Podstrony
- Strona startowa
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Anderson Kevin J. Moesta Rebecc Najciemniejszy rycerz by lato
- Ostrzegam czytelnika Carter Dickson
- 007 Błędny rycerz John Jackson Miller
- Gordon Noah Lekarze
- Farkas Viktor Poza granicami wyobrazni (SCAN
- Auel Jean M Wielka wedrowka (SCAN dal 1070)
- Sw. Jan Od Krzyza Dziela (2)
- Dzieła ÂŚw. Jan od Krzyża(1)
- Eddings, Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Więc zapewniacie mnie, że jesteście w dobrych stosunkach ze smokami z sąsiedztwa - rzekł Jim.- Rozumiecie, że sprawdzę to wasze oświadczenie u następnego francuskiego smoka, jakiego spotkam?- Tak, tak! - zapiszczała smoczyca, a przynajmniej według smoczej miary jej głos był piskiem.Mało nie podskakiwała z podniecenia, nie spuszczając oczu z paszportu.- Rozumiem - warknął Sorpil.- Oboje rozumiemy.- Tak, tak! - znów powiedziała Maigra.- Ze swojej strony - powiedział Jim, daleko już posuwając rytuał - daje wam słowo, że nie uczynię nic, co mogłoby przysporzyć trudności czy kłopotów smokom z Francji, a jeśli przypadkiem tak się stanie, podejmuję się naprawienia lub usunięcia tej trudności czy problemu, zanim opuszczę Francję, i to nie narzucając się smokom z Francji w celu uzyskania pomocy.Wysłuchaliście i zapamiętaliście to moje oświadczenie?- Tak - stwierdził z niesmakiem smok.- Z drugiej strony - powiedział Jim - w przypadku, gdyby mnie źle we Francji potraktowano, na skutek postawy lub czynów francuskich Jerzych albo innych mieszkańców tego lądu, mogę w razie potrzeby wezwać na pomoc wszystkie francuskie smoki, i pomoc ta zostanie mi uprzejmie wyświadczona.Tym razem nie było natychmiastowej odpowiedzi.Sorpil i Maigra popatrzyli na siebie nawzajem, potem spojrzeli na paszport i znów na siebie.Chwile mijały bez odpowiedzi z ich strony.- No? - zapytał w końcu Jim.- Odpowiedź brzmi „tak” czy „nie”? Może powinienem po prostu wracać do Anglii?- Nie, nie - zapewniła go szybko smoczyca.- Teraz ty nie bądź taki w gorącej siarce kąpany - zamruczał smok.Zwrócił się do Maigry.- Myślisz, że inni.- Musielibyśmy, oczywiście, zapłacić - powiedziała smoczyca.Popatrzyli na siebie przez długą chwilę, potem na paszport i znów na siebie.Wreszcie jeszcze raz zwrócili oczy na Jima.- Przyjmujemy - sapnął ciężko Sorpil.- Zgadzamy się.- Świetnie - stwierdził Jim.- A co właściwie planujesz tutaj robić? - spytał smok.Jim, który miał właśnie przekazać paszport, przytrzymał go przy sobie.- Tego nie muszę ci mówić - odparł.Sorpil zaklął bardziej po jerzowemu niż po smoczemu.- Myślałem po prostu, że moglibyśmy jakoś być ci pomocni, to wszystko - rzekł z niezadowoleniem.- Cóż, w każdym razie dziękuję - odparł Jim - ale co tu będę robił, to moja prywatna sprawa, i spodziewam się, że nie będę ścigany czy szpiegowany przez żadne miejscowe smoki.Czy to zrozumiałe?- Tak! - pisnęła smoczyca.- Więc niniejszym daję wam ten paszport na przechowanie aż do mego wyjazdu - oświadczył Jim.- W której to chwili, pod warunkiem że nie złamię zasad naszej umowy, zwrócicie mi go dokładnie w tym samym stanie.Rozumiecie, że jest on tylko gwarancją mojego dobrego sprawowania się podczas pobytu tutaj.- Oczywiście! - rzekł smok.- A teraz przekaż mi go i zabierzemy cię do środka i nakarmimy.Czy nie tego właśnie chcesz?- Sądziłem, że jest to w zwyczaju - odpowiedział Jim, przekazując paszport.- Och, tak - powiedziała Maigra tonem nieszczególnie zachęcającym.