Podstrony
- Strona startowa
- Smith Lisa Jane Pamiętniki Wampirów 06 Dusze cieni (bez korekty)
- Niemcewicz Julian Ursyn Pamiętniki czasów moich
- Jadwiga Łuszczewska Pamietnik Deotymy 1834 1897
- Migar Michał Erotyczny pamietnik masażysty
- Pamietnik p.Hanki Dolega Mostowicz
- Chryzostom Pasek Jan Pamietnik
- Dick Philip K Klany Ksiezyca Alfy
- Summits. Six meetings that shap Dav
- Salvatore Robert Gwiezdne Wojny Wektor Pierwszy
- Victor Sperandeo Trader Vic II Principles.of.Professional.Speculation.(1998)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poślijmy więc starego Heredię".Był to Biskajczyk o ponurym wyglądzie, wielkiej brodzie, o twarzyposiekanej, jednooki, kulawy, a do tego muszkieter.Kortez przywołał go ipowiedział: Idzcie z tymi kacykami aż do rzeki (która o cztery mile stądpłynęła), a kiedy tam dojdziecie, udawajcie, że myjecie ręce i pijecie wodę,a wówczas wystrzelcie raz z muszkietu.Każę was wtedy odwołać.Wszystko to, aby nabrali przekonania, że jesteśmy bożkami albo tymiistotami, których nazwę i sławę z nami związali.A że macie minę grozną,wezmą was za bóstwo.Heredia, który był żołnierzem we Włoszech, jako człek rozumny isprytny postąpił, jak mu polecono.Kortez przywołał kacyka Grubasa iwszystkich dostojników, którzy oczekiwali pomocy i wsparcia, i rzekł im: Oto posyłam z wami mojego brata, aby pozabijał i wypędził wszystkichCuluańczyków z owego miasta oraz przywiódł mi w łykach tych, którzy byodejść nie chcieli".Kacykowie osłupieli słysząc to, nie wiedzieli, czy mają temu wierzyć,czy nie, wpatrywali się w Korteza, aby pochwycić zmianę wyrazu w twarzyi poznać, zali prawdę powiadał.Heredia nabił swój muszkiet i idąc z nimi,strzelał w powietrze ponad lasy, aby go Indianie dobrze słyszeli.Kacy-kowie zaś wysłali do innych osiedli wieść, że pozyskali teula, aby zabićMeksykanów znajdujących się w Cingapancindze.Opowiadam o tym, abysię ludzie uśmiali i poznali podstępy Korteza.Ledwie domyślił się, żeHeredia musiał już dojść do rzeki, natychmiast rozkazał go odwołać.Razemze starym Heredia powrócili kacykowie, Kortez zaś im oświadczył, że zżyczliwości, jaką dla nich żywi, postanowił we własnej osobie wraz zkilkoma braćmi pójść im z pomocą, chce zobaczyć też owe ziemie i wa-rownię, dlatego niech zaraz przyprowadzą stu tragarzy dla transportutepuzquez, czyli armat.Zjawili się następnego dnia rano.Mieliśmy wyjśćtego dnia z czterystu ludzmi, czternastoma jezdzcami, z kusznikami, musz-kieterami, którzy stali w pogotowiu.Niektórzy żołnierze ze stronnictwaDiega Velazqueza oświadczyli, że nie pójdą niech Kortez idzie z tymi,którzy się godzą, oni zaś powrócą na Kubę.Opowiem następnie, co się znimi stało.*Poszli strażnicy wezwać stronników Diega Velazqueza, aby rychłowychodzili z bronią i końmi, o ile takie posiadają, oni zaś odpowiedzieliwyniośle, że na żadną wyprawę iść nie chcą, jeno powrócić do swychdomostw i dóbr, jakie pozostawili na Kubie.Dość już strat ponieśli przez to,że ich Kortez wyciągnął z domów wszak na wydmach obiecał, że kto zechceodejść, da mu zezwolenie i okręt, i zaopatrzenie na drogę, dlatego teżsiedmiu żołnierzy gotuje się już do powrotu na Kubę.Kiedy się Kortez o tymdowiedział, posłał po nich i zapytał, dlaczego tak niegodnie postępują.Odpowiedzieli poirytowani, że dziwią się, iż z tak niewielką garstkążołnierzy porywa się na osiedlanie, oni są chorzy i