Podstrony
- Strona startowa
- Hannah Sophie Konstabl Simon Waterhouse 4 Druga połowa żyje dalej
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Asimov Isaac Nagie slonce (SCAN dal 1013)
- Rowni bogom Asimov Isaac
- Asimov Isaac Równi bogom
- Azazel (1988) Asimov Isaac
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Corel PHOTO PAINT (4)
- Cawthorne Nigel Zycie erotyczne wielkich dyktat
- Hume Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pragnął, aby to rozwiązanie pojawiło się jak najszybciej i by wszystko już się wreszcie skończyło.I znowu powróciło natrętne pytanie - czy Muł miał rację, czy odmienienie pozbawiło go niezależności i przenikliwości w dostrzeganiu zagadnień i formułowaniu sądów, czy też był to po prostu nieuchronny wpływ wieku i zmian, które miały miejsce podczas tych ostatnich lat.Teraz niewiele go to obchodziło.Był zmęczony.Gubernator Rossema przybył bez wielkiej ostentacji.Towarzyszył mu tylko umundurowany mężczyzna, który prowadził samochód.Samochód miał fantazyjny kształt, ale w ocenie Pritchera była to nieudana maszyna.Był mało zwrotny i kilkakrotnie szarpnął, być może wskutek zbyt szybkiej zmiany biegów.Od pierwszego rzutu oka widać było, że silnik pracuje nie na jądrowym, lecz na chemicznym paliwie.Gubernator wysiadł na ubity śnieg i ruszył szpalerem uformowanym przez chylących z szacunkiem głowy Starszych.Szedł szybko nie patrząc na nich.Ci, których mijał, podążali za nim.Przybysze ze Związku Muła śledzili go z okna przydzielonej im kwatery.Gubernator był przysadzisty, krępy, nie wyróżniał się niczym szczególnym.Ale co z tego?Pritcher złościł się w duchu, że nie zapanował nad nerwami.Jego twarz oczywiście pozostała nieporuszona.Nie mógł pozwolić na to, by Channis spostrzegł jego zdenerwowanie, ale czuł doskonale, że podniosło mu się ciśnienie i zaschło w gardle.Nie był to bynajmniej lęk o życie.Pritcher nie należał wprawdzie nigdy do tych tępych facetów pozbawionych zupełnie wyobraźni, a przez to i nerwów, którzy byli zbyt głupi na to, by się czegoś obawiać, ale potrafił przynajmniej wytłumaczyć sobie racjonalnie przyczyny strachu przed śmiercią i dzięki temu zapanować nad nim.To jednak, co teraz odczuwał, było zupełnie odmienne.To był lęk innego rodzaju.Zerknął szybko na Channisa.Młodzian przyglądał się ze znudzeniem swym paznokciom i niedbałymi ruchami pilnika wygładzał jakieś minimalne nierówności.Na ten widok Pritchera ogarnęło wzburzenie.Co taki Channis wie o manipulowaniu psychiką? Czego ma się obawiać?Z wrażenia zaparło mu dech.Próbował przypomnieć sobie jaki był on sam, zanim Muł odmienił go i z przysięgłego demokraty przeistoczył w tego, kim był teraz.Na próżno jednak przeszukiwał wszystkie zakamarki pamięci.Nie potrafił odtworzyć tamtego stanu psychicznego.Nie mógł się wyswobodzić z niewidzialnych, lecz mocnych więzi, które łączyły go uczuciowo z Mułem.I owszem, pamiętał o tym, że kiedyś próbował zabić Muła, ale była to wiedza równie obojętna jak wiedza o wypadkach, które go nie dotyczyły.Choć starał się, jak mógł, za nic w świecie nie potrafił sobie przypomnieć uczuć, które nim wtedy kierowały.Mógł to być jednak odruch obronny jego umysłu, gdyż na samą, zupełnie mglistą myśl o tym jakiego rodzaju mogły to być uczucia, ba - nawet nie na myśl o tym, lecz raczej na jakieś niejasne, zupełnie nieokreślone przeczucie - zrobiło mu się niedobrze.A jeśli gubernator zajął się już jego umysłem?A jeśli niewidzialne macki Drugiej Fundacji oplatały już jego psychikę, wciskając się w szczeliny, rozsadzając ją i składając w inną już strukturę.Za pierwszym razem też nic nie poczuł.