Podstrony
- Strona startowa
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)
- Long Julie Anne Siostry Holt 02 Urocza i nieznona
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 03 Lekcja miłoci
- Anne Holt Hanne Wilhelmsen 03 mierc Demona
- Rice, Anne Lestat 'Opowiesc o zlodzieju cial'
- Chmielewska Joanna Duza polka (3)
- Eden Cole Reluctant Mate 3
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedno z górskich zboczy było całe porośnięte krzewami sabsab, z których korzeni wyrabiano żółty barwnik; w okolicy było dość kobaltu na błękity, a liście łapiej jagody po ugotowaniu dawały cudownie czystą czerwień, bez śladu fioletu lub pomarańczy.Szczęśliwie trafił również na błota zawierające ochrę.Zamiast „wypożyczać” garnki, użył poszczerbionych naczyń, które wygrzebał ze śmietnika.Musiał kupić olej podrzędnej jakości za cenę pierwszorzędnego surowca; w dodatku był pewien, że zapłacona za to marka nigdy nie powędruje do kieszeni Lorda Chalkina.Znalazł dość kubków i spodków — naczynia w Bitrze były marnej jakości — by wystarczyło na wszystkie potrzebne kolory.Jeszcze nie skończył pracy, gdy Chaldon wydobrzał na tyle, by pozować po raz kolejny.Chłopiec schudł z powodu gorączki, która pojawiła się jednocześnie z wysypką, a nadto bardzo osłabł i stał spokojnie, póki Iantine opowiadał mu różne zabawne historie.Malarz, wyzywając się w duchu od najgorszych pochlebców, nadał dziecku podobieństwo do najprzystojniejszego z przodków na odnowionym fresku.Mały był z tego ogromnie zadowolony i pobiegł po matkę, wykrzykując, że wygląda zupełnie jak pradziadzio, tak jak to mamusia zawsze powtarza.Ta sama sztuczka nie najlepiej udała się w przypadku Lucchi, która wyzdrowiała następna.Cera dziewczynki zżółkła, włosy się przerzedziły i zanadto wychudła, co bynajmniej nie poprawiło jej przeciętnej urody.Postanowił upodobnić ją do praprababki, ale nie miała odpowiedniego kształtu twarzy, i sam musiał przyznać, że rezultat jest niezadowalający.— To przez tę chorobę — mruknął, gdy Chalkin do spółki z Nadoną recytowali długą listę różnic między portretem a modelką.Lepiej mu poszło z Lonadą i Briskinem który, o kilka kilo lżejszy, przypominał brata pradziadka — mężczyznę o wychudłej twarzy, wydatnej dolnej wardze i ogromnych uszach.Przewidująco zmniejszył je na swoim malowidle, zastanawiając się, jakiej sztuczki użył kolega artysta z dawnych czasów, by model pogodził się z takimi niepochlebnymi przydatkami na swym portrecie.Gdy skończył tę dwójkę, poprawił Lucchę: trochę przybrała na wadze i miała nieco lepszą cerę.Nie bardzo, ale wystarczająco.Odrobinę szerzej rozstawił oczy w malowanej twarzy, co niesłychanie dodało jej urody.Szkoda, że modelce nic już nie mogło pomóc.Przypomniał sobie, jak mówiono, że Ojcowie Założyciele potrafili zmieniać kształt nosów i odstających uszu…W końcu, z wielką niechęcią, zaproponowawszy tyle drobnych poprawek do czterech portrecików, bynajmniej nie miniaturowych na tym etapie, doprowadzając artystę do stanu, w którym był bliski połamania czegoś — najchętniej karku swym gospodarzom — Lord i Lady Bitry uznali, że obrazy są zadowalające.Ostatnia krytyczna sesja potrwała aż do późnej nocy, ciemnej i burzliwej; wycie wiatru słyszało się nawet przez trzymetrowe skalne ściany.Tak więc, znużony, lecz wielce odprężony zszedł do swej komnatki na dolnym piętrze i dopiero tam poczuł przenikliwe zimno.W wielkiej sali, gdzie ogień huczał w czterech kominkach, panowała znośna temperatura, lecz na dole nie było ogrzewania.Zimno przenikało do kości, więc jedynie rozluźnił pas, zdjął buty i wpełznął na twardy siennik, zwany tu materacem, który wyglądał i woniał jak coś wydobytego ze statku po Pierwszej Przeprawie.Zwinął się w kłębek pod futrami, bardziej niż zwykle wdzięczny losowi, że zabrał jeż sobą