Podstrony
- Strona startowa
- Maciarewicz Antoni Raport o działaniach służb specjalnych MON
- Historyczne Bitwy Kursk 1943 Antoni Karoiński
- Homa Jan Antoni Ostatni koncert
- Antoni Macierewicz Raport o dzialaniach WSI
- George Sand Grzech pana Antoniego
- Czechow Antoni Drobiazgi zycia
- czechow antoni historie zakulisowe (2)
- Lem Stanislaw Dzienniki gwiazdowe t.1 (SCAN d
- Ziemianski Andrzej Achaja Tom 2 (2)
- Grzesiuk Stanislaw Boso, ale w ostrogach (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuchniabreni.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wstawaj.Z trudem się podniosłem.Kilku silniejszych mężczyznznów zaczęło podkradać się bliżej, przyglądając mi się zentuzjazmem.Czułem ich wzrok na moich butach, ubraniu,złotym krzyżyku na szyi. Och, podobasz im się prychnął Cross.Zobaczyłsztylet, który miałem schowany pod żakietem i wyciągnął go,zważywszy go na dłoni z aprobatą. Kto ci to dał? Jakes? Chrząknął, kiedy zobaczył, że zgadł.Przysunął mi ostrze doszyi. Sam już nie jesteś taki odważny, co? Mocniejnacisnął ostrze i strużka krwi spłynęła mi po skórze.Gdybym był litościwy, poderżnąłbym ci gardło na miejscu. Panie Cross& Wbrew woli zacząłem się trząść. O, to teraz panie , co& ? Cross uśmiechnął się.Igrałze mną, przeciągnął mi sztylet po szyi.Koniuszek zahaczył okrzyżyk.Zawahał się, opuścił sztylet, włożył go za pas.Zamknąć go.Wills i Chapman złapali mnie za ramiona i zaczęli ciągnąćpo dziedzińcu.Przez chwilę widziałem kapitana Andersonastojącego w drzwiach swojego oddziału.Nasze oczyspotkały się; cofnął się w głąb, kiwając głową.Karcer był toporną drewnianą szopą wciśniętą wnajdalszy kąt dziedzińca.Kiedy podeszliśmy bliżej, gorący,gnilny smród strony dla pospólstwa schwycił nas za gardła,zaczęliśmy się krztusić.Deszcz zamienił łajno i mocz w śliską,musztardową breję i spłukał ją na dziedziniec, gdzie zmieszałasię ze śmieciami i z błotem.Nad tym wszystkim niskobrzęczały tłuste muchy.Stary człowiek leżał oparty plecami o drzwi szopy,obojętny na smród.Wyglądało na to, że miał gorączkę,drapał się po sinej wysypce na piersi. Gorączka więzienna mruknął Wills.Cross cofnął się. Usuńcie go z drogi.Wills nachmurzył się. Nie dotknę go.Niech on to zrobi.Cofnąłem się, ale popchnęli mnie naprzód sztyletami.Comogłem zrobić? Nie dałbym im rady, nie byłem w stanieuciec.Miałem taki wybór, jakbym jechał wózkiem naszubienicę.Uklęknąłem i odciągnąłem starca na bok skutymirękami.Kiedy usadowiłem go pod murem, schwycił mnie zanadgarstek.Miał gorącą skórę. Nie żyję? wyszeptał głosem zniekształconym przezdelirium. Nie żyję, sir?Wyrwałem się i cofnąłem.Usłyszałem pluśnięcie, a potemgłośny, gniewny pisk.Szczury.Wąska szczelina międzyszopą a murem roiła się od nich; pluskały się w kałużyzastałej wody, walczyły, wspinały się sobie na grzbiety. O Boże krzyknąłem.Tamci roześmieli się i wepchnęlimnie do szopy.Rozejrzałem się, lekko drżąc.Panował tu straszny odór.Gnijące mięso.Zmierć.Tu też były szczury słyszałem, jakmiotają się w ciemności.To tutaj umarł Jack Carter.Terazgdzieś tutaj leżały jego zwłoki.Opadłem na kolana.Cross zapalił pochodnię i wszedł do środka, trzymająckawałek materiału przy ustach.Zobaczyłem trupy, owinięte wstare prześcieradła, ułożone w stos w przeciwległym rogu jakdrewno na rozpałkę.Szczury roiły się na nich, piszczały igryzły, rozszarpywały materiał.Rozszarpywały i cięły.O Boże, proszę, nie. Przykuj go, Chapman warknął Cross, kopiąc szczurybuciorem. Mocno go przyśrubuj.Chapman zerwał mi perukę i siłą wepchnął żelazną czapkęna głowę.Jej waga ponad dwanaście funtów sama wsobie sprawiała ból.Ale potem przykręcił śruby i metal wbiłmi się w czaszkę, ściskając ją tak mocno, aż pomyślałem, żepęknie.Błagałem, żeby przestali, ale oni tylko się roześmiali ipopchnęli mnie w dół, aż plecami uderzyłem mocno o zimnywilgotny mur. Nie wolno wam tego robić krzyczałem. Nie możeciemnie tu zostawić! Cross! Na litość boską, zmiłuj się!Tył czapki przymocowali do muru, mocno ją przykręcili,żeby się nie ruszała.Nie byłem w stanie poruszyć głową.Potem założyli mi kołnierz na szyję i zacisnęli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]