Żadnego bólu, żadnego psychicznego szarpnięcia, nawet uczucia nieciągłości.Po prostu zawsze wielbił Muła.Jeśli kiedykolwiek był taki czas, odległy niczym zamierzchła przeszłość, choć dzieliło go od tamtych dni zaledwie pięć lat, kiedy myślał, że nie kocha Muła, kiedy uważał, że go nienawidzi, to nie było to rzeczywistością, lecz przerażającym złudze.niem.Myśl o tym złudzeniu zafrasowała go.Nie czuł jednak żadnego bólu.Czyżby miało się to powtórzyć teraz, podczas spotkania z gubernatorem? Czyżby wszystko, co się zdarzyło - cała jego działalność w służbie Muła, całe jego nastawienie życiowe - miało stać się majakiem, częścią tego nierealnego świata, w którym istniało słowo demokracja? Muł snem, a jego, Pritchera, uczucia zwrócone ku Tazendzie.Znowu zrobiło mu się niedobrze.Otrząsnął się gwałtownie.W tej samej chwili do jego uszu doszedł głos Channisa.- Zdaje się, że się zaczyna, generale.Pritcher odwrócił się.Jeden ze Starszych otworzył cicho drzwi i stanął w pełnej szacunku pozie na progu.- Jego ekscelencja Gubernator Rossema ma przyjemność oznajmić, w imieniu Panów Tazendy, że udziela pozwolenia na audiencję i oczekuje waszego przybycia.- Jasne - Channis jednym szarpnięciem zacisnął bardziej pas i nałożył na głowę rossemicki kaptur.Pritcher zacisnął szczęki.To był początek naprawdę hazardowej gry.Gubernator Rossema nie wyglądał zbyt okazale.Przede wszystkim miał gołą głowę i jego rzadkie, jasnokasztanowe włosy, które zaczynały już siwieć, nadawały mu łagodny wygląd.Miał potężne łuki brwiowe, a oczy, otoczone siecią zmarszczek, wydawały się patrzeć chłodno i z wyrachowaniem.Za to świeżo ogolona broda była mała i miała miękki zarys, co według powszechnej opinii zwolenników pseudonauki, która na podstawie rysów twarzy wyrokowała o charakterze danego osobnika, oznaczało “słabość”.Pritcher unikał jego spojrzenia i starał się patrzeć na podbródek.Nie wiedział, czy to mu pomoże - czy w ogóle cokolwiek mogło pomóc.Gubernator rzekł wysokim, obojętnym głosem:- Witamy w Tazendzie.Przyjmujemy was w pokoju.Jedliście już?Czynił przy tym niemal monarsze gesty żyla stymi dłońmi o długich palcach.Skłonili się i zajęli miejsce przy stole w kształcie litery “U”.Gubernator siedział u szczytu stołu, po jego zewnętrznej stronie, oni naprzeciw niego, a z boków, w podwójnych rzędach, Starsi.Gubernator mówił krótkimi, urywanymi zdaniami.Zachwalał potrawy pochodzące z Tazendy - rzeczy wiście miały inny smak, choć niewiele lepszy od prostych potraw rossemickich - narzekał na klimat Rossema i rozprawiał, starając się, by wyglądało to na obojętne uwagi, o zawiłościach podróży kosmicznych.Channis odpowiadał mu od czasu do czasu.Pritcher w ogóle nie otworzył ust.Biesiada skończyła się.Znikły ze stołu drobne, duszone owoce i zużyte serwetki i gubernator poprawił się w krześle.Zalśniły jego małe oczka.- Dowiadywałem się o wasz statek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]