Podstrony
- Strona startowa
- IGRZYSKA ÂŒMIERCI 01 Igrzyska ÂŒmierci
- Michael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwa
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Vinge Joan D Krolowe 01 Krolowa Zimy
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Potocki Jan Rekopis znaleziony w Saragossie (2)
- Blake, William Complete Poetry And Prose(1)
- Raport Witolda Pileckiego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy to właśnie dlatego zacząłeś tu przychodzić? Tak naprawdę nie interesuje cię mójrozkład dnia, prawda?- Powiedziałbym, że pół na pół.- Chyba powinnam cię ostrzec.Karate goju bardzo się różni od taekwondo.Podwzględem filozofii, techniki walki i postaw.Zamknęłam się i przyśpieszyłam tempo ćwiczeń, dopóki mój partner nie doszedł dokresu sił.Zauważyłam sygnały (drżące nogi, strumienie potu, zaciśnięte zęby), leczbezlitośnie nie zwracałam na nie uwagi.- Mam już dość! - zawołał.Zawstydziłam się, że tak go przeczołgałam.- Pamiętaj, żebyś go nie spłoszyła - rzucił Marshall za moimi plecami.- Tak jest, mistrzu.- Starałam się przybrać skruszony wyraz twarzy.- W szeregu zbiórka! - zawołał Marshall, bo dotąd wszyscy ćwiczyliśmy w parach.Popędziliśmy (a niektórzy z nas pokuśtykali) z powrotem na swoje miejsca.- Ki-o tsuke!Stanęliśmy na baczność.- Rei!Ukłoniliśmy się.- Koniec treningu!- Moje ulubione słowa - mruknął Cariton do Janet, która się roześmiała.Trochę zbyt skwapliwie jak na kiepski żart - pomyślałam.Marshall podszedł do mnie i powiedział bardzo cicho:- Przyjadę po ciebie.Czekaj w domu.Tymi słowami odpowiedział na wszystkie moje pytania.Usiadłam na podłodze, chcąc włożyć buty.Po zawiązaniu sznurowadeł wstanie bezpodparcia się rękami wymagało wiele wysiłku, lecz była to do pewnego stopnia sprawahonoru.Cariton siedział z przekrzywioną głową na jednym ze składanych krzeseł stojącychwzdłuż ściany.Przyglądał mi się badawczo, jak podejrzanej studolarówce.- Dobranoc - rzuciłam krótko.- Dobranoc - odpowiedział i pochylił się, żeby zawiązać swoje sportowe buty.Z jego przystojnej twarzy nie schodziła nachmurzona mina.Wzruszyłam ramionami i wyszłam z sali.Mijając gabinet Marshalla, pomachałam muna pożegnanie.Przeglądał właśnie karty kontrolne pracowników.Główna sala była pusta,jeżeli nie liczyć Stephanie Miller, jednej z pracownic Body Time, która prowadzi zajęciaaerobiku.Dużym przemysłowym odkurzaczem czyściła spłowiała zieloną wykładzinę.Skinęłam jej, nie zwalniając kroku.Wyszłam głównymi drzwiami i podeszłam do swojegobuicka, jednego z czterech samochodów stojących na parkingu.Moją uwagę zwrócił jakiśprzedmiot leżący na masce.Podeszłam, żeby lepiej zobaczyć.Lalka? Skąd się tu wzięła?Po chwili stałam już przy samochodzie.Upuściłam torbę z ciuchami.To rzeczywiściebyła lalka - Ken, partner Barbie.Jedno oko szpeciła plama zrobiona czerwonym lakierem do paznokci.Był świeży.Charakterystyczny zapach czułam z miejsca, na którym stałam.Ktoś za jego pomocąnamalował krople krwi na twarzy zabawki.Ktoś sprawił, że wyglądała tak, jakby ktośpostrzelił ją w lewe oko - oko, w które trafiłam, gdy zastrzeliłam Napa.Pamiętałam dokładnie, jak wyglądał, odgłos, jaki usłyszałam, gdy upadł na ziemię.Wyglądał też trochę inaczej niż Ken.- Jakieś kłopoty? - zapytał Cariton.- Nie chce zapalić?Ucieszyłam się, że ktoś odwołał mnie znad krawędzi koszmaru.Cofnęłam się, żebymógł zobaczyć.- Gdzie to znalazłaś?