Podstrony
- Strona startowa
- Quinn Anthony Grzech Pierworodny Autobiografi
- Friedmann Anthony
- Piers Antony Zamek Roogna
- Anthony Piers Zamek Roogna (SCAN dal 862)
- Anthony Piers zamek roogana
- Piers Anthony Pamiec absolutna
- Saylor Steven Rzymska krew
- Wobroniewolnosci
- Tolkien J.R.R Wyprawa (2)
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W innych okolicznościach Dor bardziej doceniłby -takie bliskie spotkania.Iren byłakrągła tam, gdzie trzeba, więc zderzenia były mile amortyzowane.Teraz jednak obawiał się ożycie jej i swoje.Poza tym wygląd dziewczyny wskazywał, że grozi jej morska choroba.Tratwa pochyliła się ku przodowi i w dół, ześlizgując się jakby z wodospadu.%7łołądekuniósł mu się do gardła.- A co teraz wyczyniasz? - wydyszał.- Zapadam się - odparła tratwa.- Jesteśmy ponad Wodą! - zawołał Chet.Leżał, a pomimo to jego głowa górowałanad nimi.- Pod nami coś jest! To dlatego tak bardzo się kołyszemy!- To behemot! - powiedział Grundy.- Co? - spytał Dor.- Behemot.Olbrzymie wodne stworzenie, pływające sobie bezczynnie.Eklektycznywęgorz przywiódł nas do niego, by nam ułatwić przetrwanie sztormu.Iren odkleiła się od Dora.Wszyscy ostrożnie podpełzli do brzegu tratwy i spojrzeli wdół.Sztorm trwał nadal, lecz fale uderzały teraz w lśniące boki gigantycznego zwierzęcia.Tratwa nie tkwiła zbyt stabilnie, kołysząc się i ślizgając na gładkiej powierzchni, ale za topotężne cielsko behemota chroniło ich przed szalejącym oceanem.- A ja sądziłem, że behemoty żyją w słodkich wodach - przyznał się Dor.- Mójojciec mówił, że spotkał behemota w Jeziorze Ogrów i Pszczół Wodnych.- Rzeczywiście spotkał.Ja też tam byłem - powiedział wyniośle Grundy.-Behemoty są tam, gdzie je znajdujesz.Są zbyt wielkie, by zwracać uwagę na rodzaj wody.- Czy węgorz akurat go znalazł i przyprowadził nas do nie go? - zapytał Chet, Onrównież wyglądał na zagrożonego morską chorobą.- To właśnie eklektyczny sposób - potwierdził Grundy.- Korzystać ze wszystkiego,co pod ręką.- Oszukujecie! - zawył sztorm.- Nie mogę zatopić tej balii! - Wirujące okozogniskowało się na Dorze.- Już drugi raz mi się wymykasz, ludzka rzeczy.Ale jeszcze sięspotkamy! - Burza z nie zadowoleniem odleciała na zachód.A więc była to ta sama burza, którą napotkał przy zamku Dobrego Maga Humfreya!Faktycznie podróżowała na okrągło!Behemot stwierdziwszy, że ustał miły prysznic, wypuścił chmurę mglistego gazu izanurzył się w głębiny.Nie było po co zostawać na powierzchni, skoro burza zawróciła winną stronę.Tratwa osiadła na spokojnym morzu.Teraz, kiedy już nie groziło mu utoniecie, Dor niemal żałował, że sztorm ustał.%7łałował, że nie tuli już w ramionach Iren.Jak zawsze był na tyle szalony, by pragnąć tego,czego nie mógł zdobyć, zamiast zadowolić się tym, co miał.Na horyzoncie ukazał się jakiś potwór.- Popędzcie tę tratwę! - krzyknęła zaniepokojona Iren.- Jeszcze nie jesteśmybezpieczni!.- Płyńcie za węgorzem! - napominał ich Grundy.- Ale on płynie wprost ku potworowi! - zaprotestował Chet.- Widocznie tak ma być - odparował Grundy z powątpiewaniem.Płynęli więc ku potworowi.Okazało się, że jest on niezwykle długi i płaski, jakby wążmorski został rozwałkowany przez walec drogowy,- Co to takiego? - spytał zdumiony Dor.- Wstęgoryba, tępaku! - pouczył go Grundy.- Jak ona zdoła nam pomóc?Sztorm trwał znacznie dłużej niż sądzili.Słońce stało już w zenicie,a ciągle byli daleko od brzegu.- Wiem tylko, że węgorz obiecał doprowadzić nas do lądu przednocą - rzekł Grundy.Posuwali się naprzód.Płynęli coraz wolniej; sitowie traciło siły.Dor uświadomiłsobie, że część tworzywa tratwy była już martwa; i dlatego mogła z nim rozmawiać - jegotalent magiczny oddziaływał przecież tylko na nieożywione.Wkrótce trzciny znieruchomieją,a oni utkwią w środku oceanu.Nie mieli wiosła; utracili je wraz z pierwsząłodzią.Wstęgoryba opuściła swą niedorzecznie płaską głowę, gdy tratwa zbliżyła się do niej.Potem łeb zanurzył się w wodzie i wśliznął pod nich.Po chwili wynurzył się za nimi, a szyjawsunęła się pod tratwę i uniosła ją ponad wodę.