Podstrony
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Coelho Paulo Demon i panna prym
- Paulo Coelho Jedenascie minut
- Coelho Paulo 11 minut
- Na brzegu rzeki Piedry usiadlam Paulo Coelho
- [3 1]Erikson Steven Wspomnien Cien przeszlosci
- DDBSYS8
- Grisham John Bractwo
- Ukladanie plytek podlogowych z PCV
- Florystka Katarzyna Bonda
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle zaczął mówić coraz szybciej i szybciej.Przestałam rozumieć jego słowa, ale przypominało to trochę egzorcyzmy.Jego dłonie dotykały ramion chorego i ześlizgiwały się aż po czubki palców.Gest ten powtórzył wielokrotnie.W palenisku ogień zabuzował silniej.Kto wie? Może przez przypadek, a może za sprawą kapłana, który wkraczał w nie znane mi obszary i wywierał wpływ na żywioły? Każdy trzask palącego się drewna przyprawiał mnie i naszą gospodynię o dreszcze.Ksiądz nie zwracał na to najmniejszej uwagi, pochłonięty bez reszty swoją czynnością.Narzędzie Matki Boskiej, jak sam przyznał przed chwilą.Trudno było rozpoznać język, którym przemawiał, bowiem wypowiadał słowa z zadziwiającą szybkością.Jego dłonie znieruchomiały nagle i spoczęły na ramionach stojącego przed nim mężczyzny.Cały rytuał zakończył się równie szybko, jak się zaczął.Ksiądz odwrócił się i uczynił tradycyjny gest błogosławieństwa, rysując prawą ręką w powietrzu wielki znak krzyża.- Niech Bóg ma ten dom w swojej opiece -rzekł.W końcu odwrócił się w moją stronę, prosząc, byśmy ruszyli w dalszą drogę.- A co z kawą? - spytała kobieta widząc, że zbieramy się już do wyjścia.- Jeśli wypiję teraz kawę, nie będę mógł zasnąć - odpowiedział.Roześmiała się i rzekła coś w rodzaju: “Przecież dzień się dopiero zaczął!”, jednak dokładnie nie dosłyszałam, gdyż wyszliśmy już na drogę.- Ona mówiła o jakimś młodym człowieku, który uzdrowił jej męża.To był on, prawda?- Tak, to on.Owładnęła mną dziwna słabość.W pamięci odżył cały wczorajszy dzień, Bilbao, wykład w Madrycie i tamci ludzie mówiący o cudach, tajemnicza obecność, którą czułam, modląc się wspólnie z innymi.Kochałam człowieka, który potrafił uzdrawiać ludzi.Człowieka, który był w stanie wspomóc bliźniego, ulżyć jego cierpieniu, przywrócić zdrowie chorym i nadzieję ich najbliższym.Miał powołanie, które kłóciło się z białymi firankami w oknach.- Nie obarczaj się poczuciem winy, córko.- Czyżbyś czytał w moich myślach, ojcze?- Tak, bowiem i ja posiadam pewien dar i staram się go z pożytkiem wykorzystać.Najświętsza Panna nauczyła mnie wgłębiać się w zamęt ludzkich uczuć, abym mógł kierować nimi w możliwie najlepszy sposób.- A zatem podobnie jak on potrafisz czynić cuda.- Nie potrafię uzdrawiać, ale posiadam jeden z darów Ducha Świętego.- Możesz więc bez trudu czytać w moim sercu.A skoro tak, to wiesz dobrze o tym, że go kocham i ta miłość z każdym dniem rośnie we mnie coraz bardziej.Razem odkrywaliśmy świat i nadal razem w nim trwamy.Czegokolwiek by nie powiedzieć, on zawsze wypełniał moje życie.Cóż więcej mogłam opowiedzieć temu synowi Kościoła, który szedł teraz u mego boku? Nie zrozumiałby przecież nigdy, że kochałam innych mężczyzn i gdybym poślubiła któregoś nich, byłabym dziś zapewne szczęśliwa.Już jako dziecko odkryłam i utraciłam miłość na placu Sorii.I na cóż się to zdało? Wystarczyły trzy dni, aby wszystko powróciło na nowo.- Ja też mam prawo do szczęścia, ojcze.Odnalazłam to, co kiedyś utraciłam i za żadne skarby nie chcę tego znowu utracić.Będę walczyć o swoje szczęście.Bo gdybym zaniechała tej walki, wyrzekłabym się życia duchowego.Jak sam mówiłeś - odrzuciłabym Boga i moją kobiecą moc.Muszę więc stoczyć bój, by go zatrzymać przy sobie.Domyślałam się, w jakim celu przyszedł do mnie ten poczciwy, zażywny jegomość.Chciał mnie nakłonić, abym go porzuciła, bowiem ma on do spełnienia o wiele ważniejszą misję na ziemi.Trudno mi było uwierzyć, żeby ów duchowny pragnął nas ujrzeć na ślubnym kobiercu, a potem jako rodzinę wiodącą spokojny żywot w domku podobnym do tego w Saint-Savin.Mówił to wszystko je-dynie po to, aby mnie zmylić, uśpić moją czujność, a w końcu z uśmiechem na ustach przekonać mnie, że powinnam uczynić coś całkiem przeciwnego.I choć czytał w moich myślach, nie odezwał się ani słowem.Zresztą może mnie tylko zwodził? Może wcale nie potrafił odgadnąć ludzkich myśli? Mgła unosiła się szybko.Widziałam już wyraźnie drogę, górskie zbocze, pola i korony drzew pokryte śniegiem.A i moje uczucia stawały się coraz bardziej przejrzyste.Do diabła! Jeśli to prawda, że ten klecha rzeczywiście odgaduje ludzkie myśli, niechaj czyta w moich do woli! Niech dowie się wszystkiego! Niech wie, że wczoraj on pragnął się ze mną kochać, ale ja mu nie uległam, a teraz tego gorzko żałuję.Jeszcze wczoraj myślałam sobie, że jeśli miałby odejść, to zawsze będę mogła wspominać starego przyjaciela z dziecięcych lat.Ale to było głupie.Bo nawet jeśli jego członek nie wszedł we mnie, coś innego wtargnęło do mojego wnętrza jeszcze głębiej i ugodziło mnie prosto w serce.- Kocham go, ojcze - powtórzyłam.- Ja również.A miłość każe robić głupstwa.W moim przypadku zmusza mnie, abym próbował oddalić go od przeznaczenia, jakie jest mu pisane.- Trudno ci się będzie mnie pozbyć, ojcze.Podczas wczorajszej modlitwy przy grocie odkryłam, że też mogę obudzić w sobie moce, o których mówiłeś, l obiecuję, że posłużę się nimi, by zatrzymać go przy sobie.- Niechaj się tak stanie - podsumował z lekkim uśmiechem.- Oby ci się udało.Przystanął i wyciągnął z kieszeni różaniec.Obracał go w palcach, patrząc mi prosto w oczy.- Chrystus mówił, że nie trzeba się zaprzysięgać, więc i ja tego nie uczynię.Ale powiem ci, stojąc tu, w obecności tego, co dla mnie najświętsze, że nie życzę mu wcale, by wiódł zwykłe życie duchownego.Nie chcę, by został księdzem.Może przecież służyć Bogu inaczej.U twojego boku.Z trudem przyszło mi uwierzyć, że mówił prawdę, ale tak z pewnością było.- On jest tutaj - powiedział ksiądz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]