- Tutaj.Zamknęłam drzwiczki, więc ktoś położył to na masce.Na myśl o osobie, która zostawiła mi taki prezent, ciarki przebiegły mi po plecach.- Co się stało? - spytał Marshall.Właśnie zamknął na klucz drzwi frontowe do Body Time.Po przeciwnej stronieparkingu do swojego samochodu wsiadła Stephanie i ruszyła do domu.Wskazałam lalkę.Nie mogłam się zdobyć na to, by jej dotknąć.- Przykro mi, Lily - powiedział po chwili.- Mam wrażenie, że dzieje się tutaj coś, o czym nie mam pojęcia - wtrącił Cariton.Wzięłam głęboki oddech.Byłam bardzo zmęczona.- Chyba powinnam pokazać to komuś na komisariacie - stwierdziłam.- Nie możesz z tym poczekać do jutra? - zapytał Marshall.- Lepiej jedz teraz do domu.Za chwilę do ciebie wpadnę.- Nie.Chcę się tego jak najprędzej pozbyć.Zadzwonię do ciebie, kiedy wrócę.- Chcesz, żebym z tobą pojechał? - zaofiarował się Cariton.Prawie o nim zapomniałam.Zauważyłam u siebie nieznane dotąd uczuciewdzięczności wobec mojego sąsiada.- To bardzo miło z twojej strony - odparłam sztywno, daremnie siląc się na większąuprzejmość w głosie.- Sama to załatwię.Ale dzięki za propozycję.- Okej.Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebowała.Utykając, Cariton wsiadł do swojego audi i ruszył do domu, niewątpliwie ciesząc sięna myśl o gorącej kąpieli i ciepłym łóżku.Odprowadzałam go wzrokiem, bo nie chciałam napotkać spojrzenia Marshalla.- Zastanawiam się - zaczęłam, nadal zapatrzona w mrok - czy przypadkiem nie maszjakiejś tajemniczej wielbicielki.Kogoś, kto dowiedział się czegoś o mnie, i podrzuca mi terazte upominki, kogoś, kto zabił szczura i zostawił go u Thei na stole.- Widzę, że się boisz.Uważasz, że powinniśmy przestać się widywać?Widziałam, że zadrżał, gdy wypowiadał te słowa.Sprawiał wrażenie przygnębionego iwściekłego zarazem.Mruknęłam do siebie pod nosem, że ja też nie jestem najszczęśliwszą osobą podsłońcem.- Nie.Niczego takiego nie powiedziałam.- W takim razie może nie chcesz, żebyśmy się spotkali dzisiaj wieczorem?- Sama nie wiem.Nie, nie o to mi chodzi.Tak samo nie mogłam się tego doczekać jakty.- Uniosłam ręce w geście frustracji.- Ale tu zaczyna się coś dziać, nie widzisz? Mamwrażenie, że ktoś mnie śledzi.Zakrada się i podrzuca te wszystkie rzeczy.- Machnęłam rękąku lalce.- Zastanawiam się, na co go jeszcze stać.- Pozwolisz komuś takiemu odebrać sobie nawet tę odrobinę radości, jaka ci w życiuzostała?Odwróciłam się gwałtownie, żeby spojrzeć mu w twarz.Marshall instynktownie sięuchylił.W mojej głowie kotłowało się tak wiele myśli, że nie wiedziałam, od której zacząć.- Było, minęło - syknęłam.Gotowałam się z wściekłości i zamierzałam dopiec mu dożywego.- Jeżeli chcesz wiedzieć, miałam dużą ochotę bzyknąć się z tobą dzisiaj wieczorem,ale jeżeli sobie odpuścimy, jakoś to przeżyję.- Ja też na to liczyłem - warknął Marshall, teraz tak samo wściekły jak ja.- Alechciałem też trochę z tobą pobyć i pogadać.Spokojnie porozmawiać, ale widzę, że toniemożliwe.Zamachnęłam się, celując w jego przeponę.Pózniej wyrzucałam sobie, że postąpiłambezmyślnie - zupełnie jakby znudziły mi się zęby.Szybciej, niż mogłam zareagować,Marshall zablokował cios w chwili, gdy moja pięść znalazła się bardzo blisko jego brzucha,jednocześnie wyprowadzając cios otwartą dłonią, celując w moją szyję.Przez długą chwilępatrzyliśmy na siebie nawzajem szeroko otwartymi, pełnymi gniewu oczyma, zanim sięopamiętaliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]