Podstrony
- Strona startowa
- Hegel (Routledge Philosophers) Frederick Beiser
- Pohl Frederik Kroniki Heechow
- Harrison Harry Wojna z robotami (SCAN dal 1139
- Harris Charlaine Lily Bard 01 Czysta jak Å‚za
- Forsyth Frederick Negocjator (SCAN dal 809)
- Smith Wilbur Katanga
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz t.1
- Chłopi
- Shakespeare, William l's Well That Ends Well
- Daw
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motyleczeq.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hanley wszedł w tłum gapiów i spojrzał na miejsce przyciągającewszystkie spojrzenia.Dwumetrowy kikut komina sterczał pośródrumowiska cegieł.U jego podstawy widać było kominek.Tuż przynim stał jeszcze metrowy kawałek zewnętrznego muru.U jego podstawypo wewnętrznej stronie domu leżała sterta cegieł, z których wystawałaskurczona i zasuszona, ale wciąż rozpoznawalna ludzka noga.Strzępczegoś, co wyglądało na pończochę, trzymał się kości goleniowej tużpod kolanem.- Kto to znalazł? - zapytał Hanley.Brygadzista wysunął się naprzód.- Tommy rozbijał kilofem komin.Odsunął kilka cegieł, żebyzrobić sobie miejsce, zobaczył tę nogę i zawołał mnie.- Była pod deskami podłogi?- Nie.Wszystkie te budynki postawiono na bagnistym terenie,toteż miały cementowe podłogi.- No więc gdzie to leżało?Brygadzista pochylił się i wskazał na gruzy kominka.- Na oko wyglądało, że kominek jest w jednej płaszczyźnie ześcianą.W rzeczywistości było inaczej.Kiedyś wystawał na pokój.Ktoś124postawił ścianę z cegieł łączącą przód kominka z boczną ścianąpokoju.W ten sposób powstało coś w rodzaju skrytki głębokiej natrzydzieści centymetrów.Dla zachowania symetrii zbudowano takąsamą ścianę po drugiej stronie kominka.Ale za nią nic nie było.Zwłoki znajdowały się za pierwszą ścianą.Dla ostatecznego zatarciaśladów wyłożono cały pokój nową tapetą.Niech pan zobaczy: takasama tapeta nad kominkiem i na fałszywym murze.Hanley podążył wzrokiem za palcem brygadzisty.Strzępy tej samejspleśniałej tapety widoczne były nad kominkiem i na otaczających gocegłach, a także na tej części muru, za którą leżały zwłoki.Była tostaromodna tapeta, zadrukowana girlandami róż.Na odsłoniętej,oryginalnej ścianie domu, obok kominka, widniały ślady jeszcze starszejpasiastej tapety.Inspektor wyprostował się.- No dobra - powiedział - koniec roboty na dzisiaj.Niech panzwoła swoich ludzi i zwolni ich do domu.Teraz my przejmujemy teren.Ludzie w kaskach zaczęli się zbierać do odejścia.Hanley zwróciłsię do dwóch policjantów.- Pilnujcie barier.Ten obszar musi pozostać odgrodzony.Przyślętu więcej ludzi i nowe bariery.Nie chcę, żeby ktokolwiek mógł się tudostać.Zaraz sprowadzę specjalistów od kryminalistyki.Nie dotykajcieniczego bez ich zgody.Policjanci zasalutowali.Hanley znowu wsiadł do samochodui połączył się telefonicznie z główną kwaterą policji.Potem zadzwoniłdo sekcji technicznej Biura Śledczego, mieszczącej się w ponurychbarakach za stacją kolejową Heuston.Miał szczęście.Odpowiedziałmu starszy detektyw O'Keefe, którego znał od wielu lat.Zrelacjonowałmu, co zostało znalezione i czego mu było trzeba.- Wyślę tam zaraz moich ludzi - zaskrzeczał w słuchawce głosO'Keefego.- Czy chcesz również ekspertów z wydziału morderstw?Hanley skrzywił się.- Nie, dziękuję.Myślę, że damy sobie radę na szczeblu naszegowydziału.- A więc podejrzewasz kogoś?- O, tak.Jest taki jeden - odpowiedział Hanley.Pojechał znowu do kawiarni, mijając po drodze Barneya Kellehera,który bezskutecznie usiłował przedrzeć się z powrotem przez tłumnapierający na barierę.Tym razem policjant nie był mu tak przychylnyjak poprzednio.W kawiarni kierowca Hanleya wciąż siedział przy kontuarze,a starzec przy stoliku pod ścianą.Skończył jeść i już tylko popijałherbatę.Spojrzał na rosłą postać Hanleya.Ten zbliżył się do niego.125- Znaleźliśmy ją.- Hanley pochylił się nad starym i mówiłtak cicho, że nikt inny nie mógł go usłyszeć.- Lepiej pójdziemy,co, panie Larkin? Do komisariatu.Mamy sobie coś do opowiedzenia,nieprawdaż?Stary człowiek patrzył na niego w milczeniu.Inspektor naglezdał sobie sprawę, że tamten jeszcze ani razu nie przemówił.Teraz jego oczy jak gdyby się ożywiły.Co to było? Strach?Ulga? Przypuszczalnie strach.Najprawdopodobniej bał się od wielulat.Nie bronił się.Wstał i poszedł do policyjnego samochodu pod-trzymywany silną ręką Hanleya.Kierowca siadł za kierownicą.Deszczustał, chłodny wiatr pędził papierki po cukierkach nie zadrzewionąulicą, jakby to były jesienne liście.Samochód ruszył.Stary człowieksiedział zgarbiony, milczący, wpatrzony przed siebie.- Do komisariatu - rozkazał inspektor.Nie ma na świecie kraju, w którym śledztwo w sprawie mor-derstwa byłoby ciągiem genialnych pomysłów, jak to zazwyczajprzedstawia telewizja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]