Podstrony
- Strona startowa
- Jarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.V KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJ
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- ksiega est pełna wersja Luke Rhinehart
- Pratchett Terry Nomow Ksiega Wyjscia scr
- Mochnacki M. Powstanie Narodu Polskiego (ksiega I) (2)
- Al Williams MFC. Czarna ksiega
- Pratchett Terry Nomow Ksiega Wyjscia
- Podręcznik ArchiCad 9 pl
- Caine Rachel Czas Wygnania 02 Nieznana
- Arystoteles Metodorologika, O swiecie (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie rozumiem.— powiedział Sądej bawiąc się kałamarzem.— Czego pan nie rozumie?— Nie rozumiem — uśmiechnął się Sądej — dlaczego pan chciałby, żeby Stopa zmiękł.— Jak to? — zapytał zdumiony kierownik.— No, przecież celem naszego wychowania nie ma być mięczak.Przypomnę tutaj, że właśnie mięczaki wytwarzają skorupę i zamykają się w niej.— Co widzimy na przykład u małży i ślimaków — dodał poważnie Gondera.Pan kierownik poczerwieniał.— Żarty zoologiczne są tu nie na miejscu.Proszę poważnie.Klasa jest zła i należy zastanowić się nad metodami.— Zła? Wcale się z tym nie zgadzam — powiedział głośno Sądej.— To jest wartościowa klasa.Nieprzeciętni chłopcy.— Nieprzeciętne łobuzy, zgoda — uśmiechnął się gorzko Stelmach.— Nie przeczę, że i łobuzy.Są to jednak chłopcy zdolni, ciekawi, z zainteresowaniami.Świadczy o tym choćby ta wyprawa do kopalni.Kto z nas, proszę kolegów, w ich wieku uciekał do kopalni? Uciekało się do lasu, w pole.— Przepraszam, ja nie uciekałem — oświadczył surowo pan Stelmach — proszę nie uogólniać.Dziwię się, że pan kolega chce usprawiedliwić tak oczywiste wykroczenia.— Nie, nie chcę usprawiedliwić.Ale.proszę kolegów, czy to naprawdę tylko ich wina? A my?.Kierownik chodził wzburzony po pokoju, z rękoma założonymi do tyłu.— Pan kolega Sądej zawsze staje po stronie urwisów.No, cóż.To nic nie kosztuje, ale ciekawym, jak by wyglądała szósta, gdyby był jej wychowawcą.— No, może nie najgorzej — rzekł urażony Sądej.— Może więc pan objąłby to stanowisko, właśnie wakuje — rzekł z ironią kierownik.— Pan wie, że mam obowiązków aż nadto.— Oczywiście wymawia się pan.Łatwo jest służyć genialnymi radami.Ale proszę, niech pan pokaże te swoje metody.Zobaczymy, czy daleko na nich można zajechać.No cóż, tchórzymy?Sądej przyglądał się kałamarzowi.— Dobrze, obejmę wychowawstwo szóstej — podniósł nagle głowę.— Pan żartuje — powiedział zaskoczony kierownik.— Pan chyba zdaje sobie sprawę.— Zdaję sobie doskonale.— Nie.nie mogę pozwolić na podobne ryzyko.— Przecież pan mi sam zaproponował.— Nie brał pan chyba tego na serio?— Przeciwnie, rozmawialiśmy, zdaje się, poważnie.Kierownik tarł ręce z zakłopotaniem.— Powiem szczerze, pan nie da rady.Tam trzeba nauczyciela silnego jak koń.Nie macie warunków, kolego.— To się okaże.Wtrącili się pozostali nauczyciele.Przez parę minut spierano się gwałtownie.W końcu kierownik trąc ręce obrócił się do Sądeja.— Więc obstaje pan przy swoim zamiarze?— Tak!— I do półrocza zobowiązuje się pan wyciągnąć ich?— Do końca roku.— Nie mogę dopuścić, by klasa straciła rok.— Więc dobrze, do półrocza.Pan Stelmach patrzył niedowierzająco spod okularów.Kierownik skinął na niego.— Kolego Stelmach, zaprotokołujcie.Nagle zatrzymał się i nasłuchiwał.Jego uszu dobiegły jakieś krzyki za drzwiami.Wiadomość, że Sądej objął wychowawstwo, wywołała wśród szóstaków burzliwy entuzjazm.Tylko w paczce Miksy podniosły się głosy, że Gondera byłby jeszcze lepszy.No, ale i Sądej nie jest zły.Bronił przecież.— Ja ci mówiłem, że Sądej to jest ktoś — mówił uszczęśliwiony Wiktor do Karlika.— Cicho bądźcie, bo usłyszą jeszcze — syczeli Miksa i Joniec podsłuchując przy drzwiach.W tej samej chwili kierownik otworzył drzwi i zderzył się z przerażonymi chłopcami.— A to co? — zasapał.— No tak, szósta.Podsłuchiwali.Proszę, proszę, kolego Sądej.Sądej wyszedł na próg, ale chłopców już nie było.Czmychnęli jak zmyci.Z dołu dochodził tylko pośpieszny tupot wielu nóg.Zajączkowski, wzburzony, zatrzasnął drzwi.