Podstrony
- Strona startowa
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian
- Œwietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Joanna Chmielewska Wielkie zaslugi
- Jordan Robert Smok Odrodzony
- May Karol Walka o Meksyk (SCAN dal 787)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To straszne nudziarstwo.Rhoda nie odpowiedziała.Wpatrywała się w panią Oliver z głębokim szacunkiem,jaki żywi młodość dla sławnych osobistości, lekko zabarwionym rozczarowaniem. Podoba ci się ta tapeta? zapytała pani Oliver, machnąwszy niedbale ręką. Ogromnie lubię ptaki.A to ma być tropikalna roślinność.Dzięki temu nawet gdyjest mrozno, wydaje mi się, iż dzień jest gorący.Nie potrafię nic robić, jeżeli tempera-tura nie jest odpowiednio wysoka.Ale Sven Hjerson co dzień rano rozbija lód na wan-nie, aby się wykąpać. Uważam, że to wszystko jest zachwycające powiedziała Rhoda. I straszniemi miło, że pani znalazła dla mnie czas. Co pani powie na tosty i kawę? zaproponowała pani Oliver. Bardzo czarnąkawę i bardzo gorące tosty.Lubię je o każdej porze dnia.Otworzyła drzwi i poleciła służącej przynieść posiłek. Co sprowadziło cię do miasta, zakupy? spytała Rhodę. Tak, zrobiłam trochę zakupów. Panna Meredith także przyjechała? Tak, poszła z majorem Despardem do adwokata. Do adwokata?Brwi pani Oliver uniosły się pytająco. Widzi pani, major Despard przekonał ją, że powinna to zrobić.Był strasznie miły,naprawdę. Ja też byłam miła powiedziała pani Oliver ale niezbyt mi się powiodło,prawda? Wydaje mi się, że twoją przyjaciółkę rozgniewało moje przyjście. Och, nie& ona naprawdę nie& Rhoda kręciła się na krześle strasznie zakłopo-tana. To właśnie jeden z powodów mojej dzisiejszej wizyty.Chciałam pani wszyst-ko wyjaśnić.Pani zle ją odebrała.Anna wydała się niewdzięczna, ale tak wcale nie było,naprawdę.Mam na myśli pani przyjście.Chodzi o coś, co pani powiedziała. Co takiego powiedziałam? Skąd pani mogła wiedzieć? Miała pani po prostu pecha. A co powiedziałam? Przypuszczam, że pani nawet nie pamięta.Chodzi o słowa, których pani użyła:wypadek i trucizna. Mówiłam coś takiego? Wiedziałam, że pani nie będzie pamiętać.Widzi pani, Anna przeżyła kiedyś cośokropnego.Była w domu, w którym kobieta przez pomyłkę zażyła truciznę zdaje się,że farbę do kapeluszy.I umarła.Był to straszny szok dla Anny.Do tej pory nie możeo tym spokojnie myśleć ani mówić.Pani przypomniała jej o tym wydarzeniu i natych-miast cała zesztywniała.Widziałam, że pani to zauważyła.Przy niej nie mogłam nic94powiedzieć.Ale chciałam wyjaśnić, że to nie to, o czym pani myślała.Ona nie jest nie-wdzięczna.Pani Oliver popatrzyła na ożywioną twarz Rhody i powiedziała z namysłem: Rozumiem. Anna jest ogromnie wrażliwa ciągnęła dziewczyna i nie potrafi stawić czo-ła faktom.Jeśli coś ją martwi, woli o tym nie mówić, choć takie postępowanie nie jestdobre przynajmniej ja tak myślę.Kłopoty nie znikną tylko dlatego, że staramy sięo nich zapomnieć.Ja wolałabym wszystko z siebie wyrzucić, nawet gdyby miało to byćbolesne. Ty, moje dziecko, jesteś typem wojownika, a Anna nie.Rhoda zarumieniła się. Anna jest kochana. Nie przeczę.Powiedziałam tylko, że nie ma twojej odwagi.Pani Oliver westchnęła i niespodziewanie zmieniła temat. Wierzysz w wartość prawdy, moje dziecko? Oczywiście, że wierzę odparła Rhoda, patrząc na nią ze zdziwieniem. Tak się tylko mówi& zastanawiałaś się nad tym, %7łe prawda czasem rani i nisz-czy iluzje? Mimo wszystko, wolę prawdę. Ja również.Ale nie wiem, czy dobrze robimy.Rhoda powiedziała poważnie: Proszę nie mówić Annie o tym, co pani opowiedziałam.Nie byłaby zadowolona. Nie puszczę pary z ust.Dawno się to zdarzyło? Jakieś pięć lat temu.To dziwne, zauważyła pani, że niektórym ludziom zdarzająsię wciąż te same rzeczy? Miałam ciotkę, która nie mogła wsiąść na statek, żeby nie zda-rzyła się jakaś katastrofa.A Anna już drugi raz jest świadkiem nagłej śmierci.Z tym, żeta druga jest, oczywiście, znacznie gorsza.Morderstwo to straszna rzecz, prawda? Naturalnie.W tej chwili pojawiła się kawa i gorące tosty z masłem.Rhoda jadła i piła z dziecięcym apetytem.Posiłek ze sławną osobą wydawał jej sięniezwykle podniecający.Kiedy skończyły, dziewczyna zaczęła zbierać się do wyjścia. