Podstrony
- Strona startowa
- Smith Lisa Jane Pamiętniki Wampirów 06 Dusze cieni (bez korekty)
- Niemcewicz Julian Ursyn Pamiętniki czasów moich
- Migar Michał Erotyczny pamietnik masażysty
- Castillo Pamietnik zolnierza Korteza
- Pamietnik p.Hanki Dolega Mostowicz
- Chryzostom Pasek Jan Pamietnik
- Balch James F Super antyoksydanty (SCAN dal 8
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu (2)
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta
- 06wininout (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słońce mego szczęścia zgasło.* * *Z tą chwilą dusza moja odczepiła się od ziemi.Gwałtem chciała lecieć za tym, któryodszedł.Ale jakże lecieć? Przemocą wejść tam nie śmiałam, bo kto wchodzi przez innąbramę, ten może nie trafi do tych, których szuka.Ach, ja miałam nadzieję, że Bóg, w swejlitości, sam na mnie zawoła!W tym oczekiwaniu, w tej nieustannej modlitwie o w y z w o 1 e n i e, wszystkie innewładze mojej duszy zamilkły.Pióro też na długo zamilkło.Raz tylko jeden próbowałam wyśpiewać moją boleść.Pieśń ta została niewykończona idotąd nieskończona.Po prostu słów mi do niej brakło.Pierwszy to raz odczuwałamniesłychane ubóstwo i niedostateczność ludzkiej mowy.Uczucie to jest wyrażone zaraz wewstępnych strofach, które tu przytaczam jako jeden dzwięk z owego wykrzyku, nigdy niedo-słyszanego przez ludzi:Po ileż razy moje łzy najkrwawszeChciałam w pieśń zamknąć, jako do mogiłySkładano niegdyś łzawnicę! I zawsze,Przy pierwszym słowie odbiegły mnie siły.Czym suknia karła dla członków olbrzyma,Tym ludzkie słowo dla ludzkiej boleści.39Duch nieśmiertelny ledwie się utrzymaPod jej ogromem jakże w dzwięk ją zmieści?Nad grobem siadłszy, harfę oniemiałąU smętarnego zawiesiłam drzewa.I to milczenie, co z grobów powiewa,Usta me jak by grób zamurowało.Lecz wolnoż milczeć Najdroższa mogiła,O pieśń ma prawo upomnieć się u mnie.Pójdz harfo! Powiedz żałośnie i dumnie,Co posiadałam i com utraciła!* * *Tymczasem zdawało się, że litość Boża gotowa jest mnie wysłuchać.Zdrowie moje zaczęłopadać w zwaliska.Przez długie miesiące doktorzy tracili przy mnie głowę, a ja z tajonąradością widziałam już zbliżającą się chwilę, co mnie połączy z ojcem.Ale nie dano mi byłozyskać sobie tak szybko i tak tanio tę najwyższą łaskę.Nowy doktor, niespodzianie przy-wołany, zmienił cały sposób leczenia i na niewymowny mój smutek wyprowadził mnie zniebezpieczeństwa.Co prawda wyleczenie to było tylko pozorne, odtąd bowiem została mijuż na resztę życia ta choroba sercowa, która teraz kończy swój wieloletni obieg.A jeśli ciało nie mogło się już nigdy w zupełności podzwignąć, dusza tym bardziej pozostałana zawsze z niezamkniętą raną.Taka boleść się nie zabliznia.Od straty ojca nic już niezdołało przywiązać mnie do życia.Odtąd, jeśli żyję, to zawsze tylko n a t y m c z a s e m,zawsze wyglądając i pożądając owej chwili połączenia , którą jak widzę niełatwo jestsobie wysłużyć.* * *Wówczas jednak nie bez celu Bóg wracał mi nieco zdrowia.Potrzebne mi były nowe siły.Matka moja coraz ciężej zapadała.Po długich, okrutnie powtarzających się cierpieniach,zasnęła w dniu 17 marca 1869 roku.Zgasły ostatnie światła mojej przeszłości.Nastał wieczór mego żywota.40VO WAASNYCH SKRZYDAACHBóg jednak nie pozwolił, ażebym została w zupełnych ciemnościach.I tu jest jedna z chwilmego życia, w których najwyrazniej dostrzegam celowe działanie Opatrzności.Oto w czasach, gdy słońce mego szczęścia zaczęło się już chylić do zachodu, wtedy właśnie,od drugiej strony widnokręgu wzeszła cicha gwiazda Przyjazni, tak że choć pózniej nocnastała, nie straciłam drogi, bo błękitny promyk tej gwiazdy zaświecił mi dobroczynnie