Podstrony
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Norton N22 Michael Crichton (2)
- Crichton Michael Norton
- Lackey Mercedes Dixon Larry Trylogia wojen magow 2 Bialy Gryf
- Andre Norton SC 1.4 Czarodziej ze Swiata Czarownic
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew
- Grisham John Lawa przysieglych
- Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiroławkach
- Card Orson Scott Szkatulka (2)
- Lee Maureen Wędrówka Marty
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ines.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te rośliny także pochodziły z Krainy Dales i stanowiły bogactwo tej ziemi, chronione i uprawiane z największym poświęceniem.Kiedyś musiał być to sad.Popatrzyłam na mury i na potrójną wieżę.Z pewnością należały do warowni.W zamyśleniu (w pełni najedzona) wstałam, zastanawiając się, w jaki sposób tutaj się dostałam.Kiedy otworzyłam oczy, leżałam - tam!Zawróciłam i podeszłam do kamiennej, porośniętej mchem skały.Warstwa porostu była pognieciona i porwana.Wylądowałam tutaj z gwałtownym impetem.Uklęknęłam i zerwałam resztę mchu.W miejscu, gdzie przedtem znajdowała się moja głowa, był wyryty symbol kuli z rozpostartymi skrzydłami.Przysiadłam na piętach i spróbowałam logicznie myśleć.Zasnęłam lub straciłam przytomność głęboko pod powierzchnią ziemi.Byłam zwinięta w kłębek w środku trójwymiarowego symbolu, takiego samego, jak ten wyrzeźbiony w kamieniu.Później.ile czasu minęło?Spojrzałam w górę na niebo.Z położenia słońca wynikało, że jest to późne popołudnie.Tego samego dnia? Następnego? A może upłynęło znacznie więcej czasu? W żaden sposób nie mogłam tego określić.Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że coś przeniosło mnie z jaskini na zewnątrz, ratując jednocześnie moje życie.Nie byłam pewna, czy był to świadomy czyn nieznanej silniejszej inteligencji, czy też może bezwiednie udało mi się znaleźć w takim układzie czarów, który zadziałałby dla każdego.Ta teoria wydawała się nader prawdopodobna, a także o wiele bardziej uspokajająca.Myśl, że znajdowałam się pod obserwacją, że miał na mnie wpływ ktoś z Dawnych Ludzi, spowodowała, że pomimo upału przeniknął mnie dreszcz.Tak więc - teraz już nie było ważne, w jaki sposób - wydostałam się ze skalnej komnaty.Gdzie się jednak znajdowałam, jak daleko byłam od miejsca, w którym pochłonął mnie ziemny wir? Gdzie byli moi towarzysze? Wiedziałam, że nadal znajduję się na terenie Odłogów, byłam bez broni, sama, bez konia i żywności, w miejscu, którego nie znałam, nie miałam przewodnika.Przeżyłam rzeczy mogące przerazić niejednego.Mogłam polegać jedynie na własnej pomysłowości.Nadchodziła noc i nie “ chciałam, aby zaskoczyła mnie w otwartym terenie, który mógł być nawiedzany przez przemierzające ciemności istoty.Schronienie mogłam znaleźć w ruinach.Może za zrujnowanymi ścianami było miejsce, w którym mogłabym się ukryć i przenocować do rana.Pobliski ogromny mur zawalił się w kilku punktach pozwalając na swobodne wejście na wybrukowany kamiennymi płytami dziedziniec.W zewnętrznych ścianach tkwiły resztki okiennych i drzwiowych ościeżnic.Z ich ciemnego wnętrza można było mnie z łatwością obserwować, chociaż ja nadal nie widziałam nikogo.Wszędzie fruwały tylko ptaki.Przypomniałam sobie niezadowolenie Elys, gdy zastanawiała się, dlaczego w lesie nie ma żadnego skrzydlatego stworzenia.Może zwabiały je dojrzewające jagody.Na ścianie, która kiedyś musiała stanowić fragment wielkiego Głównego Hallu, pośród rozrośniętych pnączy dzikiego wina brzmiał nieprzerwany trzepot skrzydeł sugerujący, że w gęstwinie kryły się także gniazda.Chociaż nie usłyszałam żadnych kroków, żadnego szelestu zeszłorocznych opadłych liści, odwróciwszy się stwierdziłam, że jestem obserwowana.Przy zbutwiałych drzwiach siedział kot - nie taki, jakie hodowano w Dales i lubiono za pogromy urządzane pośród ucztujących w spichlerzach szczurów i myszy.Był on przynajmniej dwukrotnie większy od największego domowego kota.Sierść miał