mają dość włóczenia się zjednego miejsca na drugie, chcą zatem powrócić na Kubę, do swoich domówi majątków, i żądają, aby ich puścił, jak obiecał.Kortez odpowiedziałłagodnie, że istotnie obiecał, ale nie jest rzeczą godziwą porzucać sztandarwodza w trudnej chwili, i polecił im bez zwłoki siąść na okręt, który na tencel wyznaczył, kazał wydać chleb kukurydziany i baryłkę oliwy oraz jarzynyi spyżę z naszych zapasów.Kiedy już mieli rozwinąć żagle, poszliśmywszyscy towarzysze, burmistrze i ławnicy naszego miasta Vera Cruz prosićKorteza, aby w żaden sposób nikomu nie pozwalał oddalać się od lądu, tegobowiem wymaga służba Bogu i Jego Królewskiej Mości, a kto by żądałtakiego pozwolenia, zgodnie z prawem wojskowym zasługuje na karęśmierci, gdyż chce opuścić swego wodza i sztandar w potrzebie wojennej iniebezpieczeństwie, tym bardziej jeśli jak twierdzą jesteśmy otoczeniprzez takie mnóstwo wojowników indiańskich.Kortez udawał, że chce daćpozwolenie odjazdu, ale zmuszony jest odwołać je, zaś oni pozostaliwyśmiani, a nawet zawstydzeni.*Noc spędziliśmy w Cempoalu, gdzie czekało w pogotowiu dwa tysiąceIndian w dwóch hufcach.O świcie przebyliśmy pięć mil i nazajutrz, niecopod wieczór, przybyliśmy do zagród położonych pod Cingapancingą imieszkańcy dowiedzieli się o naszym zbliżaniu.Już kiedy zaczęliśmywstępować ku warowni i budynkom stojącym pomiędzy wielkim urwiskami iskałami, czyniąc znaki pokoju, wyszło nam naprzeciw ośmiu Indian, do-stojników i kapłanów, i płacząc rzewnymi łzami pytali Korteza, za cochcemy ich zabić i zniszczyć, wszak w niczym nie zawinili, fama zaś głosi,że my wszystkim świadczymy dobro, że naprawiamy krzywdy i obdarowu-jemy tych, którzy zostali obrabowani, że uwięziliśmy poborców Montezumy.Mówili także, że ludzie z Cempoalu, którzy z nami idą, od dawien dawna sąich wrogami z powodu sporów o pola i granice, a teraz korzystająz naszej opieki i przybywają, aby ich zabijać i rabować.Prawdą jest, żeMeksykanie stali garnizonem w tym mieście, ale kilka dni temu, do-wiedziawszy się o uwięzieniu poborców Montezumy, odeszli do swegokraju.Prosili, abyśmy nie posuwali się dalej i zaopiekowali się nimiżyczliwie.Kiedy Kortez dzięki naszym tłumaczom, doni Marinie i Aguilarowi,zrozumiał, o co chodzi, rzucił krótki rozkaz Pedrowi de Alvarado i oboz-nemu Cristobalowi de Olid oraz wszystkim naszym towarzyszom, abyśmyzatrzymali Indian z Cempoalu, nie pozwalając im posuwać się dalej, alechoć zaraz zbiegliśmy, aby ich zatrzymać, oni już rabowali w zagrodach.Kortez, bardzo rozgniewany, rozkazał stawić się dowódcom owych wojow-ników cempoalskich i zwrócił się do nich z gniewem i grozbami, abynatychmiast oddali Indian i Indianki, tkaniny i kury zrabowane w za-grodach i aby nikt nie ważył się wejść do miasta.A że okłamali nas i podnaszą protekcją przychodzą zabijać i rabować swoich sąsiadów, zasłużylina karę śmierci, bo nasz król i władca, którego wasalami jesteśmy, nieposłał nas w te strony i na te ziemie na to, aby im było wolno popełniaćzbrodnie.Niech dobrze uważają, aby podobna rzecz nie powtórzyła sięwięcej, bowiem żywy żaden z nich nie ujdzie.Natychmiast kacykowie idowódcy cempoalscy puścili wolno Indian i Indianki, a kury i wszystko, cozrabowali, oddali właścicielom.Kortez z wściekłą miną rozkazał im wyjśćna nocleg w pole, i tak postąpili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]