Podstrony
- Strona startowa
- Krawedz miecza [Na Krawedzi 4] Andrews Ilona
- Watt Evans Lawrence Niedoczarowany miecz (SCAN dal
- Wolfe Gene Miecz Liktora (SCAN dal 1075)
- Orson Scott Card Siodmy syn (2)
- Orson Scott Card Siodmy syn
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Duncan Dave Dar Madrosci
- Terry Pratchett 04 Mort (2)
- Ruda Aleksandra OdnaleÂźć swą drogę 02 Wybór tłum. nieoficjalne
- Jedwabne Geszefty
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz się mnie boją.- Zaśmiał siębez cienia radości.- Tak, będą posłuszni.Po dłuższej chwili mruknął:- Ale Jja.- Może bardzo się mylę, panie.Nnanji jest honorowym młodzieńcem.Podziwia cię iwielbi prawie tak jak Boginię.Trudno uwierzyć, że mógłby cię skrzywdzić.- Ufa mi! - dorzucił olbrzym.- Więc go nie zawiedz! Służ Bogini, a Ona się przekona, że między wami jest dobrze.Shonsu zazgrzytał zębami.- Nie umiem!- Czego nie umiesz?- Pokonać czarnoksiężników.- Ale mówiłeś.Shonsu spuścił wzrok, patrzył na zaciśnięte pięści i nabrzmiałe żyły naprzedramionach.- Tak.Mówiłem prawdę.Mogę zaatakować miasta, zburzyć wieże, przepędzić wrogówi oddać władzę szermierzom.Wierzę w to, i Nnanji również.Zjazd chyba też wkrótceuwierzy.Podobnie czarnoksiężnicy.- Nie rozumiem.- Oni sami odejdą, świątobliwy! - Mężczyzna ściszył głos do szeptu, choć w pobliżunie było nikogo.- Jeśli zdobędziemy pierwszą wieżę, opuszczą miasta i ukryją się w górach.- Wtedy zwyciężysz! - stwierdził Honakura, zdziwiony rozpaczą szermierza.Shonsu potrząsnął głową.- Nie! Nie dam rady zdobyć Vul.Nie zimą.Nawet nie wiemy, gdzie leży to miasto.Pierwszy Shonsu może był w stanie tego dokonać, atakując z zaskoczenia.Lecz terazczarnoksiężnicy mieli pół roku na przygotowania.Jedna wieża, owszem, Szansa jakpięćdziesiąt do jednego.Ufortyfikowane miasto - nie! Wielodniowa podróż lądem?Przetransportowanie katapult w góry? Niemożliwe!- A wiosną? - podsunął zatrwożony Honakura.- Nie! Nie możemy czekać do wiosny.Nie mamy pieniędzy.Zjazd musi się rozwiązać!Czarnoksiężnicy wrócą.Za pięć albo dziesięć lat.- Mężczyzna mówił tak cicho, że kapłanledwo go słyszał.- Nie pokonam ich! Nikt tego nie wie, świątobliwy!Honakura usiłował pogodzić się z myślą o przegranej.Wszystko powoli traciło sens.- Więc co robisz?Shonsu jęknął.- Zwodzę!- Zwodzisz?- Oszukuję obie strony.- Ale dlaczego?Chwila ciszy i szept:- %7łeby wymusić traktat pokojowy!Honakura głośno wciągnął powietrze.- Tak! Oczywiście! Oto znaczenie twoich znaków rodzicielskich, panie! Szermierz iczarnoksiężnik.Może właśnie taki jest Jej cel! Dlatego wybrała ciebie! %7ładen szermierz niewpadłby na takie rozwiązanie! %7ładen nie wziąłby go nawet pod uwagę! Potrafisz to zrobić?- Co? Przekonać szermierzy? Tak! Przecież muszą mnie słuchać, prawda?Czarnoksiężników.? Nie wiem! Ale bogowie pozwolili mi schwytać jednego z Siódmych.Rotanxi jest prawdopodobnie jednym z przywódców, może najważniejszym ze wszystkich.To on sprowokował zwołanie zjazdu.Muszę nad nim popracować.i jednocześnieprzygotowywać szermierzy do wojny.Kapłan westchnął.- To święta sprawa, panie! Myślę, że masz rację!Zakończyć odwieczny spór między szermierzami a czarnoksiężnikami? Tak, to miałosens.Nagle Honakura ujrzał dziwny wyraz twarzy Shonsu i zamilkł.Czyżby coś przeoczył?- Mam rację? Powiedziałem Jji, że jeśli spróbuję zrobić coś złego, Bogini mniepowstrzyma.Sądzę, że historia Ikondoriny jest ostrzeżeniem, świątobliwy! Najwyższa chcezabójcy.Powstrzyma mnie.- Jak to, panie?- Czarnoksiężników zdołam przekonać.Oni posłuchają głosu rozsądku.Natomiastszermierze nie odróżniają rozsądku od tchórzostwa.Z nimi nie można dyskutować.