- No to chodź.Jim ruszył za nimi i poprzez mroczną sień w jeszcze ciemniejsze zakamarki zamku.Rozdział 18Przy kolacji Sorpil i Maigra czynili spóźnione wysiłki udając dobrodusznych gospodarzy.Niezbyt im to wychodziło, bo jak stwierdził Jim w czasie posiłku, picia wina i rozmowy, tych dwoje zwracało się równie kwaśno do siebie nawzajem, jak i do wszystkich innych - z wyjątkiem ich chwilowego gościa.Drobne, kąśliwe uwagi, jakie do siebie kierowali, miały skłonność do wkradania się w ich rozmowy nawet wtedy, kiedy próbowali osłodzić atmosferę kolacji syropem konwersacji.W dodatku obojgu najwyraźniej bardzo zależało na skłonieniu lub podpuszczeniu Jima, by wyjawił, czemu przybył do Francji i co tu zamierza robić.Byli w tym jednak wyjątkowo niezręczni, zapewne na skutek braku wprawy.W istocie Jim podejrzewał, że obywali się oni bez jakiegokolwiek kontaktu, nawet z innymi smokami, już od bardzo długiego czasu.Smoczyca, mówiąca szybciej, wpadała w środek powoli i starannie wypowiadanych przez jej męża zdań.Sorpil od czasu do czasu przerywał rozmowę, by ją za to skarcić.W rezultacie ich wysiłki wykradzenia Jimowi jego sekretów były wielce ograniczone, bo nie potrafili działać zespołowo, a właściwie zdarzało im się nawet działać przeciw sobie.Tymczasem Jim zdążył dowiedzieć się już czegoś o nich.- To château - odrzekł smok w odpowiedzi na jedno z pytań Jima - początkowo, oczywiście, należało do Jerzych.Zabrałem im go około stu i dwudziestu lat temu.Miałem już całkiem dosyć tego, że tu siedzieli i obdzierali wieśniaków ze skóry, nic nie zostawiając do życia dla pary smoków, oprócz kilku wychudzonych kóz.Tak więc.- Właściwie, zanim Sorpil dokonał tego swojego ataku na Jerzych w chateau - przerwała mu Maigra - wzięli już niezłe lanie od grupy waszych angielskich Jerzych.To dlatego château jest takie zniszczone.- Ale to ja mówię, Maigro, jeśli pozwolisz - wtrącił dobitnie smok.- Jak mówiłem, kiedy odeszli tamci Jerzy, o których wspomniała Maigra, odczekałem do czasu, kiedy wszyscy powinni spać, i wchodząc przez tę część château, przez którą się przełamano, w pojedynkę.- Byłam z nim - powiedziała smoczyca - ale to się naturalnie dla niego nie liczy.W gruncie rzeczy to.- To było w nocy - powiedział Sorpil - i większość tych ich małych światełek - no, jakże oni nazywają te rzeczy.- Świece! - rzuciła Maigra.- Wszystkie ich świece były zgaszone - powiedział smok - a oczywiście oni są praktycznie ślepi, dopóki nie zdobędą jakiegoś oświetlenia.Jim i pozostałych dwoje smoków wieczerzali w sieni prawie tak wielkiej jak ta, do której wszedł przez frontowe drzwi, rozjaśnionej tylko poświatą księżyca wpadającą przez kilka wysokich okien umieszczonych po jednej stronie komnaty.Oczywiście nie przeszkadzało to Jimowi w smoczym wcieleniu - smoki czuły się całkiem dobrze w prawie zupełnej czy nawet całkowitej ciemności, choć było im nieco wygodniej poruszać się przy niewielkiej ilości światła.Księżycowa poświata wpadająca przez okna była idealna.- Więc ich w większości wyłapałem, jednego po drugim, w ich pokojach i na korytarzach, i nie miałem problemu z wybiciem ich.Jeden czy dwaj sprawili mi trochę kłopotu, ale oczywiście byli na piechotę i nie mieli swoich łusek, więc.- Więc właściwie w ogóle nie miał prawie żadnych kłopotów - zadrwiła smoczyca.Sorpil na chwilę odwrócił ku niej głowę i spiorunował ją wzrokiem, zanim odezwał się znów do Jima.- Więc przejęliśmy to château ponad sto lat temu - ciągnął - a od tej pory wieśniacy przynoszą daninę nam, zamiast Jerzym.Efektem tego jest to świetne jadło i napoje, które mogliśmy ci dziś zaoferować.To stwierdzenie na temat jedzenia i picia jest co nieco przesadzone, pomyślał Jim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]