- Och, nie! - pisnęła Iren, gdy unosili się wysoko w górę.W panice objęłaramionami Dora.I znów zapragnął, by wydarzyło się to wtedy, kiedy sam nie byłby takprzerażony.Ciało wstęgoryby było jednak lekko wklęsłe i tratwa tkwiła stabilnie, nie spadała.Wmiarę jak głowa wznosiła się na przerażającą wysokość, zaczęli się ześlizgiwać w dół, pośliskim cielsku stwora.Ze strachem patrzyli, jak tratwa pochyliła się w przód, a potem zewzrastającą szybkością pomknęła w dół.Iren znów krzyknęła i przytuliła się do Dora, a ichciała stały się nieważkie.Pędzili w dół.Wstęgoryba falowała - nowy garb tworzył się tuż za nimi jednocześniez powstającą przed nimi doliną.Z oszałamiającą prędkością mknęli w dół zwierzęcia,, niewpadając do wody.- Zdążamy w stronę lądu - posiedział przerażony Dor - Potwor nas tam kieruje.- Tak właśnie się zabawia - stwierdził Grundy.- Unosi różne rzeczy, a potemspuszcza je w dół swego cielska.Węgorz wykorzystał to dla naszego dobra.Przekonawszy się, że jednak nic im nie grozi, Iren odzyskała pewność siebie?- Puść mnie! - parsknęła na Dora, jakby to on ją trzymał.Wstęgoryba zdawała się nie mieć końca; tratwa ześlizgiwała się i ześlizgiwała.Dorzorientował się, że potwór zawróci! pod wódą, ustawiając głowę za ogonem i umożliwiającim dalszy ślizg.Ląd był coraz bliżej.I w końcu dotarli tam.Wstęgoryba zmęczyła się zabawą i zrzuciła ich z przerazliwympluskiem.Sitowie miało jeszcze akurat tyle siły, by donieść ich do plaży, potem obumarło itratwa zaczęła tonąć.Słońce było już nisko nad horyzontem i spieszyło się, by zabrać im dzień, zanimzdołają dotrzeć gdzieś dalej.Wkrótce złota kula znów zgaśnie.- Myślę, że teraz pójdziemy pieszo - zauważył Chet. Nie dotrzemy wiec dziś doWyspy Centaura.- Ale możemy się do niej przybliżyć - powiedział Dor.- Chwilowo mam dośćłódek!Załoga tratwy zgodziła się z nim.Przede wszystkim postarali się zebrać trochę żywności.Dzikie ciastoowoce byłydojrzałe, wodny orzech dostarczył im pitnej wody.Iren nie musiała korzystać ze swegoumniejszonego zapasu ziaren, a nawet znalazła tu trochę nowych.Nagle coś wyskoczyło spoza drzew i rzuciło się wprost ku Dorowi.Wyciągnąłodruchowo swój magiczny miecz i stworzenie zatrzymało się, zawróciło i uciekło.Składałosię z nóg, sierści i groznych spojrzeń.- Co to było? - zapytał z drżeniem Dor.- To skocz-na-ciało - odpowiedział najbliższy głaz.- Co to takiego, to skocz-na-ciało? - spytała Iren.- Nie muszę tobie odpowiadać - odburknął głaz. Nie jestem granitem, z któregomożesz zrobić nagrobek!- Odpowiedz jej - nakazał Dor,- Ojjjj, dobra! To jest to, co widziałaś.- To niezbyt dobre.- Ty też, laluniu.Cętkowana wężownica lepiej wygląda.Iren rzeczywiście nie wyglądała najlepiej, przemoczona i rozczochrana po morskichprzygodach.Niemniej głaz uraził jej dumę.- Mogę zadławić cię zielskami, minerale!- Taaa, zieloniutka? Tylko spróbuj!- Rośnijcie, chwasty! - rozkazała, wskazując skalę.I natychmiast otaczające głazzielska zaczęły gwałtownie rosnąć.- Lepiej nam teraz niż poprzednio! - wykrzyknęły.Zaskoczony Dor przyjrzał im siędokładniej, bo przecież jego talent nie działał na ożywione.Zobaczył, że to mówiły zaplątanew rośliny ziarenka piasku.- O, kurczę! - odezwał się głaz.- Ona faktycznie to robi!- Powiedz mi, co to takiego, to skocz-na-cialo? - nalegała Iren.Skała niemalzniknęła pod roślinnością.- W porządku, w porządku, laleczko! Ale zabierz te paskudne rośliny z mojejtwarzy.- Przestańcie rosnąć! - nakazała Iren zielskom, a one przestały, z zawiedzionymszelestem.Zdeptała je wokół skały.- Masz śliczne nogi - powiedział głaz.- I nie tylko!Stojąca nad kamieniem Iren odskoczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]