- Ale sam powiedziałeś, że masz nad nimi władzę!Shonsu obnażył zęby.- Nad wszystkimi, oprócz jednego.On już nie jest moim wasalem ani nawetprotegowanym.Jesteśmy równi sobie.Obaj suzereni, obaj Siódmi.Wierzysz, że Nnanjizgodzi się na traktat?Milczenie.- Tak?- Nie - szepnął kapłan.- Ja też nie! Stwierdziłeś kiedyś, że on ma głowę jak orzech kokosowy.Będzie musiałwybierać, prawda? Jestem jego bratem, bo złożyliśmy sobie czwartą przysięgę, ale to tylkosutra.Nnanji powie, że czarnoksiężnicy są zabójcami szermierzy, a traktat to zdrada,tchórzostwo i wstyd.Dobrze go nauczyliśmy, starcze! Ty i ja wbiliśmy mu do głowy, że wolaBogini ma pierwszeństwo przed sutrami! Czy historia o Ikondorinie daje odpowiedz: Zabił goi przejął królestwo! Wszystko doskonale do niego pasuje! Już słyszę, jak mówi: Jestem więcejwart!Shonsu zerwał się z klęczek.- Może rzeczywiście jest! I może Bogini też tak uważa.Niewątpliwie szybko goawansowała!Długimi krokami ruszył do wyjścia.Honakura został na miejscu.Patrzył na Najwyższąprzez tęczę łez.Księga piąta:Jak szermierz zwrócił miecz1Był już pózny ranek, kiedy Wallie wspiął się po drabince sznurowej na pokład Szafira.Mały niebieski żaglowiec wydawał się rajem po szaleństwie panującym w zamku.Niestety,nawet tutaj Wallie miał do wykonania pracę, której nikomu nie mógł powierzyć.Potrzebowałczegoś więcej, niż migotliwych falek i białych ptaków krążących po niebie, żeby zmienił sięjego ponury nastrój.Na powitanie przybiegła Jja.Wallie ujął jej dłonie i zaraz cofnął się przerażony nawidok spuchniętej i bladej twarzy.- Co się stało?Kobieta spuściła wzrok.- To był wypadek.- Kto go spowodował?! - ryknął mężczyzna.Wściekłość ścisnęła mu gardło.Jeśli toteż sprawka szermierzy, poleje się krew.- Ty - odparła cicho.Wallie osłupiał.Nagle zauważył, że na pokładzie jest więcej osób.Rzeczni Ludzieudawali, że są bardzo zajęci, ale wszyscy -od berbeci po starą Linę - obserwowali i słuchali.- Kiedy wydałeś wyrok na dwóch szermierzy, panie, próbowałam wstawić się za nimi.yle zrobiłam.Uderzył ją? Wrócił pamięcią do tamtej chwili, kiedy czerwona mgła zasnuła mu oczy.Tak, to możliwe.- Ukochana! - jęknął.- Och, Jjo!Wziął ją w ramiona i pocałował.Raptem cofnął się zmieszany.Poprzedniej nocy wypił tyle zdradliwego miejscowegowina, że na pewno nie był dzisiaj atrakcyjnym kochankiem, ale chłód niewolnicy musiał miećgłębsze przyczyny.W dodatku nazwała go panem.- Straciłem głowę, Jjo.Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co robię.Po dłuższej chwili kobieta bąknęła:- Wiem, panie.- Nie możesz mi wybaczyć?Dopiero teraz podniosła wzrok i spojrzała na niego z powątpiewaniem.- Wynagrodzisz mi tamto?- Jak? Powiedz, jak!- Chodz do kabiny, to ci pokażę.Uściskał ją jeszcze raz.- Nie mogę, ukochana! Bardzo mało spałem zeszłej nocy, a jeszcze mam parę rzeczydo zrobienia.Prawdą mówiąc, nie spał wogóle.Odprowadził Doę do domu tuż przed świtem.Siódma zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.Wrócił do zamku i trafił w sam środekszaleństwa.Adiutant Linumino z pewnością nie widział łóżka tej nocy - zajętyorganizowaniem koszar, kwater dla żonatych, zapasów jedzenia i przydzielaniem zadań.Krzyki i tupot nóg nie zamierały ani na chwilę, podobnie jak nie kończące się konflikty, zktórymi biegano do samego suzerena.Siódmi mieli dobre intencje i entuzjazm, ale Wallieobarczył ich zbyt wieloma obowiązkami.Parę rozkosznych chwil z Jja stanowiło wielkąpokusę, ale musiał się jej oprzeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]