i zasnął.Obudził go lodowaty podmuch.Twarz zesztywniała mu z zimna i mimo ciepłych futer, zabolały go mięśnie, gdy próbował się przeciągnąć.Nabawił się skurczu szyi — ciekawe, czy w nocy w ogóle się poruszył.Było tak zimno, że zapewne instynktownie szukał ciepła.Ale teraz musiał pójść do toalety.Wcisnął stopy w skórzane buty, sztywne od mrozu, otulił się ciasno futrami i ruszył korytarzem przed siebie.Z ust unosił mu się pióropusz pary, mróz kąsał w policzki i nos.Skończył jak najprędzej i pobiegł do siebie, by założyć najgrubszy wełniany sweter.Zastanowił się, czy nie narzucić nań jeszcze futer, dla lepszej ochrony przed zimnem, ruszył w górę po schodach, wśród ścian, ociekających wilgocią.Zatrzymał się przy pierwszym oknie na piętrze: było kompletnie zasypane śniegiem.Wszedł na wyższą kondygnację i otworzył drzwi do kuchni, w której powinno być nieco cieplej.Czy w nocy wygasły wszystkie kominki w Warowni? Czy chłopcy, odpowiedziami za palenie ognia, poprzymarzali w nocy do swych wąskich prycz? Gdy odwrócił głowę, by spojrzeć w ich stronę, prześliznął się wzrokiem po kolejnym oknie: zasypane na wysokość dłoni.Podszedł i wyjrzał na dziedziniec: zobaczył nieskalanie białą, śnieżną płaszczyznę.Tam, gdzie dziedziniec łączył się z drogą, powinno być zagłębienie, ale śnieg pokrył je równą warstwą.Na dworze nie było nikogo.Nie dostrzegł też żadnych śladów na dziedzińcu, które oznaczałyby, że ktoś z sąsiednich gospodarstw próbował dostać się do Warowni.— Jeszcze tego mi brakowało — powiedział, kompletnie załamany tym widokiem.— Przecież mogę tu utkwić na całe tygodnie!I płacić za utrzymanie i kwaterę.Gdyby te dzieciaki nie zachorowały na odrę… gdyby nie pośpieszył się tak z freskami… Jak on to przetrwa? Czy z umówionej zapłaty — zdawało by się, tak szczodrej — zostanie choć parę groszy w dniu, kiedy opuści już tę nieszczęsną Warownię?Tego samego ranka, gdy na pół zamarznięci ludzie poczęli likwidować szkody wyrządzone przez śnieżycę, zawarł kolejny układ z Władcami Warowni; tym razem wyrażał swoje propozycje niezwykle szczegółowo.Otóż podjął się namalować dwa portrety, jeden przedstawiający całą postać Lorda Chalkina, drugi — Lady Nadony, oboje w świątecznych szatach.Obrazy miały być malowane na deskach z nieboszczotki o powierzchni metra kwadratowego, dostarczonych przez Chalkina, podobnie jak wszystkie materiały i sprzęt do wyrobu potrzebnych pigmentów.Zastrzegł też sobie wyżywienie i mieszkanie w komnacie na piętrze, z ogniem na; kominku rozpalanym rano i wieczorem.Bez trudu skończył portret Lady Nadony — chętnie siadywała bez ruchu, gdyż dawało jej to znakomitą wymówkę, by oddawać się ulubionemu nieróbstwu.Wprawdzie w połowie pracy postanowiła zmienić suknie, gdyż doszła do wniosku, że błękit bardziej pasuje do jej cery niż czerwień.Miała rację, ale jakoś jej to wyperswadował i delikatnie zmienił czerwonawą z natury twarz na łagodny rumieniec, a do tego przyciemnił barwę bladych oczu tak, że dominowały w całej twarzy.Tyle nasłuchał się już o podobieństwach między Panią Warowni a Lucchą, że nie omieszkał odmłodzić nieco matki.Gdy chciała zmienić kołnierzyk u sukni, domalował go na wzór fali koronek, którą widział na jednym ze starych portretów.Doskonale ukrywała obwisły podbródek, który zresztą już wcześniej zlikwidował, a do tego nadawała twarzy łagodniejszy wyraz.Z Chalkinem nie miał tyle szczęścia.Psychika tego człowieka nie pozwalała mu usiedzieć spokojnie ani przez chwilę — bez przerwy postukiwał palcami, zakładał nogę na nogę, podrygując nerwowo, podrzucał ramionami, krzywił twarz i w ogóle nie był w stanie przyjąć nieruchomej pozy.Iantine niemal dostawał obłędu, pragnąc wreszcie z tym skończyć i opuścić to straszne miejsce przed następną śnieżycą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]