Podstrony
- Strona startowa
- Psychosis and Spirituality Consolidating the New Paradigm ed by Isabel Clarke 2nd Edn (2010)
- 101 Activities For Teaching Creativity And Problem Solving Arthur VanGundy
- Doyle Arthur Conan Przygody Sherlocka Holmesa (2)
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Kosmiczne miasta w epoce kamien
- Dick Philip K Kosmiczne Marionetki
- 01 Szpital kosmiczny
- Norton Andre Gwiazdzista odyseja
- Nana Zola E
- Bez dogmatu Sienkiewicz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najdziwniejsze zaś było to, że siedząc w Obręczy, dokładnie na orbicie geostacjonarnej, nadal czuł wagę swego ciała.Parę metrów dalej, za oknem, krzątało się wiele robotów i jeszcze kilkoro ludzi w skafandrach na dokładkę, ale tutaj, wewnątrz Goliatha, pole bezwładnościowe utrzymywało niezmienne ciążenie o wartości równej przyspieszeniu Marsa.- Na pewno tego chcesz, Frank? - spytał raczej żartem kapitan Chandler, szykując się do objęcia wachty na mostku.- Jeszcze siedem minut do startu.- Taka ucieczka w ostatniej chwili nie przysporzyłaby mi chyba popularności, nie sądzisz? Nie, jak to mówiliśmy w dawnych czasach: klamka zapadła.Gotów czy nie, w drogę!Sam moment startu Poole chciał przeżyć w samotności, a skromna załoga (ledwie czterech mężczyzn i trzy kobiety), uszanowała jego życzenie.Może domyślili się, co musi czuć ktoś, kto raz jeszcze, po tysiącu lat, wyrusza na spotkanie tej samej tajemnicy.Jowisz - Lucyfer był akurat po przeciwnej stronie Słońca i niemal prosta trajektoria drogi Goliatha miała przebiegać w pobliżu Wenus.Poole bardzo chciał ujrzeć Gwiazdę Zaranną z bliska i na własne oczy.Ciekawe, na ile siostrzana planeta Ziemi upodobniła się do błękitnego globu po wiekach terraformowania.Z wysokości tysiąca kilometrów Gwiezdne Miasto wyglądało niczym gigantyczna metalowa obręcz tkwiąca ponad równikiem.Taśma upstrzona pomostami i rusztowaniami, komorami ciśnieniowymi, hangarami kryjącymi budowane statki, antenami i jeszcze wieloma innymi strukturami niewiadomego przeznaczenia.Malała szybko, gdy Goliath przyspieszał ku Słońcu i dopiero teraz Poole dostrzegł, że budowa nie dobiegła jeszcze końca.W wielu miejscach ziały luki spięte jedynie pajęczymi nitkami dźwigarów.Być może tak olbrzymia przestrzeń nigdy nie zostanie zagospodarowana w całości.Wychodzili z płaszczyzny ziemskiej ekliptyki.Na północnej półkuli był właśnie środek zimy i pierścień Gwiezdnego Miasta trwał nachylony pod kątem ponad dwudziestu stopni do Słońca.Poole widział już dwie kolejne wieże, amerykańską i azjatycką: cienkie nitki blasku wyrastające ponad atmosferyczną mgiełkę.Goliath przyśpieszał, ale tego akurat nijak nie dawało się odczuć.Mknął już o wiele szybciej niż jakakolwiek zdążająca ku Słońcu kometa.Ziemia nabierała kulistego kształtu, Frank mógł objąć spojrzeniem całą wysokość afrykańskiej wieży, swojego domu na teraz i zapewne już na zawsze.Z odległości pięćdziesięciu tysięcy kilometrów Gwiezdne Miasto malowało się już w całej okazałości.Wąska elipsa otaczająca glob, cienka niczym jasny włos na tle gwiazd.Wyraźny znak, ze rodzaj ludzki sięgnął niebios.Potem Poole przypomniał sobie niezrównanie