Podstrony
- Strona startowa
- philip k. dick galaktyczny druciarz (4)
- eBooks.PL.AutoCad.2005. (3)
- Walczak R. Prawo Turystyczne
- Lumley Brian Nekroskop IV (SCAN dal 1055)
- Niziurski Edmund Ksiega urwisow
- Zelazny Roger Imie moje legion
- Hume Dav
- Andrzej Sapkowski Czas Pogardy
- La Fayette Księżna de Cleves
- Ziemianski Andrzej Achaja tom 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motyleczeq.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przesunął dźwignię z powrotem i światełka zgasły.- Nie przyda się nam ta broń - skomentował Ross.- Jakie mamy szansę na powrót do domu?Renfry wzruszył ramionami.- Póki co, nie widzę żadnej.Szczerze mówiąc, boję się dłubać w tych urządzeniach, kiedy jesteśmy w kosmosie.Istnieje zbyt duże ryzyko, że zatrzymamy się i nie ruszymy ani do przodu, ani do tyłu.- Brzmi sensownie.W takim razie musimy lecieć do miejsca, na które zaprogramowany jest autopilot? Renfry skinął głową.- Ta technologia jest bardziej zaawansowana i statek znacznie się różni od naszych samolotów.Gdybym miał czas i siedział sobie bezpiecznie na Ziemi, może zdołałbym rozpracować silniki.Ale zaraz potem stanąłbym przed kolejnym dylematem: co wprawia je w ruch.- Napęd jądrowy?- Niewykluczone.Napęd może być atomowy, ale nie zdołam tego ustalić.Silniki są całkowicie ukryte.- A cel podróży może znajdować się gdziekolwiek we wszechświecie - odezwał się Ashe.- Oni musieli znać sposób na skoki w przestrzeni.Podróże nie mogły trwać setek lat.Renfry, wyraźnie rozdrażniony, przyglądał się rzędom przycisków i dźwigni.- Mogli dysponować wszystkim, co byłby w stanie wyobrazić sobie dobry pisarz, ale nie dowiemy o tym, aż coś zadziała, albo nie zadziała!- Niezła perspektywa.- Ashe wstał.- Myślę, że powinniśmy teraz dokładnie zbadać nasz obecny dom.Znaleźli trzy małe kabiny mieszkalne - każda z dwoma kojami.Eksperymentując z panelami ściennymi, natknęli się na odzież i rzeczy osobiste załogi.Travisowi nie podobało się opróżnianie płytkich szafek i zagarnianie rzeczy zmarłych.Z chęcią uczestniczył natomiast w polowaniu na wskazówki, które dla obecnych pasażerów mogły oznaczać życie albo śmierć.: Otworzywszy ostatnią szufladkę, ujrzał obiecujący błysk.Podniósł śliski prostokątny przedmiot, w dotyku przypominający szkło.Na pierwszy rzut oka był mlecznobiały i gładki, lecz kiedy obrócił go z zaciekawieniem, dostrzegł drobne, błyszczące żółte punkty na krawędzi, które mogły być jakimiś klejnotami otaczającymi osobliwą ramką nie obrazek, ale pustkę.Obrazek! Gdyby nosił przy sobie jakieś zdjęcie, co by przedstawiało? Rodzinę? Dom? Przyjaciół? Wpatrywał się w pustkę w obrębie ramki.Pustkę? Tam coś było! Na powierzchnię sączył się kolor, kształty stawały się coraz bardziej wyraźne.Zdezorientowany, prawie przerażony, Travis obserwował zadziwiające zjawisko.Teraz naprawdę patrzył na obrazek - znajomy widok pustyni i gór.Hmm, możliwe, że stał na urwisku i patrzył w kierunku kanionu Czerwonego Konia! Jak to możliwe, żeby jakiś obcy, który żył dwanaście tysięcy lat temu, miał pośród rzeczy osobistych zdjęcie rodzinnego kraju Travisa? To niewiarygodne! Nierealne!- Co to jest, synu? - Ręka Ashe'a na jego ramieniu była bardzo realna, głos wydawał się ciepły w porównaniu z chłodem ogarniającym Travisa, w miarę jak wpatrywał się w trzymany w ręku przedmiot, przedmiot, który, mimo znanego piękna, był czymś złym, okropnym.- Zdjęcie.- wymamrotał.- Zdjęcie mojej ziemi rodzinnej.Tutaj.- Co takiego? - Ashe pochylił się i z okrzykiem wyrwał Travisowi z rąk dziwny przedmiot.Apacz potarł spocone dłonie o biodra, starając się zetrzeć wspomnienie dotyku.Archeolog, patrząc na pustynny krajobraz, krzyknął ponownie.Obraz bladł, a barwy pochłonęła biel.Zarysy urwisk i gór zniknęły.Ashe podniósł ramkę w obu dłoniach.Teraz w jej głębi znów coś zawirowało, scena nabierała nowej ostrości.Tyle że nie była to już pustynia, lecz las wysokich, zielonych drzew.Travis rozpoznał sosny.Poniżej znajdował się pas szarobiałego piachu, a dalej fale, które unosiły się wysoko i spienione rozbijały o poszarpane skały.Nad niespokojną wodą wisiały białe ptaki.- Safeharbour! - Ashe usiadł raptownie na koi i obraz zatrząsł się w jego drżących dłoniach.- To plaża przy moim domu w Maine! -W Maine, naprawdę! Safeharbour, Maine! Ale jak się tu znalazła? -Na jego twarzy malowało się zdumienie.- Mnie również pokazał dom rodzinny - powiedział wolno Travis.- A teraz tobie inną scenę.Być może istocie, która kiedyś mieszkała w tej kabinie, też pokazywał dom.To z pewnością magiczny przedmiot.I nie chodzi tu o magię, jaką twoja rasa zaprzęgła do spełniania woli, ani o taką, jaką znali moi przodkowie.Myśl, że ten przedmiot zaskoczył także białego człowieka, rozproszyła początkowy strach Travisa.Ashe podniósł wzrok i spojrzał na Apacza.Powoli pokiwał głową.- Wydaje mi się, że masz rację.Co oni znali, ci ludzie? Jakie cuda znali! Musimy się dowiedzieć, czego tylko się da, podążyć ich śladem.Travis zaśmiał się nerwowo.- Ich śladem to my podążamy, doktorze Ashe.A co do nauki, no cóż, zobaczymy.8W wąskim korytarzu pojawiła się jakaś postać.Opatrzone poduszeczkami stopy ledwo dotykały podłogi.W bezczasowym wnętrzu statku kosmicznego, gdzie nie było zmiany dnia w noc, Travis musiał długo czekać na ten szczególny moment.Zaczął odpinać pas.Zapasy wody podzielili na ścisłe racje i tak samo zrobili z kapsułkami zawierającymi koncentraty żywności.Lecz jutro, czy w kolejnym okresie przebudzenia, który umownie nazywali “jutrem", pozostaną im tylko cztery małe porcje.Travis zdawał sobie z tego sprawę.Pamiętał “również, co powiedział Ross w dniu, w którym omawiali potrzebę eksperymentowania z zapasami żywnościowymi obcych.- Case Renfry - rzekł Murdock - nie zamierza być królikiem doświadczalnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]