Podstrony
- Strona startowa
- Brust Steven Vald Taltos 04 Taltos
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- Saylor Steven Roma sub rosa t Rzymska krew
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Brust Steven Vald Taltos 05 Feniks
- Brust Steven Vald Taltos 03 Teckla
- Brust Steven Jhereg (SCAN dal 866)
- Szklarski Alfred Sobowtor profesora Rawy (SCAN d
- Kres Feliks W Krol Bezmiarow
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko żywi mogą ukształtować jej znaczenie.Co ukształtujesz ze śmierci Harlla, Zrzęda? Wysłuchaj mojej rady, bo pusta jaskinia nikomu nie da pocieszenia.– Nie pragnę pocieszenia.– A powinieneś.Zapewniam cię, że żaden inny cel nie jest wart zachodu.Harllo był również moim przyjacielem.Sądząc z tego, co mówili ci najemnicy, którzy nas znaleźli, padłeś na ziemię, a on zrobił to, co powinien uczynić przyjaciel.Uratował cię.Stanął nad tobą, przyjął ciosy na siebie i zginął.Osiągnął jednak swój cel.Ocalił twoją skórę.Czy to ma być jego nagroda, Zrzęda? Chciałbyś spojrzeć jego duchowi w oczy i powiedzieć mu, że nie było warto?– Nie powinien był tego robić.– Nie o to chodzi.W izbie zapadła cisza.Zrzęda podrapał się po nieogolonej twarzy, po czym powoli podniósł wzrok i spojrzał na Buke’a.Po ogorzałych policzkach starszego strażnika spływały łzy.Zaskoczony Buke odwrócił wzrok.– Stonny jest gotowa cię zabić – mruknął, podchodząc do jedynego okna w izbie.Gdy otworzył okiennicę, pomieszczenie zalało światło.– Straciła jednego przyjaciela i właśnie traci drugiego.– Straciła dwóch, Buke.Ten barghascki chłopak.– Ehe, to prawda.Odkąd tu przybyliśmy, rzadko widujemy Hetan i Cafala.Oboje zaprzyjaźnili się z Szarymi Mieczami.Podejrzewam, że coś tam się święci.Może Stonny wie więcej na ten temat.Ona również mieszka w koszarach.– A ty?– Nadal pracuję dla Bauchelaina i Korbala Broacha.– Ty przeklęty przez Kaptura durniu.Buke otarł twarz, odwrócił się od okna i uśmiechnął nerwowo.– Witaj w domu.– Idź do Otchłani, ty skurczybyku.Zeszli po wytartych stopniach na ulicę.Zrzęda opierał się ciężko na chudym towarzyszu.Głowę rozsadzał mu ból, a pusty żołądek ściskały fale mdłości.Po poprzednich wypadach do miasta zostały mu jedynie urywki skażonych szokiem, a potem kolejnymi pintami ale, wspomnień.– Co to za dzielnica? – zapytał.– Świątynna – wyjaśnił Buke.– Za Starą Dzielnicą Daru.Jedna przecznica na północ i znajdziesz się pośród bogactwa i świątynnych ogrodów.Znalazłeś jedyny plugawy zaułek i jedyną obskurną kwaterę w całej dzielnicy, Zrzęda.– Chyba już tu kiedyś byłem – mruknął, spoglądając na pobliskie budynki.– Wtedy miałem jakiś inny powód.Nie pamiętam jaki.– Powody łatwo jest znaleźć.Dobrze to pamiętam.– Faktycznie łatwo i na pewno pamiętasz.– Przyjrzał się swemu ubraniu, które było w rozpaczliwym stanie.– Potrzebna mi kąpiel.Gdzie moja broń?– Stonny się nią zajęła.Ma też większość twoich pieniędzy.Spłaciła wszystkie twoje długi, więc możesz odwrócić się plecami do tego wszystkiego.– I odejść.– I odejść.Pójdę z tobą, przynajmniej do koszar.– Na wypadek, gdybym zabłądził – stwierdził z przekąsem Zrzęda.Buke skinął głową.– No cóż, mam jeszcze kilka dzwonów, nim zacznie mną trząść.– Ehe.Boży Jeździec może ci na to pomóc, jeśli go grzecznie poprosisz.Skręcili na południe, mijając podniszczone budynki mieszkalne, i wyszli na szerokie aleje, oddzielające od siebie okrągłe, otoczone wysokimi murami obozy.Na ulicach przebywało niewielu obywateli, którzy poruszali się ukradkiem, jakby ślizgali się po cienkiej tafli paniki.Oblężone miasto czekało na przelanie pierwszej krwi.Zrzęda splunął do rynsztoka.– Co kombinują twoi pracodawcy, Buke?– Wprowadzili się do niedawno opuszczonej posiadłości.Gdy kapitan usłyszał napięcie w głosie przyjaciela, włoski na karku stanęły mu dęba.– Mów dalej.– Dlatego właśnie.przyszedłem do ciebie.Między innymi.Dziś w nocy Straż Gidrathów znalazła pierwsze ciało, w odległości niespełna stu kroków od naszej posiadłości.Wypruto z niego wnętrzności.Wielu narządów brakowało.– Zawiadom księcia, Buke Nie wahaj się.Rak w sercu oblężonego miasta.– Nie mogę – Zatrzymał się i złapał Zrzędę za ramię.– Nie wolno nam tego zrobić.Nie widziałeś, czego potrafią dokonać, kiedy ich przyprzeć do muru.– Trzeba ich stąd przegnać, Buke.Niech Panniończycy cieszą się ich towarzystwem.Tylko najpierw się od nich uwolnij.Może ten stary lokaj Reese też powinien to zrobić.– Nie możemy.– Możecie.Buke wzmocnił boleśnie uścisk.– Nie – wysyczał – nie możemy!Kapitan skrzywił się wściekle i spojrzał przed siebie, usiłując się zastanowić.– Zaczną rozwalać mury, Zrzęda.Zewnętrzne mury.Zabiją setki żołnierzy.Przywołają demony, wskrzeszą trupy i rzucą je przeciwko nam.Otworzą Capustan przed Panniończykami.Jest w tym jednak coś więcej.Rozważ inną możliwość.Co będzie, jeśli to Panniończycy ich rozdrażnią.– Użyją swych mocy przeciw nim.– Zrzęda skinął głową, wzdychając.– Tak jest.Ale tymczasem liczba ofiar będzie rosła.Rozejrzyj się wokół, Buke.Ci ludzie są bliscy paniki.Jak myślisz, czego będzie potrzeba, by stracili panowanie nad sobą? Ilu ofiar? Obozy to społeczności ściśle powiązane więzami krwi i małżeństwa.To jak chodzić po linie.– Sam sobie z tym nie poradzę – oznajmił Buke.– Z czym?– Ze śledzeniem Korbala Broacha.Kiedy wychodzi nocą.Jeśli zdołam przeszkodzić mu w łowach.ale pozostanę niezauważony.– Straciłeś rozum! – wysyczał Zrzęda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]