wspanialsze pierścienie Saturna i pomyślał, że astro-inżynierowie będą musieli jeszcze sporo się nauczyć, zanim dorównają kreacjom natury.Albo i Deusa, o ile to właściwe określenie.15 - PRZELOTEM NA WENUSGdy obudził się następnego ranka, znajdowali się już na orbicie Wenus, jednak to nie spowita w chmury planeta była najniezwyklejszym obiektem na niebie.Najbardziej fascynująca wydawała się bezkresna płaszczyzna pomarszczonej srebrzystej folii odbijająca promienie słońca pod wszelkimi możliwymi kątami.Poole przypomniał sobie, że w jego czasach żył pewien artysta, który uwielbiał pakować budynki w płótno i plastik: jakież wyzwanie stanowiłyby dla niego te miliardy ton lodu owinięte w lśniącą kopertę! Ale tylko w ten sposób kometa mogła dotrzeć w pobliże Słońca, nie wyparowując podczas rejsu trwającego dziesiątki lat.- Masz szczęście, Frank - powiedział Chandler.- Sam też jeszcze nie widziałem nigdy takiego spektaklu.Upadek nastąpi za niecałą godzinę.Trochę ją szturchnęliśmy, aby na pewno trafiła gdzie trzeba.Nie chcemy nikomu nabić guza.Poole spojrzał na kapitana zdumiony.- Chcesz powiedzieć, że tam są ludzie?- Tak.Z pięćdziesięciu szalonych naukowców.Siedzą w pobliżu bieguna południowego.Oczywiście zakopali się głęboko, ale i tak nieco nimi potrząśnie, chociaż punkt zero jest po drugiej stronie planety.Może zresztą niezupełnie punkt.Kometa eksploduje jeszcze w atmosferze i potrwa parę dni, nim cokolwiek prócz fali uderzeniowej dotrze do powierzchni.Kosmiczna góra lodowa malała coraz bardziej na tle opony chmur.Widząc ten roziskrzony pakunek, Poole przypomniał sobie niegdysiejsze świąteczne choinki obwieszone całkiem podobnymi, kolorowymi bombkami.Porównanie nie było zresztą takie całkiem bezsensowne, gdyż wiele rodzin na Ziemi nadal obdarowywało się w te dni prezentami, a Goliath dostarczał właśnie innemu światu dar zgoła bezcenny.Na głównym ekranie w centrum holownika zajaśniał radarowy obraz strzępiastej powierzchni Wenus: wulkany jak z psychodelicznego snu, kopulaste wzniesienia, wężowate kaniony.Poole wolał jednak zawierzyć własnym oczom; chociaż chmury szczelnie skrywały piekielne oblicze planety, miał nadzieję ujrzeć cokolwiek, gdy sprowadzona z Neptuna zmarzlina uwolni gromadzoną podczas upadku na Słońce energię.Pierwszy błysk był nawet jaśniejszy, niż Frank oczekiwał.Lodowy pocisk podniósł temperaturę otoczenia do dziesiątków tysięcy stopni! Filtry iluminatorów pochłonęły niebezpieczne dla człowieka długości fal, jednak płomienisty błękit zdradzał, że owa jasna kula stała się gorętsza niźli gwiazda.Potem zaczęła stygnąć gwałtownie, przechodząc przez żółć, pomarańcz, czerwień.Fala uderzeniowa ruszyła we wszystkich kierunkach z szybkością dźwięku.A jaki to musiał być dźwięk! Za kilka minut ruchy chmur winny zdradzić jej przejście wkoło globu.Cienki czarny pierścień, coś jak puchnące kółko z dymu, z pewnością nijak nie oddawał furii szalejącego poniżej cyklonu.Rozszerzał się z wolna, chociaż ruch ten był nader powolny i w skali planety prawie niedostrzegalny.Poole musiał odczekać całą minutę, by zauważyć jakąkolwiek zmianę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]