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam za bardzo rzekła. Czy zechce pani&to znaczy, czy sprawiłoby pani wielki kłopot& gdybym przysłała jedną z pani książekz prośbą o podpisanie?Autorka roześmiała się. Mogę zrobić coś lepszego. Otworzyła szafę na końcu pokoju. Którą chciała-byś dostać? Ja najbardziej lubię Sprawę drugiej złotej rybki.Nie jest taką straszną szmi-95rą jak reszta.Rhoda, trochę zaszokowana krytyczną oceną płodów własnego pióra, z entuzja-zmem przyjęła propozycję.Pani Oliver otwarła książkę, napisała dedykację i wręczy-ła ją dziewczynie. Dziękuję bardzo.Ogromnie się cieszę.Na pewno nie ma mi pani za złe wizyty? Cieszę się, że przyszłaś. Miłe dziecko z ciebie dodała po chwili. Do widzenia.Uważaj na siebie, ko-chanie, Zaraz, dlaczego to powiedziałam? mruknęła do siebie, kiedy za gościem za-mknęły się drzwi.Potrząsnęła głową, zmierzwiła włosy i wróciła do mistrzowskich dedukcji SvenaHjersona z farszu do gęsi.ROZDZIAA XVIIIZaproszenie na herbatęPani Lorrimer ukazała się w drzwiach domu na Harley Street.Przez moment stała na szczycie schodów, potem zeszła powoli na dół.Na jej twarzy gościł dziwny wyraz, coś pomiędzy ponurą determinacją a niezdecy-dowaniem.Zmarszczyła lekko brwi, jakby koncentrując się na pochłaniającym ją pro-blemie.Właśnie wtedy dostrzegła Annę Meredith, stojącą na przeciwległym chodnikui wpatrującą się w wielki blok mieszkalny tuż za rogiem.Pani Lorrimer wahała się chwilę, potem przeszła przez ulicę. Jak się pani ma, panno Meredith?Anna drgnęła. Och, dzień dobry powiedziała odwracając się. Wciąż w Londynie? Nie.Przyjechałam tylko na jeden dzień spotkać się z prawnikiem.Wzrokiem ciągle błądziła po wielkim bloku mieszkalnym. Czy coś się stało? spytała pani Lorrimer.Anna drgnęła, jakby przyłapana na czymś niestosownym. Stało? Ależ nie, co miałoby się stać? Wygląda pani na zmartwioną. Ja się nie& a zresztą tak, ale to nic ważnego, zupełne głupstwo. Uśmiechnęłasię lekko.Zdawało mi się, że zobaczyłam moją przyjaciółkę, dziewczynę, z którą miesz-kam.Wchodziła tutaj i zastanawiałam się, czy poszła odwiedzić panią Oliver. Tu mieszka pani Oliver? Nie wiedziałam. Tak.Przyszła któregoś dnia, dała nam adres i zaprosiła nas, abyśmy ją odwiedzi-97ły.Zastanawiałam się, czy to była Rhoda, czy nie. Chce pani pójść się przekonać? Nie, raczej nie. Zapraszam panią na herbatę zaproponowała pani Lorrimer. W pobliżu jestlokal, który znam. To bardzo miło z pani strony powiedziała z wahaniem Anna.W małej cukierni, mieszczącej się w bocznej uliczce, podano im herbatę i maślanebułeczki.Nie rozmawiały wiele.Wydawało się, że każda cieszy się z milczenia drugiej.Nagle Anna spytała: Czy pani Oliver odwiedziła panią?Pani Lorrimer potrząsnęła głową. Nikt mnie nie odwiedzał z wyjątkiem pana Poirota. Nie miałam na myśli& zaczęła Anna. Naprawdę? A mnie się wydaje, że właśnie o tym pani myślała.Dziewczyna rzuciła jej szybkie, wystraszone spojrzenie.W twarzy starszej kobietydostrzegła coś, co ją uspokoiło. On mnie nie odwiedził powiedziała wolno.Przez chwilę nad ich stolikiem zaległa cisza. A czy był u pani nadinspektor Battle? przerwała milczenie Anna. Och, tak, naturalnie odparta pani Lorrimer
[ Pobierz całość w formacie PDF ]