Podstrony
- Strona startowa
- Hornby Nick Byl sobie chlopiec (SCAN dal 72
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec
- Reymont Chlopi IV
- Chłopi tom 1 W.S.Reymont
- Reymont Chlopi III (2)
- Reymont Chlopi IV (2)
- Reymont Chlopi I
- Bourdais Gildas UFO, 50 tajemniczych lat
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A wkrótce po paru dniach, że czas był wybrany i pogody cięgiemdopisywały, towzięli pożęte zboża wiązać w grubachne snopy, ustawiać je na zagonachmendlami,a z wolna przewozić do Lipiec.%7łe już bez przerwy toczyły się ciężkie, nastroszone wozy; toczyły się zewszystkich pól, wszystkimi drożynami i do wszystkich na ścieżajpowywieranych stodół, jakoby sypkim złotem nabrane fale rozlały się po drogach,podworcach iklepiskach, trzęsły się nawet nad staw, nawet u drzew nad drogami wisiałyzłote,słomiane brody, a wszystek świat rozpachniał się przywiędłą słomą, trawamiamłodym ziarnem.Już gdzieniegdzie po stodołach biły cepy, spiesznie młócące na chleb.A naprzestronnych, pustoszejących polach, na złotawych rżyskach, stada gęsibobrowały chciwie za kłosami, pasły się całe zgony owiec i krów, kaj niekajdymiły pierwsze ognie, a już po całych dniach rozgłaszały się dzieuszyneprzyśpiewki, wrzaski radosne, nawoływania, turkoty wozów i jaśniałyopalone,szczęsne twarze ludzi.I nie położyli jeszcze żyta, to już po górkach owsy skamlały się o kosy, ajęczmiona dojrzewały prawie na oczach, a pszenice coraz złociściejrdzawiały, żenie było czasu odzipnąć ni nawet podjeść jako tako, ale mimo tej ciężkiejpracyi takiego utrudzenia, iż niejeden zasypiał nad miską wieczorami, kiejpościągaliz pól, Lipce jaże się trzęsły od wrzawy radosnej, śmiechów, rozpowiadań,śpiewańa muzyki.Skończył się bowiem przednówek, stodoły były pełne, zboże sypałoniezgorzej ikażden, choćby najbiedniejszy, hardo podnosił głowę, z dufnością patrzał wjutroi roił se jakoweś z dawien dawna upragnione szczęśliwości.Któregoś z takich żniwnych, złotych dni, kiej już zwozili jęczmiona,przechodziłprzez wieś ślepy dziad, wodzony przez pieska, lecz mimo spieki nikaj niewstąpił, spieszył się bowiem na Podlesie.Ciężko mu było dzwigać spaśnybrzuch ipokręcone kulasy, to wlókł się z wolna i cięgiem pociągał nosem, uszamiczujniestrzygł i przystając przy żniwiarzach Boga chwalił, tabaką częstował, a kiejmujaki grosz kapnął niespodzianie, pacierze mamrotał, ale i przemyślnie, odniechcenia zagadywał o Jagusię i lipeckie sprawy.Niewiela się jednak wywiedział, bo go czym niebądz i niechętliwie zbywali.Dopiero na Podlesiu, kiej przysiadł pod figurą odzipnąć nieco, napotkał goMateusz, rychtujący niedaleczko drzewo na kowalowy wiatrak.- Pokażcie mi drogę do Szymków! - prosił dziad dzwigając się na kule.- Nie zażyjecie u nich wywczasu! Tam jeno płacz i zgryzota! - szepnąłMateusz.- Jagusia chora jeszcze? Powiadały, jako się jej cosik w głowie popsuło.- Nieprawda, leży jednak cięgiem i małowiele o Bożym świecie pamięta!Kamień bysię nad nią zlitował! O ludzie, ludzie !- %7łeby tak zatracić duszę chrześcijańską! Ale stara pono skarży całą wieś?- Nic nie wskóra! Wszystkie postanowiły, całą gromadą, prawo mają.- Straszna rzecz gniew całego narodu, straszna! - Jaże się wstrząsł.- Juści, ale głupia i zła, i niesprawiedliwa! - wybuchnął Mateusz ipodprowadziwszy go pod chałupę sam zajrzał do środka, ale rychło wyszedłobcierając ukradkiem łzy.Nastusia przędła len pod ścianą, dziad przysiadłpoboki wyjął niebieską flaszkę. - Wiecie, trza tą wodą pokropić Jagusię trzy razy na dzień i nacierać jejciemię, a do tygodnia jakby ręką odjął! Dały mi tę wodę zakonnice wPrzyrowie.- Bóg wam zapłać! Dwie niedziele już przeszło, a ona cięgiem leży bezpamięci,czasami jeno rwie się kajś uciekać, lamentuje i Jasia przyzywa.- Jakże Dominikowa?- A też kiej trup, jeno przy niej przesiaduje.Nie pociągną oni długo, nie.- Jezu, co się marnuje narodu, Jezu! A kajże to Szymek?- W Lipcach siedzi, przeciek wszyćko na jego głowie, bo ja muszę przy obustróżować.Wetknęła mu w garść całą dziesiątkę, ale dziad wziąć nie chciał.- Z dobrego serca la niej przyniosłem i jeszcze jaki paciorek dołożę doPrzemienienia Pańskiego! Dobra była la biednych jak mało kto drugi naświecie,poczciwa.- Prawda, co miała dobre serce, prawda! A może to i bez to musi tyleprzecierpieć! - szepnęła wlekąc smutnymi oczami po świecie.Od Lipiec roznosiło się dzwonienie na Anioł Pański, a niekiedy dochodziłyturkoty wozów, szczęki naostrzanych kos i dalekie, dalekie śpiewania,złocistakurzawa zachodu przysłaniać jęła całą wieś i pola wszystkie, i lasy.Dziad podniósł się, spędził psa, poprawił torebek i wsparłszy się na kulachrzekł:- Ostańcie z Bogiem, ludzie kochane.KONIEC KSI%7łKI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]