meteorologiczne.Na pokładzie „Ulissesa" nie znalazł się tej nocy nikt, kto (nawet posiadając rozległe doświadczenie zebrane ze wszystkich zakątków świata) mógłby przypomnieć sobie coś choćby trochę podobnego.Tej burzy nie można było z niczym porównać.O dziesiątej wszystkie drzwi i włazy zostały zabite na głucho.Po raz pierwszy od chwili, gdy „Ulisses" rozpoczął swą służbę we flocie, został wydany rozkaz, że nikomu nie wolno wychodzić na pokład.Cała załoga - od wież artyleryjskich do magazynów amunicyjnych, łącznie z wachtą pokładową - przerwała służbę.Nawet milczek Carrington zaczął opowiadać, że huragany, jakie przeżywał na Morzu Karaibskim w latach tysiąc dziewięćset trzydzieści cztery i tysiąc dziewięćset trzydzieści siedem, nie były groźniejsze od tego.Wówczas, znajdując się pośród wysp, nie mógł umknąć ze szlaku tych śmiercionośnych cyklonów i zmuszony był przedzierać się przez nie.Pierwszy huragan przeżył na frachtowcu o wyporności trzech tysięcy ton; drugi na przestarzałym zbiornikowcu wiozącym asfalt do Nowego Jorku.Statki te nie miały oczywiście takiej dzielności morskiej jak okręty wojenne, ale i „Ulisses" niewiele pozostawiał nadziei, że wyjdzie zwycięsko ze zmagań.Lecz pierwszy oficer nie wiedział, a nikt nawet nie przypuszczał, że ten sztorm był zaledwie przygrywką.Na okręt czyhała gotowa do skoku, bezmyślna, okrutna polarna bestia.Uderzyła o godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści, gdy „Ulisses" przekroczył linię koła podbiegunowego.Uderzyła wichurą o porywach przekraczających szybkość stu dwudziestu węzłów.Nic, co stworzył człowiek, nie mogło się ostać.„Ulisses" powinien był zginąć.Wydawało się, że zostanie wgnieciony pod wodę, przewrócony do góry dnem, rozbity na kawałki potężnymi jak uderzenia młotów ciosami wichru i morza.Bóg jeden wie, jak okręt wytrzymał pierwszy atak.Wicher uderzył w dziób, odwrócił go o czterdzieści pięć stopni, położył, dosłownie położył, i zrzucił w głąb doliny pomiędzy falami.Zwalając się, z taką siłą uderzył o następną falę, że zadrgała każda płyta stalowa, zawibrował każdy nit.Stal wytrzymała napięcie znacznie przekraczające wszystkie przewidziane normy.Jakimś cudem „Ulisses" trzymał się.Mijały sekundy; leżał na prawej burcie, zanurzony aż po pokład.Z odległości nie większej niż pół mili sunęła następna ściana wody.Bohaterem tego dnia został „Dude", zwany również „Persilem", a oficjalnie - inżynier komandor Dodson.W chwili gdy uderzyła wichura, stał przy maszynie ubrany w śnieżnobiały kombinezon.Nie mógł wiedzieć, co się stało.Nie domyślał się, że statek zostanie na chwilę pozbawiony dowództwa, gdyż nikt na mostku nie zdążył ochłonąć po takim ciosie.Nie wiedział, że sternik stracił przytomność, rzucony w kąt sterówki, a jego pomocnik - zupełny dzieciuch - był zbyt przerażony, aby rzucić się na wściekle obracający się szturwał.Wiedział jednak, że „Ulisses" leży na burcie, i domyślał się przyczyny.Na wołanie przez tuby akustyczne nikt z mostku nie odpowiadał.Ryknął więc w ucho chorążemu mechaników stojącemu przy lewej turbinie: „mała naprzód", a sam obrócił koło regulatora prawej.Gdyby spóźnił się o piętnaście sekund, mogłoby być za późno.Zwiększone obroty prawej śruby odchyliły okręt na tyle, że gdy uderzyła następna fala, „Ulisses" natarł na nią dziobem.Zanurzył się rufą aż po wyrzutnie bomb głębinowych, a czterdzieści stóp obnażonego przy dziobie kilu zawisło nad wodną przepaścią.Gdy dał drugiego nurka, drżąc całą konstrukcją, przedni pokład zniknął głęboko pod powierzchnią.Fale zalały go aż po pancerną wieżę „A".Lecz „Ulisses" stał dziobem do fal.„Dude" natychmiast kazał chorążemu zwiększyć obroty lewej śruby i zwolnił bieg prawej turbiny.Pod pokładami panował straszny chaos.W pomieszczeniach mieszkalnych stalowe szafki miotały się jak żywe we wszystkich kierunkach, rozbijając zamki, łamiąc zasuwki, wyrzucając swoją zawartość.Jak z katapulty wylatywały hamaki ze schowków.Skorupy potłuczonych naczyń pokrywały podłogę.Połamane stoły i rozbite taborety walały się w najdziwniejszych pozycjach.Nie wiadomo, skąd wzięło się tyle rozrzuconych w dzikim nieładzie książek, gazet, spodeczków, czajników i talerzy.Wśród tych pomieszanych, jeżdżących po podłodze rupieci setki przerażonych i wyczerpanych ludzi wrzeszczało, klęło, starało się powstać, uklęknąć lub usiąść.Niektórzy po prostu leżeli bez ruchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]