idotąd świeci jak drogowskaz.W owej chwili osierocenia od moich najbliższych nie dognałam tyle opieki ani tyle serca, ilemogłam ich się spodziewać.Jedna tylko moja przyjaciółka, pani Eugenia Wolff, okazała mibezgraniczne poświęcenie, była mi niezłomną podporą, mądrą radą i niewyczerpaną pociechą,tym cenniejszą, że nie usiłowała mnie pocieszać czczymi słowami, ale umiała razem ze mnąpłakać.Ach, i ona była cierpieniem już wypróbowana! Już sama opłakiwała dwojenajmilszych dziatek.A ileż innych ciosów jeszcze ją czekało! Ileż klęsk serdecznychmiałyśmy jeszcze razem w ciągu lat przeboleć!Nie dziw, że znalazłszy w niej tyle wspólnych uczuć i myśli, zamarzyłam o zamieszkaniupod jednym z nią dachem.Na nieszczęście, w domu przez nią zajmowanym nie byłowówczas żadnego wolnego mieszkania.Oczekując pomyślniejszej pory, musiałamtymczasowo umieścić się gdzie indziej, mianowicie w domu Olchowicza, gdzie moja ciotka,wojewodzina Wodzińska, i moja kuzynka, księżna Lucjanowa Woroniecka, miały swojemiejskie pied--terre.Sąsiedztwo było przyjemne, ale złudne.Te panie spędzały wiosnę, lato i jesień na wsi, atylko parę zimowych miesięcy poświęcały Warszawie.Tym sposobem przez większą częśćroku byłam zupełnie osamotniona, i to w Jerozolimskiej Alei, na ówczas jeszcze tak odludnej,że nieraz wieczór z ganku mego słyszałam rozpaczliwe krzyki przechodniów, napastowanychprzez nocnych rabusiów.Ta samotność mocno mi się dała we znaki.Co więcej, mieszkaniemoje stało się wkrótce za ciasnym, bo z powodu zaszłej wtedy śmierci mego szwagra,musiałam zająć się potomstwem, pozostałym po mojej siostrze, brać do ciebie to jedną, todrugą panienkę, i tak odtąd mi już wypadło nie od starszych być przygarnianą, ale samejmłodszych przygarniać.Dzięki Bogu, niedługo potrwał ów popas na Jerozolimskim pustkowiu.Już w 1871 rokuznalazło się prześliczne i stosowne dla mnie mieszkanie w tym samym domu (naówczasOkęckiego), gdzie mieszkała od lat kilku moja przyjaciółka.Wprowadziłam się tam zradością, a zadowolenie moje zyskało jeszcze trwalsze podstawy, gdy w następnym rokudom ten przeszedł na własność samychże państwa Emanuelostwa Wolffów.Odtąd mogłamsię już nie lękać żadnych zmian ani rugów.Istotnie, oto już przeszło ćwierć wieku przeżyłam w tym uroczym siedlisku, które mawszelkie zalety, bo znajduje się w środku miasta (na rogu ulic Królewskiej iMarszałkowskiej) posiada cały szereg okien, wychodzących na ogród Saski (na który tymsposobem już z trzeciej strony spoglądam), a co najważniejsze, czyni mnie sąsiadką paniEugenii tak bliską, że choć mieszkamy zupełnie osobno, możemy w każdej porze sięwidywać, i czy to z książką, czy z robótką, czy w rozmowie, czy w zadumaniu snuć coraznowe ogniwa tej trzydziestoletniej przyjazni, w którą życie wplotło już tyle cichychuśmiechów i tyle podniosłych smutków.41Pomnąc na odwieczne zdanie, że dom jest wyłącznym królestwem kobiety , i będąc zwrodzonej skłonności zabitą d o m a t o r k ą, postanowiłam urządzić sobie mieszkanie takładnie i tak stosownie do moich upodobań, aby dom stał się dla mnie prawdziwieprzyjemnym.Więc biblioteka dostała ściany i umeblowanie czerwone, szafy do książekciemne a duże, bo już ich liczba niepomiernie wzrosła.Tu stanęło biurko po moim ojcu,sprzęt szacowny i niesłychanie wygodny, przy którym większą część życia przepędzam.Tustoją szafki z pamiątkami po rodzicach, tu z rzezbionej niszy świeci wizerunek Przyjazni.Ztej komnaty usunęłam wszelakie złotości, nie ma też w niej ani obrazów, ani sztychów(których nie cierpię na ścianach), ale same są tylko rzezby, posągi na konsolach, popiersia naszafach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]