złotobrązową, a pomiędzy oczyma widniał ciemniejszy pasek futra w kształcie litery “V".Podobny znak wyróżniał się w górnej części podbrzusza.W odległości kilku kroków siedział drugi, podobny do pierwszego osobnik, ale trochę mniejszy i szczuplejszy, sierść miał jednak podobnie ubarwioną.Ptaki wydawały się nie zwracać uwagi na swych naturalnych wrogów.Fruwały nad ich głowami zajęte własnymi sprawami.Oprócz kotów przed drugimi drzwiami przysiadł kołysząc się na łapach mały niedźwiadek.Ujrzawszy jego rudo-brązową postać, cala zesztywniałam.Odruchowo sięgnęłam po nie istniejącą broń.To był bardzo mały niedźwiadek, ale w pobliżu mogła być jego matka - wtedy znalazłabym się w pułapce gorszej od tej, w którą niedawno wpadłam.Dobrze znałam opowiadania myśliwych.Niedźwiedzice, którym wydawało się, że ich młode znajdują się w niebezpieczeństwie, mogły być bardzo groźne.Podczas gdy oba koty patrzyły na mnie nieruchomo - tak jak zwykle koty patrzą się na istoty należące do mojej rasy wyznaczając oddzielającą je od nas przepaść (zawsze miałam wrażenie, iż uważały ową przepaść za stworzoną dla ich własnych celów) - niedźwiadek spojrzał na mnie przelotnie.Kłapnął na muchę, a potem zaczął się drapać po zaokrąglonym brzuchu zakończoną pazurami łapą.Ten gest rozbroił mnie i powoli odetchnęłam, wpatrując się w zwierzę.Przedtem byłam zbyt przerażona, żeby się poruszyć - teraz odważyłam się cofnąć powoli w kierunku przerwy w murze, przez którą dostałam się na dziedziniec.Znajdowałam się na cudzym terenie i powinnam była się wycofać.Z całego serca miałam nadzieję, że mi się to uda.“Samica.bardzo młoda.i bardzo głupia."Stanęłam raptownie i rozejrzałam się wokoło.Kto to powiedział!? W powietrzu rozbrzmiewały jedynie ptasie krzyki i gwizdy.Nikogo nie było.A jednak - coś słyszałam.Kto mnie w taki sposób ocenił? Byłam pewna, że owe słowa dotyczyły właśnie mojej osoby.Złapałam za sprzączkę pasa przygotowując się do obrony, podobnie jak uczyniłam to już wcześniej.Tylko - kto był tutaj moim wrogiem?“Młodość jest stanem, przez który każdy musi przejść.A ona nie jest naprawdę głupia.jak mi się wydaje.tylko nie nauczona.A to zupełnie coś innego."Gwałtownie przełknęłam ślinę.Lewą ręką odsunęłam z oczu zwisające pasmo włosów, warkocze rozplotły się i nie miałam już hełmu, który mógłby utrzymać je na miejscu - z całej mocy uważnie wpatrywałam się w trójkę - w dwa wielkie koty i małego niedźwiadka.Nie było tutaj nikogo innego - poza ptakami.Mniejszy z kotów podniósł się powoli i podszedł do mnie.Nie cofnęłam się, a nawet opuściłam dłoń, w której trzymałam pas.Kot podszedł blisko i usiadł w takiej samej pełnej godności pozycji jak jego towarzysz, zwinąwszy ogon wokół przednich łap.Złote oczy patrzyły prosto w moje, pochwyciły moje spojrzenie - i przytrzymały - teraz już wiedziałam!- Kim jesteście? - Musiałam zwilżyć usta językiem i zmusić się do wypowiedzenia tego pytania.Głos odbił się echem od pustych oczodołów okien, wydawał się drobnym dźwiękiem w panującej tutaj ciszy.Nie było żadnej odpowiedzi.Nie mogłam się jednak mylić.Przedtem przemówiło właśnie owo siedzące przede mną zwierzę - albo to większe znajdujące się za nim.Jedno z nich oceniło mnie bardzo lekceważąco, drugie odpowiedziało z większą dozą tolerancji.I słyszałam to wszystko w moich myślach!ROZDZIAŁ 10KEROVANW milczeniu pracowałem razem z Jervonem, napoiliśmy i spętaliśmy konie, a potem pozostawiliśmy je na pastwisku.Przez cały czas myślałem o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło.Stałem i patrzyłem na wschodzący księżyc i wspominałem srebrzystą czarę - czarę, która mogłaby być wyrzeźbiona z tej lśniącej tarczy.Tej nocy gwiazdy wydawały się błyszczeć nienaturalnym silnym blaskiem, były niczym klejnoty połyskujące na bezchmurnym niebie.Poza doliną, przez którą płynął strumień, znajdował się otwarty teren poprzecinany ciemnymi kępami drzew lub krzewów.Byłem przyzwyczajony do chroniących skalnych załomów Dales
[ Pobierz całość w formacie PDF ]