— Oto pana pupilkowie, Sądej — zasapał.Z NOTATNIKA BATURYMam trzynasty rok i chodzę do szóstej klasy w Wilczkowie.Mój tatuś był kowalem i mój dziadek też.Ale teraz kuźnia jest zamknięta i mama suszy tam bieliznę, a tatuś został majstrem w warsztatach przy kopalni i nie robi już podków ani okuć do wozów, tylko różne narzędzia dla górników.Adam, mój najstarszy brat, też jest kowalem i też w kopalni.A oprócz niego mam jeszcze trzech braci i jedną siostrę Anielkę.I każdy już jest ważny.Pietrek jest nawet radnym w Gminnej Radzie Narodowej, należy do Komitetu Gminnego i przemawia na każdym zebraniu.A poza tym rządzi całym gospodarstwem i tą jedną morgą, którą mamy.Franek służy w wojsku przy samolotach i lata na odrzutowcach.Stasiek uczy się w technikum w Bytomiu i na pewno będzie sztygarem w kopalni.Czasem to im wszystkim zazdroszczę, nawet Anielce, chociaż jest dziewczyną, bo już jest w szkole inżynierskiej w Częstochowie i mimo że wzięła nudny, dziewczyński wydział włókienniczy, ale zawsze, co mnie zakasowała, to zakasowała, bo ja jestem jeszcze w powszechniaku i uczę się dopiero na ułamkach.Bo ja jestem najmłodszy.To wcale nie jest przyjemne być najmłodszym.Oni wszyscy już są dorośli i już są czymś.Tylko człowiek wciąż jeszcze jest niczym i zawsze dla nich jest się małym.Bardzo mnie to złości, bo wcale nie jestem mały i jestem już taki duży jak nauczyciel Gondera, a poza tym jestem najsilniejszy w klasie i nawet Gola z siódmej mnie nie położy, chociaż ma piętnaście lat i jest prawie dorosły.Postanowiłem pisać ten notatnik, bo dzieją się u nas różne hece, a szkoda gadać, żebyśmy inaczej przeszli do historii.Ale to wcale nie ma być pamiętnik, bo pamiętniki piszą dziewczyny, takie jak Zośka Szkło, i zapisują tam różne głupstwa, co która powiedziała, jak była ubrana i co jej się śniło.A ja będę zapisywał same ważne rzeczy i całą prawdę, i to, co mnie złości.A poza tym mam zamiar być wielkim racjonalizatorem (przekreślone i napisane „wynalazcą”).Jak umrę, będą o mnie uczyć i będą pisać książki.Tak mało piszą w książkach o uczonych, co robili, jak byli dziećmi (przekreślone i napisane „młodzieżą”), więc ja postanowiłem zapisywać, żeby pisarze mieli materiał.A na końcu to będę dlatego pisał, bo ja się często złoszczę, a Sądej powiedział, że gniew wsiąka w papier, więc zobaczę, czy to jest prawda.A najwięcej to mnie złości, że u nas nie ma drużyny.W innych szkołach wszędzie mają i w „Świecie Młodych” czytam, i w „Płomyku” o tych drużynach, tylko u nas brak, bo nie ma kto być przewodnikiem.Od zeszłego roku tak się to wałkuje.Na wiosnę, jak widziałem, że nic z tego nie wychodzi, chciałem sam zrobić drużynę.„Zapisujcie się do mnie” — powiedziałem.I wywiesiłem kolorowe ogłoszenie.Z młodszych klas to nawet pozapisywali się, a z naszej to tylko Stachurka, bo on jest moim przyjacielem, a inni to nie chcieli się zapisywać, bo bali się, żebym nimi nie rządził, tak mi powiedzieli.No, a ci malcy, co się zapisali, zaraz mnie otoczyli i mówią:„Ty, Batura, a piłka będzie?”„A dostaniemy czerwone chusty?”„Dostaniecie!”Wszystko im obiecałem.Dziewięćdziesięciu malców wtedy się zapisało.Na drugi dzień robimy ze Stachurka zbiórkę.Przyszli wszyscy, co do jednego, ale nie chcą się nawet ustawiać, tylko od razu: „Daj nam chusty czerwone i piłkę”.„Bratkowie — mówię do nich — tak od razu skąd wam wytrzasnę? Kapitalistą nie jestem, żebym wam chusty fundował i piłkę.Skarbonka pusta, zapracować, braciszkowie, trzeba”.Zagnałem pętaków do zbierania ziół, bo czytałem, że na tym można zarobić i inni harcerze sobie fest skarbonkę nabili.Przez całe popołudnie ganiałem smarkaczy po łące i lesie — uzbierali nawet sporo — i kazałem przyjść na drugi dzień.Ale na drugi dzień przyszedł tylko jeden Stachurka.Rozzłościłem się i biegam po wsi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]